Paulo Sousa wysłał w piątek wstępne powołania aż 35 piłkarzom, ale Damiana Kądziora na tej liście zabrakło. Pominięcie 28-latka było niespodzianką, bo Jerzy Brzęczek regularnie zapraszał go na zgrupowania drużyny narodowej. Jesienią w Eibarze nie grał regularnie, ale po przejściu do tureckiego Alanyasporu nadrabia stracony czas. Nie ma zamiaru składać broni w walce o udział w Euro 2020.
Michał Grzela, WP SportoweFakty: Jak odbierasz brak powołania na najbliższe mecze kadry?
Damian Kądzior, piłkarz Alanyasporu i reprezentacji Polski:
Można się było tego spodziewać. Na pewno nie będę rozpaczał, bo to nie koniec świata. Mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna. W tej chwili mamy marzec, a ja dopiero wracam do formy. Zobaczymy, co będzie w maju. Wiadomo, że chciałbym być w kadrze, ale takie są decyzje i trzeba się z tym pogodzić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niecodzienna sytuacja w polu karnym. Przyjrzyj się sędziemu
Selekcjoner Paulo Sousa kontaktował się z tobą po objęciu nowego stanowiska?
Mieliśmy spotkanie grupowe. Oprócz tego trener reprezentacji odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne kontaktował się ze swoim odpowiednikiem z Alanyi. Notabene, to osoba, która bardzo mi pomogła. Jestem typem zawodnika, który im ciężej trenuje, tym lepiej gra, a od zeszłego lata jestem bez okresu przygotowawczego. W Turcji udało mi się sporo nadrobić, ponieważ dostałem to, czego oczekiwałem. Wspomniany przed chwilą trener od razu wziął mnie w obroty i dziś to bez dwóch zdań procentuje.
Jak zareagowałeś na zwolnienie Jerzego Brzęczka?
Na pewno był to szok, który dodatkowo spotęgował fakt, że wszystko wydarzyło się tak nagle. O zwolnieniu trenera Brzęczka dowiedziałem się od kolegi, siedząc na lotnisku we Frankfurcie. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że osobiście bardzo cenię trenera Brzęczka. To on dał mi zadebiutować w reprezentacji, u niego zagrałem od pierwszej minuty, wysłuchałem Mazurka Dąbrowskiego na placu gry, czy chociażby strzeliłem bramkę. Po zakończeniu współpracy polskiego związku z trenerem Brzęczkiem wysłałem mu dłuższą wiadomość z podziękowaniami i tyle. Życie toczy się dalej. Sam wiem, że jestem w stanie przekonać do siebie nowego selekcjonera. Preferuję jednak metodę małych kroków i zdaje sobie sprawę, że muszę w każdym meczu Alanyi pokazywać się z dobrej strony.
Mistrzostwa Europy coraz bliżej. Czujesz presję związaną z turniejem?
W tamtym roku zastanawiałem się, czy zmieniać klub, czy nie zmieniać. Mimo że byłem po dwóch znakomitych sezonach w Dinamo, nie wiedziałem, czy znajdę się w kadrze na Euro, które ostatecznie zostało przełożone. W tej chwili wolę skupić się na tym, na co mam wpływ, a więc nie na powołaniach nowego selekcjonera, a na przygotowaniu najlepszej wersji samego siebie.
W ostatnim meczu w końcu wyszedłeś w pierwszym składzie...
Potrzebowałem takiego spotkania. Dużo czasu w ostatnich tygodniach poświęciłem na trening indywidualny. Czuję, że moja dyspozycja jest coraz wyższa, a to przekłada się na więcej szans od trenera. Już we wcześniejszych meczach, chociażby z Galatasaray, zacząłem odnosić wrażenie, że wraca ten stary Damian, sprzed okresu w Eibarze. W starciu z Goztepe było podobnie.
Jesteś zadowolony z pierwszych tygodni w Turcji? Trudno było się przystosować do nowego miejsca?
Przeciwnie. Razem z żoną jesteśmy bardzo szczęśliwi. Turcja to miejsce piękne do życia. Sytuacja związana z koronawirusem nie jest tu aż tak skomplikowana. Niedawno otworzono restauracje i Alanya - jako miasto turystyczne - zaczyna budzić się do życia. Do tego w klubie panuje pełen profesjonalizm. Nie ma żadnych problemów - ani finansowych, ani organizacyjnych. Mamy świetną bazę do treningów, duży sztab. Gdy przychodziłem do Alanyi, wszyscy wiedzieli, że za mną dość trudny okres w Eibarze. Ludzie podeszli do mnie indywidualnie, co było zmianą w stosunku do wcześniejszych miesięcy w Hiszpanii i okazało się bardzo ważne w kontekście powrotu do mojej dawnej formy. Dzięki temu mam poczucie, że z tygodnia na tydzień rosnę, co pozwala mi jeszcze lepiej odnajdywać się na boisku.
Jak wiele brakuje do formy, dzięki której udało ci się chociażby zadebiutować w reprezentacji Polski?
Wiem, że cały czas muszę ciężko pracować. Nie jest łatwo wrócić do optymalnej dyspozycji po okresie praktycznie bez gry. Dla mnie to była o tyle ciężka sytuacja, że przytrafiło mi się to pierwszy raz w życiu. Z tego powodu dużo czasu i sił zainwestowałem w trening indywidualny i mentalny. To było bardzo ważne.
Przyjęło się, że człowiek najwięcej uczy się na porażkach.
Im człowiek starszy, tym trochę inaczej spogląda na wszystko dookoła. Najważniejsze to postawić ciężką pracę na pierwszym miejscu. Ona zawsze się obroni. Czasem tak bywa, że negatywne wydarzenia poprzedzają zdecydowanie lepszy okres. Nie można zapominać również o ludziach, którzy nas otaczają. Mam to szczęście, że cała moja rodzina na czele z żoną, a także moi psychologowie bardzo mnie wspierali.
A co z trenerem Alanyasporu? Jak wyglądają wasze stosunki?
Moja relacja z trenerem Atanem daje spore nadzieje na to, że wszystko dobrze się ułoży. Od początku mojego pobytu w Turcji dużo ze sobą rozmawiamy. Wstępnie doszliśmy do wniosku, że na razie nie jestem najlepszą wersją samego siebie. Od tamtego momentu rozpoczęła się praca nad stopniowym wdrażaniem się do zespołu i ten ostatni mecz pokazał, że jest coraz lepiej, że wracają dobre nawyki. W kolejnych tygodniach chcę pójść za ciosem.
W Chorwacji zasłynąłeś nie tylko dobrą grą, ale także szybkim przyswojeniem tamtejszego języka. Próbujesz teraz podłapać trochę tureckiego?
Przyznam szczerze, że na razie chwalę sobie możliwość skorzystania z pomocy tłumacza. W Hiszpanii na przykład zderzyłem się ze ścianą. Bariera językowa była ogromna, ale to też miało swoje zalety. Byłem poniekąd zmuszony nauczyć się hiszpańskiego w ekspresowym tempie i teraz, już jako gracz Alanyasporu mam bardzo dobry kontakt z hiszpańskojęzycznym środowiskiem. Nawet na boisku zdarza mi się operować zwrotami w tym języku. Co się natomiast tyczy tureckiego, to znam kilka słów. W szatni podstawowym językiem jest angielski, więc turecki nie jest obowiązkiem. Niemniej, ostatnio żona zachęcała mnie właśnie do nauki języka tureckiego. W ten sposób można okazać szacunek miejscowej kulturze, a także ludziom, którzy dają ci pracę.
Kwestią otwartą pozostaje to, czy będziesz miał odpowiednio dużo czasu, aby nauczyć się nieco więcej.
Nie wiem, co będzie za kilka miesięcy, ale jeśli zobaczę, że jest szansa zostać na dłużej w Alanyi, to na pewno bardzo poważnie rozważę tę opcję. Wtedy bardzo chętnie przysiądę na dłużej nad tureckim. Z każdym kolejnym językiem jest łatwiej. Na razie mam na swojej liście chorwacki, angielski oraz hiszpański, którego wciąż się uczę.
Chcesz całkowicie zapomnieć o Hiszpanii i Eibarze?
W życiu nie powiem złego słowa na Eibar. To nie jest kwestia tego, czy grasz, czy nie. Na początku w Alanyi z grą też nie było zbyt kolorowo. To, co jednak muszę podkreślić, to uczucie szczęścia, jakie towarzyszy w Turcji mi i mojej żonie. Żyje nam się tutaj naprawdę super i to są wartości, które trzeba brać pod uwagę przy podejmowaniu decyzji. Nie wszystko zależy jednak ode mnie. Jedyne, co mogę w tej chwili zrobić, to dawać z siebie 100 procent w każdym kolejnym meczu. Jestem również świadomy tego, że mój kontrakt z Eibarem wciąż obowiązuje, a klub stale obserwuje moją sytuację. Po każdy meczu dostaję z Hiszpanii materiały, z których wynika, co według dyrektora było dobrze, a co źle.
Turcja to po Chorwacji i Hiszpanii trzeci zagraniczny kraj, w którym przyszło ci grać w piłkę. Jak wspominasz to, co już za tobą?
Jeśli chodzi o Hiszpanię, nie sposób mówić tu o sielance. Cenię sobie jednak to, że trudności i wyzwania, jakie napotkałem, pozwoliły mi nauczyć się czegoś nowego. Obecnie jednak skupiam się na tym, co dotyczy Alanyi, gdzie jestem po prostu szczęśliwy. Polecę ten klub każdemu, kto o niego zapyta. Jednocześnie nie ukrywam, że mam bardzo duży sentyment do Dinama. Dinamo mnie zbudowało, a poza tym to bardzo dobry klub, który regularnie występuje w europejskich pucharach. Sam zagrałem przeciwko Manchesterowi City w Lidze Mistrzów, zaliczyłem w tym starciu asystę i to są wspomnienia, które zostaną ze mną na zawsze. To właśnie dzięki grze w Dinamo trafiłem do absolutnie topowej ligi oraz zadebiutowałem w reprezentacji Polski.
Co daje ci poczucie największej satysfakcji, gdy analizujesz swoją karierę?
Jakiś czas temu sporządziłem na kartce papieru listę rzeczy, z których sam jestem dumny. To była tzw. praca na przekonaniach. Przyznam, że lista była całkiem długa. Jak każdy wie, dość późno zacząłem grać na wyższym poziomie, nawet w Polsce. Gdyby ktoś w czasach, gdy grałem w Wigrach Suwałki, powiedziałby o transferze do Primera Division, to nie dałbym sobie wmówić, że tak się właśnie stanie. Dlatego odczuwam, że już teraz udało mi się osiągnąć stosunkowo sporo. To daje mi dodatkowego kopa, co jest istotne, bo wciąż czuję głód. Lubię realizować cele, ale nie lubię osiadać na laurach. Taka postawa sprawiła między innymi, że podjąłem ryzyko w postaci przejścia z Eibaru do Alanyasporu w zimowym okienku transferowym. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe, ale przecież mam swoje marzenia.
Niekiedy przez marzenia można stracić kontakt z rzeczywistością.
Nigdy nie miałem z tym problemu, ale wiem też, że moi najbliżsi szybko sprowadzili by mnie na ziemię, gdyby dostrzegli coś niepokojącego. Jeżeli natomiast ktoś nastraja cię negatywnie, najlepiej możliwie szybko odciąć się od takiej osoby. Sam to przerabiałem w przeszłości. To pokazuje, że ciężka praca i odpowiednio środowisko to wartości, które pozwalają zbudować naprawdę fajną i ciekawą karierę. Dzięki pasji do wykonywanego zawodu można przenosić góry i tak jak robią to najlepsi - Robert Lewandowski, czy Cristiano Ronaldo - każdego dnia, mimo sukcesów, szukać czegoś ekstra, co pozwoli wzbić się na jeszcze wyższy poziom. To duża sztuka, a zarazem ogromna frajda.
Potrafisz sobie wyobrazić życie, w którym piłka nożna nie znajduje się w centrum uwagi? Jaką drogą chcesz podążyć w kolejnych latach?
Wydaje mi się, że nie potrafiłbym żyć bez piłki. To, co będę robił w przyszłości, na razie pozostaje zagadką. Oczywiście, w mojej głowie kiełkują powoli jakieś pomysły, ale jeszcze o niczym nie zdecydowałem. Warto podkreślić, że bycie piłkarzem stawia człowieka w bardzo korzystnej sytuacji. Można zabezpieczyć siebie, swoją rodzinę, mamy czas na ewentualną zmianę planów, co tylko potwierdza, że wykonujemy najpiękniejszy zawód na świecie. Właściwie to nie zawód, ponieważ idzie w parze z czerpaniem garściami przyjemności z tego, czym zajmujemy się na co dzień. Kiedyś ktoś powiedział, że jeśli będziesz robić to, co kochasz, nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu. Dlatego dopóki zdrowie będzie dopisywać chcę jak najdłużej dawać z siebie wszystko na boisku.
Czytaj także:
Bundesliga: dobry występ i gol Krzysztofa Piątka, Rafał Gikiewicz również nie zawiódł
Czytaj także: Serie A: drużyna Kamila Glika bez przełamania. Sytuacja staje się poważna