Paulo Sousa ogłosił ścisłą kadrę na mecze z Węgrami, Andorą i Anglią w poniedziałek. A we wtorek spotkał się w siedzibie PZPN z przedstawicielami największych polskich mediów, aby porozmawiać o tym, co wkrótce czeka naszą reprezentację. Czy Portugalczyk obawia się, że trzech naszych najlepszych napastników nie zagra w tym ostatnim spotkaniu?
Czy Polska wybierze się na Wembley, aby wyszarpać remis? Jak Sousa uzasadnia obecność w kadrze 17-letniego Kacpra Kozłowskiego?
Dlaczego selekcjoner nie chce rozmawiać o nieobecnych, czyli Tomaszu Kędziorze i Rafale Gikiewiczu? I czemu jego żonie ulżyło, gdy dowiedziała się, że podejmuje pracę z Polską...
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Ma pan spore doświadczenie jako trener. Czy zdarzył się już mecz, w którym wszystko zagrało, jak trzeba? Mecz perfekcyjny pod każdym względem z punktu widzenia szkoleniowca? Taki, który chciałby pan powtórzyć jako selekcjoner reprezentacji Polski?
Paulo Sousa, dwukrotny zwycięzca Ligi Mistrzów jako piłkarz, trener reprezentacji Polski: Zanim zdążył pan dokończyć pytanie, już w głowie pojawiła mi się odpowiedź. Od razu pomyślałem o meczu Serie A z Napoli. Prowadziłem wtedy Fiorentinę, ostatecznie mecz zakończył się remisem. W tamtym spotkaniu było wszystko. Poziom taktyczny, techniczny, wysoka intensywność, realizacja założeń, które przekazywałem. Jeśli miałbym powiedzieć, że w którymś meczu moi zawodnicy byli najbliżej perfekcji, najbliżej tego, czego od nich oczekiwałem, to właśnie w tamtym spotkaniu. Zresztą, w przeciwnym zespole grał wtedy Piotr Zieliński, na którego tak bardzo liczę teraz, w trakcie pracy z reprezentacją Polski. Bo to zawodnik pod wieloma względami wyjątkowy.
ZOBACZ WIDEO: Zaskakujące decyzje Sousy. "Brak powołania dla Kapustki jest ogromnym zaskoczeniem"
No właśnie, czy ma pan już pewność, że we wszystkich trzech marcowych meczach kadry będzie mógł liczyć na Zielińskiego i innych? Wciąż nie mamy niestety pewności, czy w meczu z Anglią zagra Robert Lewandowski. A może są nowe wieści w tej sprawie?
Wciąż czekamy. Chcielibyśmy, aby to się wyjaśniło jak najszybciej, jesteśmy w kontakcie z Bayernem, z UEFA... Pamiętajmy, że w Niemczech decydują o pewnych kwestiach regionalne władze zajmujące się zdrowiem. Słyszymy, że w Bawarii planowany jest na przykład powrót dzieci do szkół... Generalnie, patrząc globalnie, mamy nadzieję, że władze różnych krajów rozumieją, jak ważna w tej sytuacji jest piłka nożna. Świat w dobie pandemii ma swoje ograniczenia, a moim zdaniem sport dostarcza ludziom, często zmęczonym już tym wszystkim, wielkich emocji, oderwania się o smutnej rzeczywistości. Ważne, aby rządzący o tym pamiętali, że sport naprawdę ma tu rolę do odegrania. Inna sprawa, że ważne jest, aby można grać w najsilniejszym składzie. Mam w zespole najlepszego piłkarza świata i jest oczywiste, że bardzo chciałbym go mieć w drużynie na Wembley. Poza tym sprawa dotyczy też innych napastników, Krzysztofa Piątka i Arkadiusza Milika.
A co jeśli, odpukać, ci piłkarze nie będą mogli zagrać? Ma pan plan B?
Z natury jestem optymistą i wierzę, że ten problem uda się rozwiązać pozytywnie, że będą do naszej dyspozycji. A jeśli nie? Wtedy będziemy myśleć, ale nie będę powoływał dodatkowych graczy. Będziemy operować tymi, którzy już są w kadrze.
Powołania też spowodowały pewne kontrowersje. Największa to chyba brak obrońcy Tomasza Kędziory. Wiele osób się temu dziwi. To zawodnik, który ma pewne miejsce w składzie Dynama Kijów, grał w Lidze Mistrzów, był pewniakiem u poprzedniego selekcjonera. Czy to dlatego, że według niektórych dość słabo broni i to przeważyło nad jego atutami w ofensywie?
Nie mam w zwyczaju rozmawiać o piłkarzach, których nie ma w kadrze w danym momencie. Wolę mówić o obecnych, bo oni są w stanie zrobić różnicę w najbliższych meczach. Ale podkreślam wyraźnie: nikt nie jest skreślony raz na zawsze. To powołania na trzy najbliższe mecze, a nie na finały EURO. To, że ktoś jest teraz, nie jest równoznaczne z biletem na EURO. I odwrotnie. A co do nazwisk: po prostu trochę cierpliwości. Zobaczycie w najbliższych meczach, jak chcę, żeby grał ten zespół. I wtedy niektóre moje decyzje będą łatwiejsze do zrozumienia.
Nie ma też bramkarza Rafała Gikiewicza, który robi furorę w Bundeslidze.
Jak wyżej. Nie rozmawiam o nieobecnych. Skupiam się na tych, którzy dostali powołanie.
No dobrze. Jest Kamil Grosicki. Gorąca kwestia, bo on nie gra w klubie.
Grosicki jest już w Warszawie, we wtorek trenował z moimi asystentami. W środę ma wolne, w czwartek i piątek trzy kolejne sesje treningowe, w tym spotkanie ze sztabem w hotelu, gdzie będziemy rozmawiać między innymi o taktyce. Co do Kamila, chcemy, żeby był szczery sam ze sobą i z nami. Musi nam szczerze przekazać, jak się czuje, co z jego przygotowaniem fizycznym. Wszyscy wiemy, jak trudne były dla niego ostatnie miesiące, również mentalnie. Natomiast co do kadry, to wiadomo: entuzjazm u Grosickiego jest ogromny. Choć oczywiście, sam entuzjazm to za mało. Musi być dobrze przygotowany.
Powołał pan również 17-letniego Kacpra Kozłowskiego, o którym mówi się, że to cudowne dziecko polskiej piłki. Co konkretnego w nim pan dostrzegł?
To, co większość polskich trenerów. Że to wielki talent, że ma wielki potencjał. I ja się z opiniami polskich trenerów zgadzam. Stąd powołanie. A teraz czasem słyszę, że co on może dać kadrze, taki młody. A na co tu czekać? Jestem również po to, aby skracać drogę - od średniego poziomu do wysokiego, od udziału w piłce młodzieżowej do seniorskiej. Pewnie, że Kozłowski, jeśli chodzi o reprezentację, przeskakuje kilka kategorii wiekowych, ale powtarzam: nie ma sensu czekać. Niech ten chłopak, który może być za jakiś czas ważnym punktem kadry, już się do niej przyzwyczaja. Niech przebywa z Lewandowskim, Milikiem, Piątkiem i innymi doświadczonymi piłkarzami. On może tylko na tym zyskać, nabrać pewności, podciągnąć się. Gdy byłem na meczu w Szczecinie, miałem wrażenie, że jest trochę nerwowy. Otrzaskanie się z kadrą powinno mu pomóc również w tym zakresie.
Przed nami trzy niezwykle istotne mecze. Oczywiście ten z Anglią wzbudza największe emocje. Bijemy się o pierwsze miejsce w grupie, czy raczej drugie - za Anglikami?
Oczywiście, że o pierwsze! Nie mamy nawet prawa myśleć, że drugie by nas zadowoliło. Jednym z moich zadań jest wytworzenie w zespole mentalności zwycięzców. A zwycięzcy nie walczą o jeden punkt. Nie możemy jechać na Wembley z myślą, że bronimy się cały mecz i próbujemy wywalczyć remis. Nie! Chcę, żeby gracze myśleli tak jak ja - pozytywnie. Z drugiej strony jestem realistą: wiem, że Anglicy mają większe możliwości od nas. To zespół, który może nam sprawić największe problemy, jeśli chodzi o przewidywanie ich pierwszej jedenastki. Bo mają tak ogromne możliwości, tak wielki wybór piłkarzy. Kolejna przewaga: grają u siebie, w świetnej lidze, w doskonałych zespołach. Ale... To, że mają przewagę w różnych aspektach, nie znaczy, że to musi znaleźć przełożenie na boisku. Mamy znaleźć sposób na to, aby im się przeciwstawić. Nie mogę zagwarantować, że to się uda, ale mogę zagwarantować, że na pewno spróbujemy.
W sumie to wiadomo, jak pan chce grać, czy to będzie niespodzianka dla rywali?
Jestem człowiekiem szczerym, prawdomównym, ale wiadomo, że wszystkiego nie mogę wam powiedzieć, bo zaraz dowiedzą się o tym nasi rywale. Niech nasza gra w pewnym sensie będzie dla nich niespodzianką. To z jednej strony minus, że mam tak mało czasu, ale może i plus, bo rywale nie mają kiedy nas rozpracować. Na pewno w dwóch pierwszych meczach zagramy wysoko obroną, chcemy być jak najbliżej pola karnego rywala. Mamy wielki atut: doskonałych napastników. Myślę, że pod tym względem jesteśmy w lepszej sytuacji niż wiele innych reprezentacji. Wiem, że w polskiej kulturze piłkarskiej kontratak jest mocno zakorzeniony, nie zamierzamy z tego rezygnować, ale też chcę dołożyć do tego coś ekstra. Musimy znaleźć sposób, aby "nakarmić" naszych napastników. Nie mogą stać 90 minut i czekać na piłkę.
Pan był lepszym piłkarzem, czy lepszym trenerem?
Wiadomo, że jako piłkarz wygrywałem ważne trofea, ale... Proszę pamiętać, że jako szkoleniowiec też mam sukcesy. Z Maccabi wygraliśmy ligę, bijąc liczbę zdobytych punktów i bramek, z Basel też sięgnąłem po tytuł, graliśmy w Lidze Mistrzów, wychodząc z grupy i eliminując na przykład Liverpool. Reasumując: jako trener chciałbym wygrać co najmniej tyle, co jako piłkarz.
A tak trochę prywatnie, od kulis: jak pańska żona zareagowała na to, że został pan trenerem reprezentacji Polski?
Z radością! Była szczęśliwa, gdy o tym rozmawialiśmy. Również z tego powodu, że wie, jak bardzo potrzebuję adrenaliny, oglądania meczów, pracy. Wie, że mając zajęcie i zagłębiając się w futbol, w domu jestem spokojniejszy, dużo mniej nerwowy.
Kontrakt ma pan jednak tak skonstruowany, że latem nowy prezes PZPN może z pana zrezygnować. Nie czuje pan dyskomfortu?
Nie, w żaden sposób. Takie rozwiązanie akceptowałem od samego początku. Zibi Boniek był ze mną szczery. Mówił otwarcie, że jego kadencja się kończy i że następca ma mieć wolną rękę. Akceptuję to, nie mam z tym żadnego problemu.
Będzie pan miał zaledwie trzy treningi przed pierwszym meczem z Węgrami. Co można zrobić w tak krótkim czasie?
Proszę pamiętać, że nasza praca zaczęła się dużo wcześniej. Mieliśmy spotkania online z piłkarzami, podzielonymi na grupy. Przekazywaliśmy i w dalszym ciągu będziemy przekazywać piłkarzom pewne informacje indywidualnie. Będziemy też mieli do nich prośbę, aby pojawili się na zgrupowaniu tak wcześnie, jak tylko mogą. Wtedy szybciej pomożemy im się zregenerować, szybciej przejdziemy do kolejnych zadań. Czasu wiele nie ma, to prawda, ale nasza praca zaczęła się dużo wcześniej.