To, na co rzucił się Robert Lewandowski, czyli pobicie rekordu 40 goli w jednym sezonie Gerda Muellera (lata 1971-72) jeszcze niedawno mogło zostać odebrane w Niemczech jako skrajna bezczelność. Lewandowski postanowił przegonić niemiecką świętość. "Bombera", strzelca 427 goli dla Bayernu Monachium. To tak, jakby któregoś dnia polski ksiądz stwierdził publicznie, że będzie lepszym papieżem niż Jan Paweł II. Ludzie, nawet mimo sympatii do tego człowieka, odruchowo szukaliby wzrokiem pomidorów i jajek.
Do wyniku Muellera nikt nigdy nie zbliżył się na odległość marzeń, a kapitan reprezentacji Polski zapiął pasy i ruszył w trasę. Goni niedoścignionego i już zbliża się do wyprzedzania. Po trzech golach w sobotnim meczu ze Stuttgartem (4:0) nasz zawodnik traci tylko pięć bramek do rekordu legendy Bayernu Monachium. Na osiem kolejek przed końcem ligi. Bayern stworzył potwora, przy którym lepiej nawet nie żartować, że czegoś nie zdoła wykonać. Niemcy już za chwilę będą czcili polskiego piłkarza przez wiele następnych pokoleń.
A przypomnijmy, że Lewandowski rozgrywa najlepszy sezon w karierze, gdy równolegle jego prawnicy walczą, ale na sądowym boisku z Cezarym Kucharskim. Były agent piłkarza oskarża kapitana reprezentacji o oszustwa podatkowe i domaga się od gracza prawie 40 milionów złotych odszkodowania. Nie wiemy, jak ta sprawa się skończy, ale Lewandowski zachowuje się, jakby chodziło o dług spod szkolnego sklepiku na puszkę napoju gazowanego. W międzyczasie strzela cztery gole Hercie Berlin, dorzuca jeszcze trzy hat tricki w Bundeslidze, wygrywa kolejne trofeum z drużyną, czy zgarnia następne indywidualne wyróżnienie.
ZOBACZ WIDEO: Wojciech Szczęsny podstawowym bramkarzem w kadrze. "O wyborze mógł zdecydować wiek"
Być może "spór" o to, czy Lewandowski wystąpi w Londynie z Anglią w eliminacjach MŚ 2022, był za mocno rozdmuchany, bo wszystko dosyć szybko skończyło się pomyślnie i dla Bayernu Monachium, i reprezentacji Polski, ale widzimy, dlaczego dwie strony gotowe były stanąć na głowie, żeby postawić na swoim.
I mimo że Lewandowski zagra na Wembley dzięki zmianom obostrzeń sanitarnych, to jednak sam fakt poruszenia tego tematu przez polskiego premiera i niemiecką kanclerz jest ewenementem. Mówimy w końcu o sportowcu, najlepszym piłkarzu świata, ale dla przeciętnego śmiertelnika - jednak przedstawiciela rozrywki.
Gdzieś pomiędzy dawaniem radości w kolejnych meczach kibicom, piłkarz z Leszna stał się dobrem narodowym w Polsce i w Niemczech. W naszym kraju od lat Lewandowski ma niekwestionowaną pozycję. Jest idolem, którego polskie dziecko zaczynające kopać piłkę zawsze szukało w innych narodowościach. Stał się wzorem do naśladowania i podziwiania. Pokonał niezwykle trudną ścieżkę - od odrzuconego gracza trzecioligowych rezerw Legii, po status hegemona w jednej z najsilniejszych lig świata. A w Monachium chuchają na Polaka, bo wiedzą, że to głównie od niego uzależniona jest lista osiągnięć klubu w najbliższych latach.
Gdyby napastnik Bayernu miał wymyślić dla siebie idealny rok pod względem sportowym, na kartce papieru napisałby drukowanymi literami "Liga Mistrzów", ale czy coś więcej? Polski piłkarz wyprzedził swoje marzenia, na kolejne osiągnięcia potrzebuje tylko jednego: czasu.
Wszędzie zachwyty nad Lewandowskim, a w "Bildzie"... zaskakujący tytuł. Niemieckie media komentują popis Polaka
"Lewy" przechodzi samego siebie. To jego najlepszy sezon w karierze