W poniedziałek 5 kwietnia Polskę obiegła tragiczna informacja. W wieku 74 lat zmarł Krzysztof Krawczyk. Informację jako pierwszy podał jego przyjaciel i menedżer Andrzej Kosmala. Niedługo później potwierdziła ją żona polskiego gwiazdora. Przyczyna śmierci jednak nie jest jeszcze znana.
Śmierć Krawczyka poruszyła wszystkich. Także dla sportu jest to duża strata. Piosenkarz nie ukrywał, że przede wszystkim jest fanem piłki nożnej. Na temat swojej wiedzy jednak mówił skromnie.
- Mogę oglądać piłkę właściwie o każdej porze dnia i nocy. Wielu ludzi dzięki niej odreagowuje swoje smutki, porażki. Życie nie jest przecież usłane różami, dużo w nim dramatów. A kiedy nasi zwyciężają, to wszystkich to podnosi. Może właśnie dlatego piłka jest tak popularna? Pełni rolę lekarza, leczy duszę - mówi prawie trzy lata temu w WP SportoweFakty.
Krawczyk pozostawił po sobie kilka muzycznych śladów w polskim futbolu. Pierwszą piosenkę nagrał przed mistrzostwami świata w Hiszpanii w 1982 roku. Jej tytuł to "Piłka w grze". Cztery lata później nasi piłkarze znowu awansowali na mundial, więc popularny wokalista ponownie nagrał utwór, który tym razem zatytułowano "Wygrajmy jeszcze jeden mecz".
Potem nie było już Polaków na MŚ, więc i kolejne piłkarskie piosenki nie powstały. Krawczyk jednak wrócił w 2018 roku, czyli przed mundialem w Rosji. Dla Biało-Czerwonych zaśpiewał "Lewandowski, gol dla Polski!".
Krawczyk we wspomnianym wywiadzie przyznał, że bardzo ceni "Lewego". Czuł się jednak bardziej zżyty z innymi gwiazdami naszej kadry.
- Sam miałem kiedyś bardzo poważny wypadek i duchowo solidaryzuję się z takimi piłkarzami, jak Błaszczykowski, Piszczek czy Milik. Ich wszystkich gnębiły przecież kontuzje, długo wracali do zdrowia. Znam straszny wysiłek, który temu towarzyszy. Wiem ile trzeba włożyć pracy w to, aby znowu chodzić. A co dopiero grać! - mówił.
Wielka szkoda, że Krzysztof Krawczyk nie będzie mógł zobaczyć tegorocznego Euro 2020. Reprezentacja Polski z pewnością miałaby w wiernego kibica.