Podbeskidzie Bielsko-Biała szybko objęło prowadzenie w meczu z Zagłębiem Lubin, ale wygranej nie dowiozło do końca. Dwa ciosy po stałych fragmentach gry w końcówce sprawiły, że trzy punkty zostały w kieszeniach "Miedziowych". Trener "Górali" Robert Kasperczyk liczył, że będzie przynajmniej remis. Jego zespół do końca walczył o jak najlepszy wynik. Trudno było przełknąć gorycz porażki.
- Trudno jeszcze opanować emocje po takim meczu, w którym prowadzimy 1:0 i przy stanie 1:1 chcieliśmy jeszcze wygrać. Przed spotkaniem zamierzaliśmy wywieźć z Lubina chociaż jeden punkt. Niestety, nie udało nam się zdobyć drugiej bramki - mówił na pomeczowej konferencji prasowej.
Obie bramki lubinian padły po stałych fragmentach gry. Podbeskidzie wiedziało, że to mocna broń Zagłębia, ale i tak w kluczowych momentach popełniło błędy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłka leciała, leciała i leciała. Gol z 90 metrów!
- Analizowaliśmy grę Zagłębia. Wiedzieliśmy, że ich atutem są stałe fragmenty gry, a szczególnie rzuty rożne. Nie ma w polskiej Ekstraklasie lepszego zespołu, jeżeli chodzi o statystykę bramek strzelonych po rzutach rożnych. Niestety, wpisaliśmy się dziś w tę statystykę. Błędy indywidualne sprawiły, że Zagłębie zdobyło obie bramki. Najprawdopodobniej ktoś odpuścił krycie - stwierdził trener.
W końcówce to Podbeskidzie mogło szybciej zdobyć drugiego gola, ale Peter Wilson zepsuł swoją sytuację. Akcję później padła zwycięska bramka dla Zagłębia.
- Dążyliśmy do tego, aby zdobyć jeszcze bramkę na 2:1, ale na pewno cieszylibyśmy się z tego punktu, gdybyśmy go dziś zdobyli. Niestety, ostatni rzut różny w meczu spowodował, że wracamy rozgoryczeni - powiedział.
Po 24 meczach Podbeskidzie jest na przedostatnim miejscu w ligowej tabeli z dorobkiem 21 punktów.
Czytaj też:
Kapustka podsumował szlagier ligi
Puchacz dogadany z nowym klubem