Był poza drużyną, strzela w PKO Ekstraklasie. Mario Maloca zdradza kulisy przywrócenia do pierwszego składu.

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Mario Maloca
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Mario Maloca

Ostatnie miesiące u Mario Malocy to scenariusz na film. Po miesiącach na ławce rezerwowych, Chorwat został skierowany do drugiej drużyny Lechii. Piłkarz zdradził jak wyglądały te trudne momenty i jak wyglądał jego powrót do zespołu.

Mario Maloca przez lata występował w Hajduku Split, drugim najsłynniejszym klubie w Chorwacji. Środkowy obrońca był tam nawet kapitanem, jednak zdecydował się na transfer do Lechii Gdańsk. Podczas pierwszego pobytu nad polskim morzem, zyskał miano generała obrony. Jego dobra gra, zaowocowała transferem do Greuther Fuerth z 2. Bundesligi. On jednak dobrze czuł się w Gdańsku na tyle, że zdecydował się wrócić. Początek wyglądał nieźle, później jednak przyszedł trudny finał Pucharu Polski z Cracovią, w którym został ukarany czerwoną kartką. Jesień przesiedział na ławce i został odsunięty od pierwszego zespołu. Po kilku treningach w czwartoligowych rezerwach Lechii, Maloca wrócił do składu i strzelił nawet bramkę dla swojej drużyny. Jego ostatnie miesiące są jak przejażdżka kolejką górską.

Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Co pan czuł gdy strzelił gola z Zagłębiem Lubin kilka tygodni po odsunięciu do rezerw?

Mario Maloca, obrońca Lechii Gdańsk: To było dla mnie bardzo ważne, bo długo nie strzeliłem bramki. Jestem środkowym obrońcą i nie zdobywam wielu goli, ale i tak ta przerwa była zbyt długa. Teraz mam już spokój w tej kwestii i chcę walczyć dalej. We Wrocławiu też mogłem strzelić bramkę, ale był spalony.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłka leciała, leciała i leciała. Gol z 90 metrów!


To spotkanie było bardzo symptomatyczne. Gola strzelił też inny wracający do pierwszej drużyny piłkarz, Żarko Udovicić. Szatnia musiała wybuchnąć.

Na pewno wszyscy się z tego cieszyli, a najważniejsza była wygrana w tym meczu. Bardzo dobrze weszliśmy w to spotkanie, strzeliliśmy szybko dwie bramki, a Żarko zapewnił nam zwycięstwo na 3:1. Ja bardzo się cieszę, że strzela, oby robił to jeszcze częściej.

Rzadko się zdarza, by zawodnik skierowany do rezerw wrócił i grał tak, jakby nie było żadnej przerwy. Czuje pan mimo wszystko jakieś braki?

Nie, bo bardzo ciężko trenowaliśmy z trenerami Czajką i Rusinkiem. Oczywiście brakowało mi szatni pierwszego zespołu, ale naprawdę ciężko trenowaliśmy z drużyną, biegaliśmy w śniegu. Jestem gotowy do grania i pokazałem to w ostatnich meczach. Zrobię wszystko, by zostać dłużej w pierwszym zespole.

Jak na pana reagowali nastolatkowie grający w rezerwach? Czuli duży respekt?

Może na początku, przez pierwszych kilka dni podchodzili z pewnym dystansem, jednak szybko zauważyli, że jestem "normalny", tak jak również oni. Zawsze jestem do dyspozycji, pomagałem stoperom z rezerw, którzy mają też duże umiejętności. Po kilku dniach, w których było pewne zaskoczenie z ich strony, czułem się tak, jak w pierwszym składzie.

A czy bywały dni, w których zastanawiał się pan: co ja, były kapitan Hajduka Split robię w oddalonym ponad 1 600 kilometrów Gdańsku, przygotowując się do ligi rozgrywek piątej klasy rozgrywkowej?

W pierwszych dwóch-trzech dniach, gdy usłyszałem decyzję o odsunięciu mnie do rezerw tak mogłem czuć, bo każdy z nas trenuje, by grać w PKO BP Ekstraklasie. Rozmawialiśmy o tym z żoną, bo mieliśmy oferty powrotu do Chorwacji oraz z klubu z Węgier, których tutaj nazw nie chciałbym wymieniać. Mówiłem jej, że będę walczył, bo mam jeszcze 1,5 roku ważnego kontraktu i wszystko może się zmienić. Dawałem z siebie wszystko i już po 1,5 miesiąca nadarzyła się okazja powrotu do pierwszego zespołu. Nie sądziłem, że zdarzy się to tak szybko, ale trener Stokowiec do mnie przyszedł i powiedział, że obserwuje treningi rezerw i uważa, że powinienem dostać jeszcze jedną szansę.

Nie rozważał pan powrotu do Chorwacji?

Ja w Chorwacji chciałbym grać tylko w jednym klubie, w Hajduku Split. Inne chorwackie kluby mnie nie interesują.

Pana przykład pokazuje, że czasami zrobienie jednego kroku w tył, pozwala na pójście kilka kroków wprzód. Teraz pana pozycja w zespole jest zupełnie inna niż jesienią, gdy był pan tylko teoretycznie w pierwszym składzie, a tak naprawdę na ławce.

W pierwszej rundzie byłem opcją numer cztery na swoją pozycję i to była dla mnie katastrofa. Od września do grudnia nie zagrałem ani minuty i było mi bardzo ciężko. To musiało się jakoś zmienić. Niestety kontuzji doznał Michał Nalepa, a ja staram się teraz jak najlepiej wypełniać zadania, które dostaję od trenera i nie chcę odpuścić tego, co mam, wiedząc, gdzie byłem dwa miesiące temu.

Czyli jak Michał Nalepa wróci do składu, o miejsce w składzie Lechii będzie toczyła się szalona walka?

Tak, oczywiście. My wszyscy wiemy, że Michał Nalepa jest stoperem numer jeden i zasłużył sobie na tę pozycję. Wszyscy liczymy, że szybko wróci, bo daje jakość temu zespołowi. Wtedy to trener będzie decydował, kto będzie grał. Na przykład teraz mamy trzy mecze w siedem dni i każdy będzie potrzebny.

Można stwierdzić, że dużo korzystacie na multipozycyjności środkowych obrońców Lechii. Bartosz Kopacz wygryzł ze składu Karola Filę, Kristers Tobers może być też defensywnym pomocnikiem.

To prawda, trener ma dużo opcji. Bartosz Kopacz gra bardzo dobrze na prawej obronie, a Kristers Tobers w reprezentacji Łotwy gra na "szóstce". Najważniejsze jest to, byśmy wszyscy grali dobrze. Wtedy trenerom będzie ciężko o wybór zawodników do składu.

Przejdźmy do spraw bieżących. Jak to się stało, że Lechia jest nagle czołowym zespołem ligi? W ostatnich ośmiu kolejkach zdobyliście mniej punktów jedynie od Legii.

Lechia należy do czołowych zespołów ligi od kilku lat. Ostatnie sezony pokazały, że miejsce Lechii jest przynajmniej w TOP 5 i ten sezon tylko to potwierdza. Nasz zespół miał lekki kryzys, ale w tej lidze każda drużyna ma takie chwile, że przegrywała kilka meczów. W tych chwilach wszyscy jesteśmy jednak spokojni i wierzymy w to, że wrócimy na ścieżkę zwycięstw. Podczas gdy mieliśmy słabszy okres ja byłem w rezerwach, ale wiem jak wszystko wyglądało w szatni. Zespół był razem i z tego wyszliśmy. Teraz do końca chcemy walczyć o europejskie puchary.

A jesteście gotowi do gry co trzy dni w najbliższym czasie?

Tak, oczywiście. Mocno pracowaliśmy podczas przerwy na kadrę, były bardzo ciężkie treningi dwa razy dziennie, co służyło temu, byśmy byli gotowi na finisz ligi.

Czy najbliższy mecz z Piastem Gliwice będzie starciem o przynajmniej czwarte miejsce w lidze?

Wszyscy wiemy, że Piast Gliwice ostatnio co sezon kończy rok na podium, a jego druga runda jest znacznie lepsza. Teraz gliwiczanie też to pokazują, co potwierdzili w meczu z Górnikiem Zabrze, który mieli pod pełną kontrolą i wygrali 2:0. My przygotowujemy się na twardy mecz, ale gdy tylko jesteśmy w Gdańsku, chcemy zawsze wygrywać.

Czytaj także: 
Mecz kolejki przed Lechią Gdańsk
Niepewna przyszłość Tomasa Pekharta 

Komentarze (0)