Wojciech Stawowy: Trzeba ratować zespół

Przed rozpoczęciem rozgrywek w Łęcznej jasno sprecyzowano cel - Górnik ma awansować do ekstraklasy. Po rozegraniu trzech meczów wydaje się, że konieczna będzie rewizja tych planów, gdyż komplet porażek i styl gry nie napawają optymizmem.

Łęcznianie grają w ofensywnym ustawieniu 4-3-3, ale w bieżącym sezonie nie strzelili jeszcze ani jednej bramki, stracili za to aż 7. W niedzielę Górnik musiał uznać wyższość płockiej Wisły, a kibice wyrazili swoje niezadowolenie wieloma, nierzadko niecenzuralnymi, okrzykami pod adresem trenera. - Muszą zostać wyciągnięte konsekwencje, ponieważ Górnik Łęczna to nie jest klub, który w pierwszej lidze ma dostarczać punkty, ale on ma je zdobywać. Jeżeli nie jest to możliwe pod moim kierownictwem jako trenera, moja osoba to uniemożliwia, to należy po prostu szybko dokonać zmiany, żeby ten zespół odrodził się na nowo, ponieważ jest to dopiero początek rozgrywek. Wiadomo, że ta strata punktowa jest już znaczna, ale do rozegrania jest jeszcze dużo meczów i trzeba ten zespół ratować - nie ucieka od odpowiedzialności Wojciech Stawowy.

Pierwsze trzy mecze pokazały, że łęczyńska jedenastka ma spore kłopoty z wykończeniem akcji ofensywnych, a celne strzały to rzadkość. W takiej sytuacji szkoleniowiec zamierza porozmawiać o swojej przyszłości w Górniku z zarządem. - Ja od momentu kiedy zostałem zatrudniony w Górniku Łęczna do dnia dzisiejszego jestem zawsze do dyspozycji zarządu. Jeżeli zarząd klubu zdecyduje, że należy dokonać zmiany trenera, to ja to w pełni zrozumiem. Za wyniki, grę zespołu nie odpowiada nikt inny, tylko i wyłącznie ja. Jeżeli drużyna gra, tak z Wisłą - słabo i bez wyrazu, to kto ma ponieść konsekwencje? Trener. To nie może tak dalej wyglądać, jak jest na chwilę obecną. Po to się jest trenerem, żeby stać na czele zespołu nie tylko wtedy, kiedy on wygrywa, tylko stanąć na czele wtedy, kiedy ta drużyna gra źle i przyznać się do tego, że być może jest tak dlatego, że nie potrafi grać pod moim nadzorem trenerskim - analizuje Stawowy.

Źródło artykułu: