- W Anglii kultura kibicowania została zabita. Fani zostali wymienieni na klientów. Dlatego spodziewam się, że pomysł Superligi wróci - mówi James Montague, angielski dziennikarz, autor książek, m.in. "Klub Miliarderów" oraz "1312", które opisują bogatych właścicieli klubów piłkarskich oraz grupy fanowskie na całym świecie. Próba założenia Superligi była zderzeniem tych dwóch światów. Na razie fani odparli atak miliarderów. Na jak długo?
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Czy idea Superligi upadła?
James Montague: Nie sądzę. Reakcja społeczna opóźniła powstanie Superligi, ale nie zatrzyma tego procesu.
Dlaczego?
Proszę zobaczyć, kim są właściciele klubów. Większość z nich miało różne motywy wejścia do piłki nożnej, ale niekoniecznie miłość do futbolu była tu na pierwszym miejscu. Spora część to amerykańscy właściciele, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu klubów futbolu amerykańskiego czy baseballu. Zobaczmy, jak oni podchodzą do tematu. To tylko biznes.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Strzela jak "nowy Messi"
Gdy rozmawialiśmy rok temu, powiedziałeś, że jednym z następstw pandemii może być powstanie globalnej Superligi.
Owszem, choć przypuszczałem, że raczej może być to inicjatywa FIFA.
Dlaczego?
Dla FIFA jedynym źródłem dochodów są mistrzostwa świata. I na pewno mają ochotę zarobić więcej. Klubowe Mistrzostwa Świata są jedynie namiastką poważnej rywalizacji. Dla europejskich klubów to tylko kolejne mało znaczące trofeum, liczy się tylko Liga Mistrzów. Ale tak nie jest wszędzie. Byłem w Katarze na pucharze świata z kibicami Flamengo. Było ich 15 tysięcy. Niektórzy to byli bogaci ludzie, ale wielu to była biedota, ludzie sprzedawali samochody i lodówki, żeby kupić bilet. Spali po pięciu na jednym łóżku.
To zderzenie dwóch światów. Superliga na razie miała być elitarna, europejska i wyszła niezależnie, przez co nie mogła zyskać poparcia FIFA.
Tak, choć Gianni Infantino, szef UEFA, do końca siedział okrakiem na barykadzie.
Dlaczego to się nie udało?
Najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: "Dlaczego teraz to ogłoszono". Jak pisała Naomi Klein, gdy ludzie nie patrzą, wszystko można przepchnąć. Miliarderzy uznali, że skoro stadiony są puste, okazja jest idealna. Nie ma kto protestować.
A jednak miał kto.
Tak. Kibice i politycy. Poza tym ciekawe, że jedną z przyczyn rozpadu była postawa Chelsea. To klub, który wraz z przyjściem Romana Abramowicza, rozpoczął erę klubów zarządzanych przez miliarderów. Poprzedni właściciel Ken Bates zaznaczył jednak w umowie, że stadion należy do stowarzyszenia "Chelsea Pitch Owners". Podobnie nazwa. Stoją oni na straży tradycji. Zrobiono to po to, by teren nie został sprzedany deweloperom. Abramowicz nie może zabrać klubu ze Stamford Bridge, bo straci prawo do nazwy. "Chelsea Pitch Owners" zaprotestowali przeciwko Superlidze i 15 minut później klub wycofał się z tych rozgrywek.
Pytanie, dlaczego miałby zabrać klub ze Stamford Bridge?
To biznes. Sądzę, że pierwszym, który mógłby się wynieść, jest Arsenal, gdzie wyrwano korzenie.
Ale to już kwestia społeczna, futbol będący kiedyś sportem klasy robotniczej jest sportem klasy średniej.
Tak, w Arsenalu doskonale to widać. W 2014 roku byłem u przyjaciela w dzielnicy Highbury, w okolicach stadionu Emirates, gdzie rozgrywano mecz Arsenalu z Hull City. To jedna z najbiedniejszych dzielnic Londynu. Niedaleko stadionu w pubie mecz oglądali biali ludzie, a czarni stali na zewnątrz i oglądali go na ekranach.
Rasizm?
Nie. Ekonomia. Robotników nie było stać. Nie tylko na bilet na mecz, ale też na piwo za 7 funtów. Proszę zobaczyć, co dzieje się na meczach Premier League. W wyniku walki z chuliganami wylano dziecko z kąpielą. Oglądamy stadiony we Włoszech, w Niemczech, gdzie rodzice chodzą z dziećmi. W Anglii tego nie ma. Zamiast sprzedać chłopakowi bilet, wolą sprzedać go japońskiemu turyście za 20 razy więcej. Kibice, którzy mają karnety sezonowe, to ci, którzy są po czterdziestce i kupowali je zawsze, tak już zostało. Chłopaka, który ma 20 lat, nie stać na karnet (najtańsze bilety sezonowe na stadion Arsenalu w sezonie 2019-20 kosztowały 891 funtów, ponad 4500 złotych - przyp. red.). Gdyby karnet kosztował 200 funtów, 20-latek w Anglii mógłby sobie na niego pozwolić. A to są ludzie, którzy robią atmosferę na meczach.
Dziś bardziej dba się o kibica z Chin, USA, Rosji niż o lokalnego?
Ten stary model to rodzinne wyjście, tradycje i tak dalej. W Anglii tego nie ma, ale wciąż udaje się sprzedać piłkę, choć bilety są coraz droższe. Kultura kibicowania zabita.
W Anglii kibic stał się klientem.
Dlatego właśnie nie będzie problemem dla Stana Kroenke przenieść Arsenal z Londynu do Dubaju, Pekinu czy Los Angeles.
Zwłaszcza że już to zrobił z St. Louis Rams.
Tak, przeniósł klub do Los Angeles.
Obyło się bez protestów?
Nie do końca. Ludzie manifestowali swoje niezadowolenie. Terry Crouppen (właściciel firmy walczącej o odszkodowania dla ofiar wypadków – red.) wykupił reklamę podczas Super Bowl, podczas której zmieszał z błotem Stana Kroenke: "Byliśmy lojalni wobec naszej drużyny, kupowaliśmy bilety, kupowaliśmy koszulki, piliśmy zdecydowanie za drogie piwo, kibicowaliśmy im, gdy przegrywali. A oni nas zdemolowali i zostawili. Stan, wartość twojego majątku to 8 miliardów dolarów, ale to za mało. Masz tu darmową radę. Tylko dlatego, że to jest zgodne z prawem i jesteś wystarczająco bogaty, żeby to zrobić, nie oznacza, że to jest w porządku". Z europejskiego punktu widzenia, sport w USA taki właśnie jest, są kluby, które zmieniają swoje miejsca i tak dalej. Nie oznacza to, że tak zawsze było. To miliarderzy ulepili w ten sposób świat. Znaleźli najbardziej efektywny sposób na sprzedawanie sportu. Podchodzą do tematu w ten sposób: "Skoro potrafiliśmy tak dobrze sprzedać NBA, ale też NFL, a przecież futbol jest trudnym sportem, to co możemy zrobić z piłką nożną".
Z drugiej strony nie jest też tak, że co tydzień te kluby się przenoszą. Może gdyby ktoś spróbował przenieść New York Yankees, dowiedzielibyśmy się, co o tym sądzą amerykańscy kibice.
Owszem, doszłoby do trzęsienia ziemi, ale nie wiem, czy to by zatrzymało właścicieli klubu. Dla nich to jest biznes. Idą tam, gdzie dostana ulgi podatkowe. Socjalizm dla miliarderów, kapitalizm dla całej reszty. Zresztą mówimy o New York Yankees, a pamiętasz taki klub jak Houston Oilers?
Jasne, pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków kojarzy to z początku lat 90. Wtedy w Polsce otwierało się okno na świat.
No więc to był poważny klub i któregoś dnia zniknął (dziś nazywa się Tennessee Titans, zaś w Houston gra Texans - przyp. red.). Trzeba jednak pamiętać, że w USA świat sportu wygląda nieco inaczej, tu bardzo mocną pozycję ma sport uniwersytecki, który jest bardzo ważny dla lokalnej społeczności i przyciąga sporo kibiców.
A jednak wracamy do Europy. Tu się nie udało.
Nie docenili siły kibiców. Zresztą pandemia wzmocniła rolę kibica, pokazała, że bez niego widowisko nie jest tak atrakcyjne, że trzeba brać go bardziej poważnie, nawet z jego wszystkimi wadami. Miliarderzy nie docenili, że fani tak się zintegrują, nie sądzili, że kibic może wyrwać się z roli klienta i odzyskać prawo głosu, w końcu piłkarze i trenerzy zaprotestowali, tego już właściciele na pewno się nie spodziewali. Efektem tego może być wprowadzenie w Anglii reguły 50+1 (oznacza to procentową liczbę udziałów posiadanych przez członków klubu - przyp. red.), która obowiązuje w Niemczech i która chroni kluby przed przejęciem przez inwestorów i ewentualną sprzedażą. Oczywiście podchodzę do tych zapowiedzi sceptycznie, bo nie ufam politykom.
W każdym razie Florentino Perez mówiąc, że projekt wróci, nie kłamał?
Myślę, że nie. To trochę potrwa, ale jeszcze usłyszymy o Superlidze.