Można powiedzieć, że Wyspy Owcze są bańką w dobie COVID-19. W szczycie pandemii koronawirusem zaraziło się tam nieco ponad sto osób. Od trzech miesięcy nie wykryto natomiast żadnego nowego przypadku. Życie w tym miejscu toczy się bez żadnych obostrzeń.
- W marcu ubiegłego roku wstrzymano nam ligę, gdy COVID-19 miało około dwudziestu osób - opowiada nam Michał Przybylski. - Paraliż trwał niespełna dwa tygodnie. Ludzie rzucili się wtedy w wir zakupów. Robili zapasy: mięsa, papieru toaletowego. Zamknięto galerie, restauracje, ale po kilkunastu dniach wszystko wróciło do normy - wspomina piłkarz.
Później było już tylko lepiej. - Przyjezdni przechodzą badania już na lotnisku. W przypadku pozytywnego wyniku, trafiają na kwarantannę. Dzięki temu nie ma szans, by ktoś na Wyspie zaraził się COVID-19 - tłumaczy. - Od trzech miesięcy nie mieliśmy żadnego nowego przypadku. Ja, przez ostatni rok, zakładałem maseczkę łącznie może przez dziesięć dni. Żyjemy zupełnie normalnie, jakby wirusa nie było, do tego proces szczepień idzie bardzo szybko. Moja kolej przypadnie już w przyszłym miesiącu - komentuje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Strzela jak "nowy Messi"
Skazany na futbol
Koronawirus przeszkodził jednak piłkarzowi w transferze. Przybylski miał kilka opcji w zeszłe lato i zimę. - Planowałem wyjechać na testy do Norwegii, ale taka możliwość upadła z powodu wirusa. Byłem trochę przestraszony i nie chciałem opuszczać kraju - mówi.
Przybylski to ofensywny pomocnik HB Torshavn - drużyny mistrza kraju, do której trafił niedawno, w grudniu 2020 roku. Od urodzenia był skazany na piłkę. Jego ojciec Tomasz występował we Flocie Świnoujście i kilku farerskich drużynach. Z kolei stryj Jacek w 1993 roku wywalczył z Lechem Poznań mistrzostwo Polski.
W tamtejszej ekstraklasie Michał Przybylski rozegrał ponad sto meczów. Ma 23 lata i duże szanse, by kiedyś zagrać w reprezentacji Wysp Owczych. Z tatą mieszka tam odkąd skończył 3 lata.
Ojciec zawodnika od prawie 20 lat buduje na Wyspach Owczych łodzie. - Nie miał w tym kierunku wykształcenia, zaczynał od zera, a dziś jest kierownikiem - mówi Przybylski junior. - Tata i ekipa budują mniejsze łodzie, dla 2-3 rybaków i wysyłają je na Grenlandię - opowiada.
Piwa nie zabraknie
Piłkarz oprócz gry w klubie również pracuje. Jak mówi z uśmiechem - robi to z nudów. - Zajmuję się sprzedażą piwa i oranżady dla jednej z najstarszych firm na Wyspach. Mamy ponad dwadzieścia różnych rodzajów "naszej" coli, sprite'a, fanty i napojów alkoholowych - wymienia.
Wygląda to tak, że przed treningiem Przybylski jeździ do restauracji i negocjuje ceny z klientami. Pracuje od godziny 9 do 15. - Czasem skończę nawet o 12, zależy jak mi pójdzie. Mam kilka punktów, które muszę odwiedzić. Od roku jestem na stażu jako przedstawiciel handlowy. Jeszcze drugie tyle i będę miał zawód. Wykształcenie przyda mi się w przyszłości - kontynuuje.
I tłumaczy, dlaczego woli pracować, choć mógłby skupić się tylko na grze w piłkę. - Życie tu jest na tyle nudne, że trzeba coś robić. Treningi mamy pod koniec dnia, około godziny 18, a tak wszyscy są w pracy, więc co miałbym robić? Chyba bardziej zmęczyłbym się czekaniem na trening niż samą robotą - uśmiecha się Przybylski, który pracował wcześniej w świetlicy. - Pięć godzin dziennie bawiłem się z dziećmi. To popularne na Wyspach, wielu młodych piłkarzy tak robi - dopowiada.
- Teraz, gdy ktoś wyprawia urodziny, wie do kogo zadzwonić. Znajomi mają pewność, że piwa na pewno im nie zabraknie - puszcza oko piłkarz.
Smuda nie wiedział
Przybylski występował już w pięciu klubach na Wyspach Owczych, zdobył Puchar i Superpuchar kraju. Ostatniej zimy zmienił zespół i po dobrym początku trafił na ławkę rezerwowych. Jak tłumaczy, tydzień po jego transferze do HB Torshavn zmienił się trener i przestał na niego stawiać.
Zawodnik ma umowę do listopada tego roku i po jej wypełnieniu chciałby spróbować sił w innej lidze. - Myślę, że Norwegia czy Szwecja to realny kierunek. W tych krajach śledzą nasze rozgrywki. Wielu zawodników wyjeżdża też do szkółki Midtjylland w Danii - opowiada.
Przybylski miał też krótki epizod w Polsce. W 2018 r. przyjechał na pół roku do trzecioligowego Widzewa Łódź. - Niestety, okazało się, że na całym interesie najlepiej wyszedł agent, który sporo zarobił. Trener Smuda nie wiedział nawet, kim jestem - wspomina z rozczarowaniem. W Widzewie Przybylski zagrał tylko w czterech meczach i wrócił na Wyspy.
Ale ofertę z kraju dostał również w grudniu 2020 r., z I ligi. - Zgłosił się Stomil Olsztyn. Kontrakt leżał na stole, a ja analizowałem plusy i minusy. Wybrałem ofertę z HB. Z jednej strony będę miał możliwość gry w eliminacjach Ligi Mistrzów, z drugiej - staram się o farerski paszport, na który długo czekam. Gdybym wyjechał z kraju, mógłbym mieć problemy z dostaniem go - opowiada.
Marzenia o kadrze
Przybylski stara się o obywatelstwo Wysp Owczych. Chciałby grać również dla kadry tego kraju. - Już parę lat czekam na decyzję. Niedawno dostałem pismo, że odpowiedź otrzymam za 16 miesięcy - mówi.
Przybylski został już powołany do młodzieżowej kadry Wysp Owczych, ale nie mógł wystąpić. - Miałem wtedy 16 lub 17 lat. Rodzice byli dawno po rozwodzie i tata poznał kobietę z Wysp. W kadrze założyli, że moja mama jest Farerką i na pewno muszę mieć odpowiednie dokumenty - przypomina.
Piłkarz wie jednak, że o powołanie do tamtejszej reprezentacji nie będzie tak łatwo, mimo że kadra Wysp Owczych jest jedną z najsłabszych na świecie.
- Fajnie byłoby zagrać dla kadry. Widzę, że staje się lepsza. Są w niej zawodnicy grający w Szwecji, Norwegii. Jest napastnik z Arminii Bielefeld. Koledzy z młodszego rocznika do dziś przeżywają dwumecz z polską młodzieżówka. Z kadrą do lat 21 zremisowali dwa razy w eliminacjach mistrzostw Europy (2:2 i 1:1). U siebie byli bardzo bliscy wygranej - stracili gola w czwartej minucie doliczonego czasu po zamieszaniu. Gdy spotykamy się w wolnym czasie, zawsze mi to przypominają. Nie mogą uwierzyć, że w 2017 roku nie ograli Polski - wspomina.
Pieniędzy nie brakuje
Liga farerska jest półprofesjonalna, zdecydowana większość zawodników pracuje, nie dotyczy to w zasadzie tylko obcokrajowców. Przybylski mówi jednak, że z piłki spokojnie można wyżyć.
- Futbol na Wyspach idzie do przodu i pieniądze też są coraz większe. Z normalnej pracy można zarobić miesięcznie około 25-30 tysięcy koron brutto (ok. 18 tys. zł), trzeba od tego jeszcze odjąć 35 procent podatku. Dobry zawodnik zarobi drugie tyle z piłki - podsumowuje Przybylski.
Wiem, kiedy Legia będzie świętowała mistrzostwo z kibicami
Kontuzja Roberta Lewandowskiego pokazała prawdę. Dobitne wyniki