Zespół Thomasa Tuchela bez większych problemów poradził sobie w półfinałowym dwumeczu Ligi Mistrzów. Wynik rewanżowego starcia w 28. minucie otworzył Timo Werner.
W końcówce Mason Mount strzelił gola na 2:0 i w ten sposób pozbawił złudzeń piłkarzy Realu Madryt. Po zakończeniu spotkania reprezentant Anglii miał powody do świętowania.
22-latek podkreślił, że droga Chelsea FC do finału nie była łatwa. - Tak naprawdę jest to zapłata za ciężką pracę, jaką wykonaliśmy. Myślę, że dzisiaj wieczorem zagraliśmy znakomicie. Byliśmy świadomi, że Real jest piekielnie groźny i da z siebie wszystko. Pewnie mogłem zdobyć bramkę trochę wcześniej, ale najważniejsze jest zwycięstwo. Każdy kolejny mecz traktowaliśmy tak samo, musieliśmy wygrywać - skomentował Mount na antenie "Polsatu Sport Premium".
Po trafieniu wychowanka fani "The Blues" mogli odetchnąć z ulgą. - Oczywiście, mieliśmy jednobramkowe prowadzenie, ale to nie dawało nam żadnej pewności i spokoju, przy wyrównaniu byłaby przecież dogrywka. Celebrowaliśmy bramkę na 2:0, ponieważ dało nam to mnóstwo ulgi - dodał zawodnik.
W wielkim finale Chelsea podejmie rywalizację z Manchesterem City. - Gdyby piłka trafiła do siatki po pierwszym moim strzale, byłaby to naprawdę piękna bramka. Wydawało się, że piłka leciała przez całą wieczność. W naszym zespole zawsze jest ogromna chęć zwycięstwa. Pierwsza odsłona nie była najlepsza w naszym wykonaniu, nie wykorzystaliśmy kilku klarownych sytuacji. Jeszcze niczego nie wygraliśmy, ale mam nadzieję, że wszystko zakończy się po naszej myśli. Finał będzie kapitalny - podsumował pomocnik.
Czytaj także:
Liga Mistrzów: Chelsea deklasuje! Bolesny zmierzch Realu Madryt
"Chelsea im. Jerzego Janowicza". Twitter komentuje awans londyńczyków do finału Ligi Mistrzów
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Strzela jak "nowy Messi"