Siedemnaście czystych kont w 46 meczach - to bilans Bartosza Białkowskiego w tym sezonie The Championship. Polski bramkarz przez kibiców Millwall FC został wybrany najlepszym zawodnikiem. To kolejne jego takie wyróżnienie. Wcześniej nagradzali go również fani Ipswich Town.
Białkowski od 2006 roku gra na Wyspach. Większość sezonów spędził w The Championship, grał także na trzecim szczeblu rozgrywek. Marzy jednak o występach w Premier League. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w wieku 34 lat trudno może mu być o angaż w klubie z elity.
W tym sezonie jego Millwall sklasyfikowane zostało na 11. miejscu. Do pozycji barażowej zabrakło aż 16 punktów. Białkowski przyznał, że miał taki mecz, po którym łzy napłynęły mu do oczu. Było to starcie, w którym Watford FC przypieczętował awans do Premier League.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sędzia nabrał się na jawne oszustwo
- Po ostatnim gwizdku sędziego rozpoczęła się ich szalona radość, a mnie się zrobiło strasznie przykro. Widząc, jak inna drużyna cieszy się tym, że za chwile będzie grać w Premier League, naszły mnie złość i smutek, że ta liga z każdym rokiem oddala się ode mnie. Poszedłem do szatni i w pewnym momencie aż mi łzy napłynęły do oczu. Pierwszy raz dotknęło mnie to tak mocno - powiedział Białkowski.
Nie był to zresztą pierwszy raz, gdy zespół rywali cieszył się z awansu po meczu z drużyną Polaka. Jak stwierdził, wtedy go to nie ruszało, bo miał przekonanie, że jeszcze wszystko przed nim.
Białkowski w 2018 roku był w kadrze Polski na mistrzostwa świata. Choć zdaje sobie sprawę z tego, że marzenie o Premier League będzie trudno spełnić, to jednak ze spokojem podchodzi do wykonywanej pracy w Millwall FC.
- Znam swoją wartość, sprawdzam się na tym poziomie. Czuję się doceniany i cieszy mnie to, co robię. Każdy trening sprawia satysfakcję, lubię, jak mogę napsuć krwi napastnikom. Po prostu rajcuje mnie to, mówiąc najprościej - dodał Białkowski.
Czytaj także:
Amerykanie prześwietlili Roberta Lewandowskiego. Tak "zamienił się w maszynę"!
PKO Ekstraklasa. Wielki sukces Rakowa Częstochowa. Piast musi grać do końca