Marko Vesović odniósł w czerwcu ciężką kontuzję, bo za taką uchodzi zerwanie więzadeł krzyżowych. Po 300 dniach wrócił do gry (dwa mecze w rezerwach), a zbiegło się to w czasie z wygasającym kontraktem z Legią.
Niedawno zaczęły się rozmowy na temat jego przedłużenia, w Warszawie pojawił się w tym celu Ivica Vrdoljak, reprezentujący piłkarza. I nagle... do akcji weszła Tamara Vesović.
"Kiedy twój najlepszy piłkarz doznaje kontuzji, dając z siebie 101 procent dla klubu, a wy zostawiacie go samego, na wózku, by dostał się do Francji na zabieg - czy tak działa rodzina?" - napisała w niedzielę Tamara Vesović. A to tylko jeden z jej wpisów atakujących polski klub.
Słowa, które przyjęto ze zdumieniem
Co na to Legia? Oficjalnie klub się nie wypowiada, ale dowiedzieliśmy się, że te słowa przyjęto ze zdumieniem, irytacją, a nawet złością i wielkim żalem (zwłaszcza w sztabie medycznym). W Legii panuje oburzenie tym, co napisała Tamara, a jej przekaz uważany jest po prostu za kłamliwy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sędzia nabrał się na jawne oszustwo
Jak więc wyglądają kulisy tej sprawy? Przyjrzeliśmy się całej sytuacji i faktycznie warto ją wyjaśnić. A zatem po kolei. Zaraz po kontuzji Vesovicia Legia przeprowadza badania i diagnoza jest jasna: konieczność operacji. Legia proponuje przeprowadzenie zabiegu na miejscu, dając piłkarzowi do wyboru kilku wysokiej klasy specjalistów w Polsce. Co na to Vesović?
Piłkarz wolał Francję
Wraz ze wspomnianym Vrdoljakiem kręcą nosem, mówią, że wolą jednak operację we Francji. Legia nie jest szczęśliwa z tego powodu, bo mamy środek pandemii, lockdowny niemal wszędzie, co czyni całą logistykę trudną do zrealizowania. Klub ustępuje jednak po raz pierwszy. Vesović przechodzi operację w Lyonie, a Legii dostaje się od Tamary, że zostawiła go tam samego.
Tylko że prawda jest inna. Do Francji, aby asystować przy zabiegu, leci lekarz Legii, Mateusz Dawidziuk. Leci trasą Warszawa - Wiedeń - Paryż i jedzie pociągiem TGV do Lyonu - podróż zajmuje mu kilkanaście godzin, ale dociera na miejsce. Jest przy zabiegu, wszystko wydaje się być pod kontrolą.
Kto za co zapłacił?
Tamara atakuje jednak kolejnym wpisem. "Kiedy mówicie mu, że nie możecie pokryć kosztów operacji i rehabilitacji - czy tak działa rodzina? Kiedy mówicie, że musi przerwać rehabilitację i natychmiast wrócić do klubu i jego stan pogarsza się o 80 procent, bo nie macie lekarzy - czy tak działa rodzina?".
Co na to Legia? Dowiadujemy się, że gdyby Vesović zgodził się na operację w Polsce, to klub pokryłby koszty w stu procentach. Skoro jednak piłkarz upiera się przy Francji, to klub nie ma obowiązku nic płacić. Ale Legia decyduje się pokryć 50 proc. kosztów operacji w Lyonie. A ta połowa kosztów zabiegu we Francji to i tak dużo więcej niż całkowite koszty zabiegu w Polsce.
I znów pół na pół
Po operacji Vesović sugeruje, że woli przejść rehabilitację u siebie, na Bałkanach. Legia nie jest zadowolona, bo - pandemia szaleje, kluby niechętnie puszczają swoich piłkarzy, wolą ich mieć pod kontrolą, żeby mieć pewność, iż rehabilitacja postępuje prawidłowo. Vesović się upiera, Legia ustępuje po raz drugi.
Marko ma 4-6 tygodni spędzić u siebie i tam zorganizować sobie rehabilitację. I znów: polski klub płaci 50 proc. A gdyby zawodnik rehabilitował się w Warszawie, Legia pokryłaby całe koszty, bo ma tu pełne zaplecze medyczno - rehabilitacyjne na wysokim europejskim poziomie.
Legia ustępuje po raz trzeci
Tygodnie mijają, Vesović ma wracać do Warszawy, ale informuje Legię, że woli kontynuować rehabilitację u siebie, do października. Klub jest coraz bardziej zdziwiony, w końcu mowa o zawodniku z absolutnego topu płacowego. A Legia czuje, że nie ma pełnej kontroli nad jego powrotem do zdrowia. Ale ustępuje po raz trzeci. Kolejny gest dobrej woli sprawia, że Marko zostaje na Bałkanach.
W końcu Vesović wraca do Warszawy. Przechodzi badania i sztab medyczny Legii jest zaniepokojony. W ocenie legijnych specjalistów stan kontuzjowanej nogi jest bardzo niezadawalający, powinno to już wyglądać na tym etapie dużo lepiej. Tymczasem piłkarz wciąż narzeka na bóle. Co więcej, sugeruje, że... woli dalej pracować według zaleceń rehabilitacyjnych z Serbii, co w sztabie Legii nie jest przyjęte dobrze. Ale klub znów idzie zawodnikowi na rękę.
Pięciu specjalistów, kilkaset godzin pracy
W końcu Vesović, już w Warszawie, zostaje wyprowadzony na prostą, ale choć sam rwie się do gry, lekarze Legii boją się, że ryzyko odnowienia urazu jest zbyt duże i wolą poczekać. Faktem jest, że sam gracz daje z siebie bardzo dużo, nie ma żadnych zastrzeżeń co do jego podejścia w tym okresie. Ale w kontekście tych wszystkich wydarzeń słowa Tamary Vesović wywołują w klubie oburzenie.
Na kanwie jej słów o zostawieniu męża na pastwę losu w Legii liczą nawet godziny, które poświęcono na postawienie gracza na nogi. Wychodzi na to, że lekarz, fizjoterapeuta, psycholog, dietetyk i trener przygotowania fizycznego poświęcili w klubie w sumie kilkaset godzin zawodnikowi z Czarnogóry.
Niemal na pewno odejdzie
W tym momencie realia są takie, że kontrakt Vesovicia niemal na pewno nie zostanie przedłużony. Zanim Tamara rozpoczęła szarżę, trwały rozmowy, w których brano pod uwagę całokształt sytuacji: zarobki piłkarza, duży znak zapytania nad tym, czy i jak szybko dojdzie do formy. To wszystko było elementem negocjacji, w klubie zakładano jednak, że zakończą się one pozytywnie, szczególnie że Legia ma poczucie, że zrobiła bardzo dużo, by zawodnik wrócił do zdrowia i formy.
Niestety fakt, że piłkarz w żaden sposób nie odciął się od słów małżonki, klimatu do rozmów raczej nie poprawił. W tym momencie więc rozstanie to najbardziej prawdopodobny scenariusz.