Od jakiegoś czasu w wojewódzkich związkach piłki nożnej odbywają się wybory na prezesów. Szczególnie ostro jest w woj. zachodniopomorskim. Niedawno jednego z kandydatów, Macieja Mateńkę, zwolnił ze współpracy Polski Związek Piłki Nożnej. Centrala, dla której nie jest to "wymarzony kandydat" - a raczej opozycjonista - uznała, że skoro ma czas kandydować, to nie będzie miał czasu realizować zobowiązań wobec PZPN (więcej o tej sprawie TUTAJ).
Mateńka był w PZPN trenerem Mobilnej Akademii Młodych Orłów. Prowadził wykłady dla trenerów klubowych w całym województwie. Za projekt odpowiadał bezpośrednio jego rywal w nadchodzących wyborach (21.5), obecnie panujący w związku Jan Bednarek. On sam zapewnia, że nie miał nic wspólnego ze zwolnieniem konkurenta.
Ale to nie koniec starć. Dwaj kandydaci opozycyjni, Mateńko i Piotr Dykiert, zarzucają obecnemu prezesowi organizację wyborów w stylu białoruskim. Mają cały szereg zarzutów.
Wyborcza kość niezgody
Podstawowy argument jest taki, że zwycięzca zostanie wyłoniony zwykłą większością głosów. A więc będzie jedna tura, kto dostanie najwięcej głosów, ten zostanie prezesem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Strzela jak "nowy Messi"
- To wyjątkowo niedemokratyczny styl. Nigdy w tak poważnej sprawie nie spotkałem się z głosowaniem zwykłą większością - mówi nam Maciej Buryta, jeden z niewielu opozycyjnych członków zarządu związku w regionie. - Przecież to oczywiste, że skoro obecny prezes ma dwóch oponentów, to w ewentualnej drugiej turze po zsumowaniu ich głosów przegrałby wybory - zauważa.
Jeden z kandydatów, Piotr Dykiert dodaje: - Nie można wybierać prezesa zwykłą większością. Czysto teoretycznie mogłoby być 10 kandydatów i wystarczyłoby mieć 35-40 głosów, by zostać prezesem - twierdzi.
Według opozycjonistów ludzie Bednarka wymyślili taki sposób głosowania, ponieważ "po przeliczeniu szabel" uznali, że to znacznie zwiększy szanse obecnego prezesa na utrzymanie stanowiska. Opozycja jest co prawda liczna, ale podzielona, a żaden z kontrkandydatów nie chce dziś zrezygnować ze startu i zaapelować o głos na drugiego. Obaj oceniają swoje szanse wysoko.
Mateńko to uznany w całej Polsce trener młodzieży, Dykiert przez kilkanaście lat był sędzią. Z kolei Bednarek jest prezesem od 17 lat i chciałby nadal rządzić.
Przedstawiciele związku nie zgadzają się z zarzutem o manipulację. - Zgodnie ze statutem związku uchwały zapadają zwykłą większością głosów, a wybór jest taką samą uchwałą jak wszystkie inne - zauważa Robert Bikowski, odpowiedzialny z ramienia ZZPN za organizację głosowania.
I tu jest właśnie kość niezgody. Jeden z prawników związanych z opozycją przekonuje, że wybór prezesa nie jest zwykłą uchwałą. Przykładem jest statut PZPN, który rozróżnia głosowanie nad uchwałami, od głosowania na prezesa.
- Regionalny związek jest w strukturach PZPN i gdy pewne rzeczy nie są jasno określone, powinien stosować standardy wypracowane w centrali - uważa Dykiert.
Według ZZPN wszystko jest jednak jasno określone. - Rozumiem, że kandydaci chcieliby tak jak jest w PZPN, gdzie decyduje większość bezwzględna (50 procent głosów plus 1 głos - przyp. red,), ale tamten sposób wyboru jest określony w statucie, a u nas tego nie ma - odpowiada Bikowski. - Gdybyśmy więc postąpili inaczej niż do tej pory to robiliśmy, narazilibyśmy się na działanie niezgodne ze statutem.
Co na to PZPN? - ZZPN jest zwykłym stowarzyszeniem funkcjonującym w oparciu o ustawę o stowarzyszeniach. Nadzorującym organem jest prezydent Szczecina - zaznacza Jakub Kwiatkowski, rzecznik piłkarskiej centrali. - Organem zatwierdzającym statut jest sąd, nie PZPN.
Za krótko, za daleko, błędne nazwy
Drugi zarzut opozycji wobec obecnego prezesa dotyczy możliwości występowania kandydatów przed walnym zgromadzeniem. Odbywa się ono raz na cztery lata, przykładowo w województwie świętokrzyskim trwało 12 godzin, mimo że było dwukrotnie mniej delegatów. ZZPN rozpoczyna obrady w piątek o godzinie 17 w Policach. Mają one trwać nie dłużej niż 3 godziny! Organizatorzy czekają jeszcze na wytyczne z sanepidu.
- To jest najważniejsze wydarzenie piłkarskie w regionie, odbywa się raz na cztery lata. Tymczasem nie możemy nawet pobieżnie zaprezentować programu. Niebywałe - rozkłada ręce Maciej Mateńko.
Co na to ZZPN? Bikowski nie zgadza się, że nie będzie można prezentować programów. Co prawda nie jest to przewidziane w programie, ale... - Tego nie wiadomo, można dokonać zmian w porządku obrad. Zarząd kierował się tu sytuacją pandemiczną. Nie wiem, jak będzie 21 maja, gdy na sali zasiądzie 300 osób. Rozmawiamy z sanepidem, to on określi warunki tego zgromadzenia. Naszym priorytetem było zdrowie delegatów - mówi Bikowski.
Opozycjoniści zarzucają też, że lokalizacja zebrania jest celowo niedogodna (zły dojazd, remonty, na granicy województwa), żeby ograniczyć liczbę chętnych do głosowania.
- Police leżą 17 kilometrów za Szczecinem. Początkowo miała być to hala Netto Arena, ale tam zorganizowano punkt szczepień. Padła propozycja z Polic, gdzie grają siatkarki, więc z niej skorzystaliśmy - odpiera Bikowski.
Ponadto, według opozycji, nie wszystkie klub zostały dopuszczone do głosowania. Sześć zostało wyeliminowanych z powodu błędnie wpisanej nazwy klubu.
- Przez ponad miesiąc nikt nie poinformował klubów, że ich zgłoszenia zawierały błędy, i nagle kluby dostają informacje, że nie mogą wysłać delegatów. Czy to wymaga komentarza? - pyta retorycznie Mateńko.
- Jeśli klub przysyła pismo, w którym występuje nazwa innego klubu, to po prostu nie możemy tego odpuścić. I takie były dwa przypadki - odpiera Bikowski.
W końcu, jak podnosi opozycja, kluby mogły zgłaszać kandydatów do 1 kwietna, tymczasem tego dnia przedstawiciele kilku klubów po przyjeździe do siedziby związku zastali jedynie okratowane drzwi. Bikowski tłumaczy, że związek pracował do godziny 13, a potem dyrektor musiał udać się na prześwietlenie. Dlatego też przyjmowano zgłoszenia dzień później. W ostatniej chwili zgłosiło się aż 20 na 310 delegatów.
Zgłoszeń można było także dokonywać listownie, ale nie liczyła się data stempla a wpływu. Nie można tego było dokonać internetowo.
- W przypadku kontroli sądowej musimy mieć oryginały dokumentów, kluby miały naprawdę dużo czasu na dostarczenie dokumentów. Jeden delegat nie został tu dopuszczony, bo przysłał tydzień później - wyjaśnia Bikowski.