Wzruszające słowa ojca Łukasza Piszczka. "Łezka pociekła"

Getty Images / Filip Singer - Pool / Na zdjęciu: Łukasz Piszczek podrzucany przez kolegów z Borussii Dortmund
Getty Images / Filip Singer - Pool / Na zdjęciu: Łukasz Piszczek podrzucany przez kolegów z Borussii Dortmund

- To, w jaki sposób pożegnano mojego syna w Dortmundzie, pokazuje, jakim jest człowiekiem. Spełnił wiele moich marzeń, niebawem może dojść kolejne - mówi dla WP SportoweFakty ojciec Łukasza Piszczka, pan Kazimierz.

Po blisko jedenastu latach Łukasz Piszczek żegna się z Borussią Dortmund. I robi to w najlepszy możliwy sposób - w czwartkowy wieczór podopieczni Edina Terzicia rozbili RB Lipsk 4:1 i sięgnęli po Puchar Niemiec. "Piszczu" zagrał od pierwszej minuty i bynajmniej nie zawiódł.

Po końcowym gwizdku 66-krotny reprezentant Polski zalał się łzami, a koledzy otoczyli zasłużonego obrońcę i podrzucali go, godnie żegnając legendę klubu. Zdjęcia wzruszonego Piszczka obiegły cały świat.

- Zawsze powtarzałem, że przedłużyłem kontrakt, ponieważ chciałem zakończyć karierę mistrzostwem lub trofeum. Trudno opisać słowami, co czuję. Zapamiętam ten dzień do końca życia - mówił polski defensor, cytowany przez oficjalną stronę klubu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Strzela jak "nowy Messi"

Kazimierz Piszczek wzruszony: łezka pociekła

Nie tylko dla niego czwartkowy wieczór był wyjątkowy. Ojciec piłkarza, Kazimierz Piszczek, który od lat śledzi każdy mecz syna, nie kryje dumy.

- Łezka zakręciła się w oku... Koledzy zafundowali Łukaszowi bardzo wzruszające pożegnanie. Triumf w Pucharze Niemiec to doskonałe zwieńczenie kariery syna i ogromne osiągnięcie. Może nie płakałem wczoraj tak bardzo jak Łukasz, ale też się wzruszyłem. Sposób, w jaki żegna go klub, pokazuje, jakim jest człowiekiem - szanowanym i lubianym. Zasłużył sobie na to wszystko nie tylko postawą na boisku. Nie pamiętam, by kiedykolwiek popadał w jakieś konflikty - mówi dla WP SportoweFakty Kazimierz Piszczek.

W Dortmundzie "Piszczu" grał od 2010 roku. Zdobył dwa tytuły mistrza Niemiec, trzy Puchary Niemiec i raz zagrał w wielkim finale Ligi Mistrzów.

- Szkoda, że mamy pandemię, bo na pewno poleciałbym na ostatnie spotkanie. Nikt nie zatrzymałby mnie wtedy w Goczałkowicach. Oglądaliśmy mecz w domu. Lubię usiąść w spokoju przed telewizorem i na chłodno analizować przebieg gry. Nie rozmawiałem jeszcze z synem po meczu, pisaliśmy tylko SMS-y. Nie było czasu - tłumaczy Kazimierz Piszczek.

Mój syn jest legendą

- Zapracował sobie na to, co osiągnął, i jest legendą. Kończy karierę w Borussii Dortmund z przytupem. Wiadomo, że przez te lata nie wszystko układało się kolorowo, na co wpłynęły chociażby poważne kontuzje. Jedno biodro, drugie, operacje... A Łukasz to wytrzymał dzięki swojej determinacji, zaangażowaniu i miłości do piłki. Wiadomo, że przecież po takich kontuzjach trudno odbudować formę. A jednak dał sobie radę - dodaje tata piłkarza.

- Moje największe przeżycie związane z karierą syna to debiut Łukasza w Lidze Mistrzów w Dortmundzie. Pojechałem do Niemiec, stadion był pełen kibiców, zagrano hymn, a Łukasz wystąpił od pierwszej minuty. Wtedy też pociekła łezka wzruszenia - kontynuuje Kazimierz Piszczek.

Spełni kolejne marzenie taty

Prawy obrońca Borussii Dortmund nigdy nie krył, że po zakończeniu wielkiej kariery chce wrócić na "stare śmieci" - do rodzinnych Goczałkowic i miejscowego LKS-u. Piszczek od lat jest mocno związany z drużyną i bardzo jej kibicuje. Tata cieszy się na jego powrót.

- Będziemy mieć większy kontakt z synem. Oczywiście decyzja należy do niego, ale raczej na pewno do nas wraca. Prawdopodobnie po zakończeniu kariery piłkarskiej będzie pomagał chłopakom w treningach czy meczach. Szykuje się więc duży transfer z Borussii do Goczałkowic. A mówiąc poważnie, Łukasz jest bardzo zaangażowany w działalność klubu i w lokalne sprawy. Tutaj się wychował i kocha Goczałkowice. Mówiłem już, że marzę, by kiedyś tu wrócił, niebawem to marzenie może się spełnić - kończy Kazimierz Piszczek.

Źródło artykułu: