Sobotni finał będzie trzecim londyńskiej ekipy w erze Romana Abramowicza. W pierwszym, w 2008 roku zmierzyła się z Manchesterem United i po remisie 1:1, przegrała w konkursie rzutów karnych. To wtedy w kluczowym momencie poślizgnął się John Terry, a później Edwin van der Sar zatrzymał uderzenie Nicolasa Anelki.
Terry to zresztą wielki pechowiec, bo gdy cztery lata później "The Blues" znów dotarli do finału i tym razem - również po jedenastkach - pokonali Bayern Monachium - obserwował mecz z trybun. Z gry wyeliminowały go kartki.
Chcesz pucharu? Zwolnij trenera!
Dziś Chelsea ma trzeci finał Ligi Mistrzów, lecz to już piąty przypadek, gdy dociera do ostatecznej rozgrywki pomimo zmiany trenera w trakcie sezonu. W 1998 roku triumfowała w Pucharze Zdobywców Pucharów, zastępując Ruuda Gullita Gianluką Viallim, dziesięć lat, później we wspomnianym finale w Moskwie, tymczasowo prowadził ją Avram Grant (zluzował na stanowisku Jose Mourinho), a w 2012 po puchar sięgnął Roberto Di Matteo, który niewiele wcześniej zastąpił Andre Villasa-Boasa.
ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski idolem dla młodych reprezentantów Polski. "Nie ma żadnej granicy"
To nie koniec! Rok później Włoch też stracił pracę, w trakcie sezonu jego miejsce zajął Rafael Benitez i Chelsea wygrała Ligę Europy. Teraz znów jest w finale w edycji, którą zaczął Frank Lampard, a kończy Thomas Tuchel. Tylko raz - w 2019 roku - londyńczycy zdobyli europejski puchar, gdy od początku do końca pracowali z jednym szkoleniowcem. To był Maurizio Sarri, który zwyciężył w Lidze Europy.
Sobotni rywal "The Blues" idzie zupełnie inną drogą. Od 2016 roku konsekwentnie stawia na Pepa Guardiolę i mimo że dotąd Katalończyk nie potrafił z nim wygrać Champions League, czas pokazał, że systematyczność popłaca. W Anglii uważają, że właśnie nowo koronowany mistrz jest faworytem finału.
- Na Guardioli ciąży bardzo duża presja, na pewno znacznie większa niż na Tuchelu. Został sprowadzony do Manchesteru właśnie po to, żeby wygrać Ligę Mistrzów, a dotąd przez kilka lat mu się to nie udawało. Teraz nadchodzi świetny moment, bo mimo znacznego progresu Chelsea, Manchester City nadal ma lepszą drużynę - powiedział WP SportoweFakty Charlie Wyett z "The Sun".
Kara przerodziła się w atut
W lutym 2019 roku na Stamford Bridge zapanowała trwoga, bowiem na klub nałożono zakaz transferowy (za nielegalne pozyskiwanie młodzieży do akademii). Miał on objąć dwa okienka i choć został skrócony do jednego, Chelsea i tak zrezygnowała z transferów przez cały rok.
Miliony funtów pozyskane ze sprzedaży Edena Hazarda do Realu Madryt schowano do sejfu, a zamiast zakupowych szaleństw, Frank Lampard, który objął stery w Chelsea, wprowadził do drużyny kilku uzdolnionych wychowanków - Tammy'ego Abrahama, Billy'ego Gilmoura, Calluma Hudsona-Odoia, Reece'a Jamesa, a przede wszystkim Masona Mounta.
Nie wszyscy mają pewne miejsce w składzie, nie wszyscy też zostaną na Stamford Bridge na dłużej, jednak choć ta pokoleniowa zmiana rodziła w klubie wiele obaw, ostatecznie okazała się strzałem w dziesiątkę. Największą perłą akademii jest Mount, z którym wiąże się ciekawa historia. Gdy reprezentant Anglii miał 14 lat, ojciec wątpił, że uda mu się przebić do składu i namawiał go na zmianę w klubu (zainteresowany był Manchester United). Koronnym argumentem był fakt, że ostatnim wychowankiem, który został w Chelsea gwiazdą był John Terry. Mount jednak ani myślał rezygnować, odparł tacie, że on będzie kolejny i dopiął swego.
Dziś w Anglii mówi się, że Lampard chciał z niego zrobić... nowego Lamparda. Gdy legenda Chelsea została zwolniona, 22-latek mógł mieć wiele obaw, ale Thomas Tuchel też docenił jego talent i Mount jest na najlepszej drodze, by faktycznie stać się idolem kibiców "The Blues" na wiele lat.
Transferowe uderzenie
Chelsea przeszła przez transferowe embargo bez wielkich strat, do tego zaoszczędziła tak wiele gotówki, że latem ubiegłego roku, czyli w samym środku koronawirusowego kryzysu, jako jedna z nielicznych była zdolna do wielkich zakupów.
W trzech ostatnich sezonach Roman Abramowicz wydał ponad 493 mln euro na dziewięciu nowych piłkarzy, lecz aż połowa tej kwoty poszła w ruch właśnie rok temu, gdy do Londynu trafili Ben Chilwell, Kai Havertz, Edouard Mendy, Timo Werner i Hakim Ziyech.
Na Stamford Bridge zrobili to, co nie udawało im się przez wiele lat. Dali szansę klubowej młodzieży - i to ze świetnym skutkiem - a dodatkowo obudowali ją wschodzącymi gwiazdami europejskiej piłki.
Dlatego choć faworytem finału wydaje się Manchester City, "The Blues" nie można skreślać. Ten zespół wciąż ma gen zwycięzców, wypracowany jeszcze w czasach Didiera Drogby, Petra Cecha czy wspomnianych wyżej Lamparda i Terry'ego. W 2012 roku londyńczycy wygrywali Ligę Mistrzów, wychodząc z głębokiego kryzysu i kończąc sezon w Premier League zaledwie na 6. miejscu. Są też całkowicie nieobliczalni, przy tym coraz mocniejsi sportowo.
- Kolejny triumf w Champions League byłby wspaniałym osiągnięciem Chelsea, która atakuje trochę z dalszego szeregu, ale przecież wydała dużo pieniędzy. Frank Lampard, który rozpoczynał ten projekt, zasługuje na wielkie uznanie. To on wypromował Mounta i innych młodych piłkarzy, robiąc to w najtrudniejszym momencie ery Abramowicza. Thomas Tuchel do tego co zastał, dołożył lepszą grę w defensywie, a ona może być kluczem do sukcesu - przyznał Wyett.
Na kogo stawia się w Anglii? - Myślę, że wśród kibiców rozkłada się to 50 na 50. Wiadomo, że dużą rolę odgrywają sympatie klubowe. Fani Manchesteru United będą ściskać kciuki za Chelsea, ale już sympatycy Tottenhamu czy Leeds United są zdecydowanie za Manchesterem City - zakończył dziennikarz "The Sun".
"The Blues" walczą o drugi triumf w rozgrywkach, mistrz Anglii - dopiero o pierwszy. W przypadku londyńczyków batalia toczy się też o rozstawienie w losowaniu fazy grupowej nowej edycji. Jeśli sięgną po puchar, trafią do pierwszego koszyka jako obrońcy trofeum. W przypadku porażki pozostaną w drugim (zajęli 4. miejsce w Premier League). Ekipa Pepa Guardioli w każdym wariancie zachowa przywilej rozstawienia, bo była najlepsza w swoim kraju.
Finał Ligi Mistrzów Manchester City - Chelsea FC rozpocznie się w sobotę o godz. 21.00. Transmisja w TVP 1 i Polsacie Sport Premium 1.
Czytaj także:
Od handlu zegarkami do rewelacji PKO Ekstraklasy. Tak się wykuwa mocne charaktery
Lech Poznań rozbija bank na transferach. Zarobił już niebotyczną sumę