Ta wiadomość to była katastrofa. Przez miesiąc piłkarz przeżywał koszmar

Instagram / Na zdjęciu: Jakub Kopaniecki
Instagram / Na zdjęciu: Jakub Kopaniecki

- Po tym miesiącu leżenia miałem wielkie problemy. Kolana same mi się uginały, przechodziłem dreszcze. Nogi były strasznie słabe. To była męczarnia - opowiada nam Jakub Kopaniecki, bramkarz Górnika Polkowice, który walczy z guzem mózgu.

TUTAJ MOŻESZ WESPRZEĆ LECZENIE KUBY --->>>

Górnik Polkowice niedawno świętował awans do Fortuna 1. Ligi, ale teraz musi martwić się o jednego ze swoich zawodników. U Jakuba Kopanieckiego wykryto guza mózgu. To wychowanek klubu z Dolnego Śląska grający na pozycji bramkarza. Jest już po dwóch operacjach. Czeka na szczegółowe wyniki badań i dalszy plan leczenia. 21-latek w ostatnim czasie sporo się nacierpiał. Wszyscy związani z klubem liczą na jego powrót do zdrowia i gry.

– Trzy tygodnie temu u mojego brata zdiagnozowano guza mózgu. Przecież to niemożliwe! Jest młody, silny, wysportowany… Przecież to nie może być prawda! Jednak mijają dni, a nasz koszmar się nie kończy. Kuba zszedł z murawy, by rozpocząć inny mecz, najważniejszy - wspomina siostra piłkarza.

Miesiąc wyjęty z życia

Jakub Kopaniecki był jeszcze 19 maja siedział na ławce rezerwowych Górnika w wyjazdowym meczu z KKS Kalisz (1:1). W trakcie końcówki sezonu zaczął narzekać na bóle głowy, dopadały go poranne wymioty. Czuł, że "oczy zaczęły też szwankować". Dlatego później w sezonie już się nie pojawił. Gdy drużyna świętowała awans 5 czerwca, trafił na SOR w Głogowie, gdzie lekarze przeprowadzili tomografię. Byli zaniepokojeni zdjęciami - pokazały guza mózgu, który wypełniał prawie całą czwartą komorę mózgu. Musiał jechać do szpitala w Legnicy na oddział neurochirurgiczny. Tam podawano mu kroplówki przeciwwymiotne i przeciwobrzękowe. Po kilku dniach można było przeprowadzić rezonans, ale w tym czasie zaczęło rozwijać się wodogłowie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przyjął piłkę na własnej połowie, a potem... Coś nieprawdopodobnego!

- Przy pierwszej diagnozie lekarz powiedział, że na pniu mózgu coś wykryli i muszą przeprowadzić dokładniejsze badania. Na całe szczęście okazało się, że to było w takim miejscu, które można bez problemu zoperować - opowiada 21-latek w rozmowie z WP SportoweFakty.

Operacja musiała zostać przeprowadzona we Wrocławiu. Sprawą zajął się prof. Paweł Tabakow, wyspecjalizowany lekarz, który "przedstawił taktykę na operację jak dobry trener". O konsultację z nim mocno zabiegała rodzina. Skończyło się na dwóch zabiegach. Pierwszy został przeprowadzony 11 czerwca i uratował Jakubowi życie, bo ciśnienie w obrębie czaszki było skrajne. Lekarze zabezpieczyli też wodogłowie i unormowali z nim sytuację. 16 czerwca, podczas drugiego, usunęli guza nakrywki śródmózgowia. Umiejscowienie guza nie pozwoliło na jego całkowite usunięcie, dlatego konieczna będzie terapia uzupełniająca.

- Ostatniej nocy przed operacją pojawiały się złe myśli i strach, ale nie jakiś wielki. Gdy podpisywałem zgodę, powiedziałem sobie, że muszę zaufać lekarzom - wyznaje Kopaniecki. - Po zabiegu cały dzień i noc byłem monitorowany, w nocy w pełni się wybudziłem po operacji, ale do dziś nie mogę sobie przypomnieć, czy obudziłem się tego samego dnia, czy jeszcze następnego, nad ranem. Czułem jakiś dyskomfort - wspomina zawodnik Górnika.

Lekarze podawali wstępne terminy opuszczenia szpitala, ale one się nie sprawdzały. Do tego pojawiły się komplikacje. - Dużo wymiotowałem po operacji i możliwe że doszło do minimalnego rozszczelnienia rany. Zapadła decyzja o drenie lędźwiowym, były kolejne kłucia. Lekarz mówił, że muszę się wykazać cierpliwością, bo mogłem leżeć tylko na lewym boku, albo bardzo delikatnie przewrócić się na plecy i tak przez tydzień - opisuje chłopak w rozmowie z nami.

Co godzinę odprowadzano nagromadzony płyn mózgowo-rdzeniowy poprzez ten drenaż. O samodzielnym wstawaniu z łóżka Jakuba w tym czasie nie było mowy, dopiero potem mógł próbować. - Chodziłem o balkoniku, wykonywałem ćwiczenia na krążenie, które mi zalecili. Takie chodzenie po tygodniu w łóżku było dla mnie męczarnią. A szykowałem się już do domu... - mówi Kopaniecki.

Sprawę utrudniał fakt, że i z drenem zaczęły się pojawiać problemy. - Przez to, że jednak poruszałem się na łóżku, konieczne było założenie dodatkowego szwu przy drenie. To nie była przyjemna rzecz, bo bez znieczulenia, ale zacisnąłem zęby. Czułem potem dyskomfort cały następny dzień, ale już nic z tym drenem się nie działo - przypomina nam.

Po tym, jak dren został wyjęty, Jakub został na obserwacji. Płyn jeszcze się zbierał, ale przez krótki czas i w niedużej ilości. W dniu wypisu znowu pojawił się wyciek, lekarze kolejny raz dołożyli kilka szwów, ale tym razem już nie wydarzyło się nic niepożądanego. Jakub mógł wrócić do domu. W szpitalu spędził miesiąc, był praktycznie przykuty do łóżka.

Ogromna ilość wsparcia

- Zacząłem nabierać sił i próbować chodzić o balkoniku. Teraz próbuję poruszać się bez niego, tak z kilka metrów. Czuję, że odzyskuję moc. Po tym miesiącu leżenia miałem problemy. Nogi mnie bolały, stopy. Jak pierwszy raz poruszałem się w domu, kolana same mi się uginały, przechodziły mnie dreszcze. Nogi były strasznie słabe. Dopiero dziś wracają do formy - przyznaje.

Koledzy nie widzieli nic, co miałoby wskazywać na problemy zdrowotne kolegi - czy to zejścia z boiska z powodu bólu głowy, jakieś osłabienia itp. O tym, że ma guza mózgu, dowiedzieli się w pierwszej połowie czerwca. - Te pierwotne prognozy wyglądają teraz jak nieśmieszny żart. Byliśmy w szoku. To nie do wiary, że gość, który zagrał dwa miesiące wcześniej, nagle taką diagnozę słyszy - mówi nam Bruno Żołądź, kolega klubowy Jakuba.

Od początku walki z nowotworem Kopaniecki dostał mnóstwo wsparcia od klubu i kolegów z zespołu. - Mamy z nim stały kontakt, ale na początku dotarła do nas prośba, by nie wydzwaniał do niego każdy z osobna, bo nie powinien obcować z telefonem. Dostawaliśmy szczątkowe informacje od trenerów, nagrywaliśmy wspólne pozdrowienia z klubu. Ostatnio pojawił się w klubie, zbiliśmy piątki, zapytaliśmy, jak się czuje. Każdy o tym myśli - wspomina.

Kopaniecki jest dość istotną częścią szatni, stara się być dobrym duchem zespołu i wprowadzać pozytywną energię. Jednocześnie próbuje być wzorem do naśladowania dla innych.

- Zawsze podchodzi do swoich zajęć i obowiązków bardzo profesjonalnie. Stara się być dużo wcześniej niż inni w szatni, żeby w spokoju przygotować się do treningu. To bardzo fajny kolega. Wszyscy stanowią jedną wielką rodzinę w Polkowicach. Drużyna jest z nim cały czas w kontakcie. On do klubu często przyjeżdża. Jeździ na wózku lub próbuje sam chodzić bez wspomagania. Nie chce, żeby ta rehabilitacja przebiegała zbyt szybko. Musi stosować się do zaleceń lekarzy. Ma dobre samopoczucie, jest pozytywnie nastawiony - mówi nam rzecznik prasowy Górnika Jan Wierzbicki.

Bardzo szybko najbliżsi podjęli decyzję, by pomóc mu w tym trudnym momencie, organizując zbiórkę pieniędzy (dostępna TUTAJ). Jednocześnie rozpoczęto licytacje, z których zebrana kwota zasili konto potrzebującego (dostępne TUTAJ).

"Zdrowie to priorytet, zaraz po nim jest piłka"

Do akcji pomocy przyłączyły się kluby PKO Ekstraklasy. W piątek 16 lipca zostanie zorganizowany turniej piłkarski w Polkowicach połączony z piknikiem z licytacjami. Cały dochód z imprezy zostanie przeznaczony na dalsze leczenie i rehabilitację Kopanieckiego. - Miejmy nadzieję, że ta akcja go tylko wzmocni - dodaje Wierzbicki.

Młody bramkarz stara się być jak najczęściej w klubie, żeby mieć jakikolwiek kontakt z piłką. Jest mocno zmotywowany, by móc wrócić do czynnego uprawiania futbolu. - Staram się odwiedzać chłopaków w klubie, podpatrywać jak sobie radzą na zajęciach, co tam się dzieje. Ludzie wokół motywują mnie, żebym walczył. Ta piłka siedzi w mojej głowie 24 godziny na dobę. Chciałbym jak najszybciej wrócić. Śmieje się, że już teraz bym mógł coś ćwiczyć, ale jeszcze muszę poczekać na konkretną rehabilitację, musi się wszystko dobrze zagoić. Zdrowie to priorytet, zaraz po nim jest piłka, bo to nie są przelewki - komentuje dla WP SportoweFakty Kopaniecki.

W Polkowicach liczą na jego powrót. - Nie zostawiamy Kuby, jest częścią zespołu, będzie zawsze mile widziany w klubie. Mówiłem mu, że takie wizyty to też część rehabilitacji, chcę go jak najczęściej tutaj widzieć. Życzymy mu wszystkiego dobrego, czekamy na niego - wyraża nadzieję prezes Górnika Waldemar Jedynak.

Zaczyna od zera

Jakub Kopaniecki musi czekać na wyniki badań. Sam jednak nie wie, kiedy one przyjdą. - Tu trzeba trochę poczekać. Te wyniki będą bardzo ważne, żeby przemyśleć i zorganizować dalsze leczenie. Myślę, że może przyjdą do końca tego miesiąca. Mówili, że to trwa mniej więcej miesiąc, ale może więcej. Muszę być cierpliwy - stwierdza.

Jego mama dodała później, że wyniki badań genetycznych mają przyjść 20 lipca i one wskażą zalecenia do dalszego leczenia.

Młody bramkarz sporo zawdzięcza wielu ważnym osobom. - Trafiłem w ręce genialnego lekarza. Prof. Tabakow krok po kroku prowadzi mnie do wyzdrowienia. Długa droga przed nami i wiele wyzwań. Nie będzie lekko, ale dam radę. Moja determinacja jest ogromna. Mam wielkie wsparcie najbliższych, przyjaciół i mieszkańców Polkowic. Dziękuję Burmistrzowi Łukaszowi Puźnieckiemu, pracownikom Urzędu Gminy, Górnikowi oraz mieszkańcom Polkowic za wspaniałe działanie dla mnie. Dziękuję także wszystkim, których nie znam, a otworzyli dla mnie serca - mówi.

- Z całego serca życzę mu zdrowia. Operacja odebrała mu dużo siły, bo jest go jakby mniej. Zaczyna od zera - podsumowuje Żołądź.

Czytaj też:
Brzęczek ma dość polskiego piekiełka
Tyle rekomendacji dostał Kulesza

Źródło artykułu: