Kapustka odpowiedział hejterom. "Czy miałoby to jakikolwiek sens?"

- Dla mnie to ogromny cios. Nie mogę się z tym pogodzić - przyznaje Bartosz Kapustka, który w meczu z Florą Tallin (2:1) doznał poważnego urazu kolana. Legionista odniósł się też do krytyki, jaka spadła na niego po pechowej "cieszynce".

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Bartosz Kapustka (z prawej) WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Bartosz Kapustka (z prawej)
Sprawdził się czarny scenariusz i w piątek Legia poinformowała, że kontuzja, której Bartosz Kapustka nabawił się podczas środowego spotkania eliminacji Ligi Mistrzów jest poważna. 24-latek doznał zerwania więzadła krzyżowego przedniego w prawym kolanie i czeka go co najmniej półroczna przerwa w treningach.

"Dla mnie to ogromny cios. Nie mogę się z tym pogodzić. Wiem jedno. Wiele razy upadłem. Tyle samo razy się podniosłem i wracałem mocniejszy. Czeka mnie długa droga. Piłka nożna to całe moje życie. Nigdy, ale to nigdy nie zwątpię, że wszystko co najlepsze nadal jest przede mną. Wrócę" - napisał piłkarz na Instagramie.

14-krotny reprezentant Polski uszkodził kolano w trakcie cieszenia się ze zdobycia bramki, którą dał Legii prowadzenie 1:0. W trzeciej minucie spotkania przeprowadził kapitalny rajd przez pół boiska i zakończył go celnym strzałem zza "16". Chwilę później w geście radości wykonał skok, a lądując na ziemi, uszkodził kolano.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przyjął piłkę na własnej połowie, a potem... Coś nieprawdopodobnego!

Kapustka odniósł się do tych niecodziennych okoliczności doznania kontuzji. Tłumaczy mocną ekspresję faktem, że szybko udało mu się zrehabilitować za zmarnowanie rzutu karnego w przegranym meczu o Superpuchar Polski z Rakowem Częstochowa.

"Piłka nożna to przede wszystkim emocje. (...) Po niestrzelonym karnym w rywalizacji o Superpuchar nie mogłem zasnąć. Czułem się źle, czułem się za to odpowiedzialny. Jedyne co mogłem zrobić, to cierpliwie czekać na kolejny mecz, aby móc się zrehabilitować. (...) W meczu z Florą nie mogłem sobie wymarzyć lepszego początku. Strzelony gol, cudowne uczucie. Radość, którą chciałem się podzielić z kibicami. Spontaniczna, naturalna, zwielokrotniona tym, że wykorzystałem okazję do rehabilitacji po ostatniej porażce" - pisze legionista.

Na Kapustkę spadła lawina krytyki, by nie powiedzieć: hejtu, że cieszył się w przesadny - według części kibiców i niektórych dziennikarzy - sposób i sam jest sobie winien. "Zadaję sobie pytanie, czy gdybym z obawą przed każdym wyskokiem wychodził na boisko to czy miałoby to jakikolwiek sens? Przecież codzienny trening to niezliczona ilość upadków i setki stykowych, groźnych sytuacji. Ryzyko kontuzji jest zawsze, każdego dnia" - tłumaczy.

24-latek w przeszłości doznał już podobnego, najgorszego dla piłkarza, urazu. W kwietniu 2019 roku zerwał więzadło krzyżowe przednie w lewym kolanie. Wtedy rehabilitacja zajęła mu 8 miesięcy. Przez kontuzję stracił udział w MME 2019 we Włoszech.

Pech Kapustki jest tym większy, że pomocnik Legii był w ostatnim czasie w wysokiej formie, a w meczu z Florą błysnął na oczach Paulo Sousa i mógłby się spodziewać powołania na wrześniowe spotkania el. MŚ 2022. Teraz na powrót do kadry musi czekać co najmniej do wiosny.

Czy Bartosz Kapustka zagra jeszcze kiedyś w reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×