Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Minął już panu kac po Euro 2020?
Jakub Moder, piłkarz Brighton and Hove Albion oraz reprezentacji Polski: Tak, ale... wkurzenie było ogromne. Przede wszystkim złość i rozczarowanie wynikiem, bo jakby na Euro nie patrzeć - skończyliśmy je na ostatnim miejscu w grupie. Niestety - był to słaby turniej w naszym wykonaniu, ale nie możemy tego długo rozpamiętywać.
Jak pan widzi Euro na chłodno, miesiąc po zakończeniu mistrzostw?
Według mnie zdecydowało pierwsze spotkanie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mecz otwarcia jest bardzo ważny, ale nie chcieliśmy stawiać wszystkiego na jedna kartę. Straciliśmy bramkę w pierwszej połowie, ale w bardzo dobrym momencie udało nam się wyrównać (na początku drugiej połowy - red.). Pewnie gdybyśmy grali w komplecie, udałoby się wygrać... Mimo to walczyliśmy do końca. Z Hiszpanią (1:1) osiągnęliśmy super wynik, nadzieje odżyły i z sytuacji bardzo złej wróciliśmy do życia. Podchodziliśmy do ostatniego meczu ze Szwecja (2:3) jak do najważniejszego spotkania w karierze. Mieliśmy plan, ale gdy straciliśmy przypadkową bramkę na 0:1 w drugiej minucie meczu, który musieliśmy wygrać, trzeba było te plany zmienić. Po meczu był duży smutek i rozczarowanie, bo nie tak to sobie wyobrażaliśmy.
Pana zdaniem idziecie w dobrym kierunku?
Mogę tylko potwierdzić słowa innych zawodników z reprezentacji, którzy wypowiadali się po Euro. Pomysł trenera Sousy jest dobry i każdy z nas jest zadowolony z postępu, jaki zrobiliśmy. Nie z wyniku na mistrzostwach, a z rozwoju drużyny. Uważam, że idziemy w dobrą stronę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie mieści w głowie! Zobacz, co ten Polak potrafi
Tylko jak to wytłumaczyć kibicom, którzy zapamiętali głównie porażkę?
Ludzie mogą mówić, zresztą słusznie, że: "Co on gada, skoro nie ma wyników?". Euro nie pomogło, ale nasza reprezentacja dysponuje naprawdę dużym potencjałem na przyszłość. Zrobiliśmy krok do przodu i wiem, że zrobimy kolejne.
Te kroki należy szybko stawiać. We wrześniu kolejne mecze eliminacji mistrzostw świata, a naszej kadrze bardzo potrzebne są punkty, bo mamy ich tylko cztery.
Anglia jest zdecydowanym faworytem do wygrania grupy, a my musimy bić się jak najmocniej o drugie miejsce. Wrześniowe zgrupowanie na pewno będzie kluczowe. Z San Marino i Albanią trzeba wygrać, bez dyskusji. Z Anglią też chcemy walczyć o pełną pulę. Na najbliższym zgrupowaniu czeka nas analiza spotkań na Euro i wierzę, że wyciągniemy dobre wnioski. Powiemy sobie głośno, co nie zagrało i zmienimy to.
Czego potrzeba, żeby "zaskoczyło"?
Trudno ocenić, czy na przykład czasu było za mało. Wydaje mi się, że dobrze prezentujemy się na treningach. Widać jakość trenerską Paulo Sousy. Może wrześniowe mecze pokażą w końcu, na co nas stać? Musimy zaprezentować całej Polsce to, co już umiemy. I to, czego wszyscy od nas wymagają.
Niby mało, ale jednak dużo.
Plan jest taki, żebyśmy pojechali na mundial do Kataru. To nasze marzenie. Nie chcemy też odzwyczajać kibiców od dużych turniejów.
O mistrzostwa świata będzie trudno. Za miesiąc spotkania z Albanią, San Marino i Anglią, czyli wicemistrzem Europy.
W marcowym meczu na Wembley (1:2) pokazaliśmy, że można Anglikom zagrozić. Wcale nie musi być tak, że nas zdominują. My się ich nie boimy, bo pokazaliśmy, że potrafimy z nimi walczyć, a nawet strzelić im gola. Mecz w Polsce na pewno będzie wyglądał inaczej. Odbędzie się z naszymi kibicami, na naszym terenie. Kwestia naszego dobrego podejścia i przygotowania. Gramy o zwycięstwo - to gwarantuję.
Wie pan, że do półfinałowego spotkania Anglików z Danią na Euro był pan jedynym piłkarzem, który strzelił Anglii gola?
Tak, doszła do mnie ta informacja i lekko zdziwiłem się czytając o tym. To trzeba mieć! A na poważnie - pokazuje to tylko, jak dobrze Anglicy prezentują się w obronie. Widząc jakość w niemal każdej formacji tej drużyny nie dziwię się, że dotarli do finału. Ale spokojnie - z naszej strony przesadnego respektu we wrześniu nie będzie.
Anglicy strawili już porażkę z Włochami w finale Euro?
Od razu po finale była gorąca dyskusja na naszej wewnętrznej grupie drużynowej, na WhatsAppie. Na pewno byli wkurzeni. Mówili o dużym pechu, żałowali tego finału, ale trochę czasu minęło już od tego spotkania i temat ucichł. Już tydzień po finale mało się o tym mówiło w Anglii.
Pan naładował baterie przed startem nowego sezonu? Podczas Euro doznał pan kontuzji kolana, jak to wygląda teraz?
Po mistrzostwach trenowałem jeszcze tydzień w Polsce, już w czasie wakacji, żeby kolano "doszło" do siebie. Głównie pracowałem w siłowni, by wzmocnić kolano i mięśnie dookoła. Na szczęście nie był konieczny zabieg, a po urazie nie ma już śladu. Okres przygotowawczy w Brighton rozpocząłem bez żadnego bólu.
Morderczy okres przygotowawczy?
Też byłem ciekaw, jak pracują przed sezonem na Wyspach. Faktycznie - mocno się trenuje, ale przyjemnie. Jest dużo gier i ćwiczeń z piłką. Podoba mi się taka formuła zajęć.
Poprzedni rok to dla pana spora dawka: gra w pucharach, w kadrze, transfer do Premier League, występ na Euro. Potrzebował pan bardziej odpoczynku fizycznego czy psychicznego?
Sezon był skomplikowany, długi. Pandemia, dużo podróży, intensywność gry, dlatego głowa potrzebowała odetchnąć. Dawno nie miałem aż trzech tygodni urlopu i fizycznie na pewno się zregenerowałem, choć nie czułem dużego zmęczenia. Może trochę sił brakowało na początku sezonu w Lechu, gdy dochodziły spotkania w pucharach. Później, po transferze do Premier League, rozgrywałem jeden mecz w tygodniu i złapałem inny rytm. Czułem się dobrze i w Brighton, i podczas Euro.
To był dobry rok?
Nie robiłem wielkich podsumowań, bardziej na bieżąco oceniałem kolejne wyzwania, z którymi się mierzyłem. Ekstraklasa, Liga Europy, reprezentacja, Premier League, Euro 2020. Trochę się tego uzbierało... Wydaje mi się, że w każdych rozgrywkach trzymałem pewien poziom. Zdarzały się oczywiście mecze gorsze, w których prezentowałem się poniżej tego, co potrafię. Ale bywały też spotkania dobre i bardzo dobre: w reprezentacji i w Premier League. Chyba można powiedzieć, że podołałem zadaniu.
A przed każdym kolejnym etapem - transferem, mistrzostwami Europy - zastanawiał się pan, czy da radę?
Na pewno nie myślałem negatywnie. Nie spalałem się, raczej ekscytowałem nowym wyzwaniem. Puchary to była fajna przygoda. Do Anglii jechałem z przekonaniem, że zapracowałem na transfer, bo dobrze zaprezentowałem się w ekstraklasie. Na Wyspy przyleciałem pewny siebie z nastawieniem, że mogę utrzymać wysoką formę na dużo wyższym poziomie. W reprezentacji było tak samo.
Od zawsze miał pan takie podejście?
Chyba tak. Do wyzwań podchodziłem po prostu na luzie. Im większa była presja, waga meczu czy oczekiwania, tym mocniej na to czekałem. Lubię to napięcie, motywuje mnie i jeszcze pewniej się czuję.
W poprzednim sezonie zdążył się pan otrzaskać i z Premier League, i w meczach z najlepszymi. Grał pan z Manchesterem City, United, Chelsea, Arsenalem.
Zawsze oglądałem te drużyny w telewizji, nawet rok temu, a później znalazłem się z tymi zawodnikami na jednym boisku. Było tak, jak to sobie wyobrażałem w domu w Polsce. Fajnie, bo od najlepszych nie odstawaliśmy jako drużyna, a ja jako jednostka też nie czułem się gorszy. Co więcej, dobrze mi było w towarzystwie najlepszych graczy na świecie. To budujące, ale i motywujące.
Liczy pan teraz na większość meczów w pierwszym składzie?
Na pewno będzie to trudne zadanie, bo konkurencja w Premier League jest ogromna. A w Brighton, w środku pola, jest najwięcej chętnych do gry. Myślę jednak, że dobrze wyglądam w okresie przygotowawczym, w poprzednim sezonie też dawałem radę. Chciałbym grać jak najwięcej, ale jestem też gotowy na rotacje. To normalne, że czasami usiądę na ławce.
Jak jest z Michałem Karbownikiem? Ma szansę na grę?
Na pewno tak. Już w poprzednim sezonie bardzo dobrze wyglądał podczas treningów, był blisko składu i zasłużył na szansę. "Karbo" ma na boku obrony dużą konkurencję, nie będzie mu łatwo, ale według mnie wkrótce zacznie grać regularnie. W zeszłym sezonie, w meczu pucharowym z Leicester City, dobrze wypadł. Może powodem tego, że nie wystąpił w lidze była nasza sytuacja? Walczyliśmy o utrzymanie, a poza tym: na prawej obronie bardzo dobrze prezentował się Joel Veltman.
Wydaje się, że w Premier League nawet piłkarz nie łapiący się do kadry ma ogromną jakość.
To prawda, wszyscy robią wrażenie. Nawet zawodnicy, którzy są mniej znani kibicom, rzadziej występują w lidze, mają umiejętności na światowym poziomie. To niesamowita liga, jest tu wszystko: umiejętność szybkiego myślenia, reagowania, podejmowania decyzji. Gra jeden na jeden, wyszkolenie techniczne. Plus oczywiście najwyższa jakość piłkarska i fizyczna.
Z grą pan nie ma problemu, a jak z językiem? Osłuchał się pan już brytyjskiego akcentu?
W szatni w Lechu nie było problemu żeby porozumieć się z zagranicznymi piłkarzami. Myślałem wtedy: "Umiem angielski, będzie dobrze". Ale na Wyspach przekonałem się, że to zupełnie inny język od tego, który znam. Nie jest tak, że miałem problem z komunikacją, ale czasem brytyjskiego akcentu nie da się zrozumieć. Wtedy wypada się uśmiechnąć i kiwnąć głową. Po pół roku nie sprawia mi już jednak problemu.
Myśli pan o swojej karierze w dalszej perspektywie?
Wiem, że jestem w super miejscu i w Brighton mogę jeszcze dużo z siebie wycisnąć. Mam swoje ambicje, które sięgają jeszcze wyżej, ale na ten moment skupiam się w stu procentach na nowym sezonie. A co się wydarzy w przyszłości - czas pokaże. Przede mną nowy sezon i chcę w nim wypaść jeszcze lepiej, niż w poprzednim.
W niedzielę karierę w reprezentacji Polski zakończył Łukasz Fabiański. Jak pan przyjął tę decyzję?
Na pewno jestem zaskoczony, nie spodziewałem się tego szczerze mówiąc. Szkoda, bo mimo że nie byłem z Łukaszem na wielu zgrupowaniach, to zapamiętam go tylko z dobrej strony. Jest bardzo pozytywną osobą, na boisku zawsze dawał bardzo dużo jakości. Będzie go nam brakowało w reprezentacji. Mogę mu tylko pogratulować kariery. Duży szacunek za to, co osiągnąłeś Łukasz!
Już wszystko jasne! Łukasz Fabiański podjął decyzję ws. przyszłości
Szykuje się głośny transfer polskiego kadrowicza!