Piłkarz PKO Ekstraklasy stracił kontrakt przez pobicie policjanta. "Kto wie, gdzie byłbym dziś?"

Newspix / Rafal Rusek / PressFocus/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Mateusz Radecki
Newspix / Rafal Rusek / PressFocus/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: Mateusz Radecki

- Pojechałem na testy do Zagłębia Lubin chwilę po wyjściu z aresztu. Sztab był na mnie zdecydowany, ale rada nadzorcza zablokowała transfer - zdradza WP SportoweFakty Mateusz Radecki z Radomiaka Radom.

Zespół Radomiaka Radom wrócił do PKO Ekstraklasy po 36 latach spędzonych w niższych klasach rozgrywkowych i od razu dał się poznać jako zespół nieobliczalny, mogący wygrać z każdym. W 1. kolejce bezbramkowo zremisował na wyjeździe z Lechem Poznań i jest jedynym zespołem, który w tym sezonie zabrał punkty Kolejorzowi. Następnie w bardzo dobrym stylu ograł Legię Warszawa (3:1), a jednym z graczy beniaminka, który pogrążył mistrza, był właśnie Mateusz Radecki.

Jest jednym z bardziej doświadczonych piłkarzy Radomiaka pod względem występów w PKO Ekstraklasie, choć ma ich w dorobku zaledwie 34. Mogło być ich więcej, gdyby trafił do najwyższej klasy rozgrywkowej wcześniej niż w sezonie 2018/19. Mógł, ale na przeszkodzie stanęła jego kryminalna kartoteka. Za pobicie policjanta podczas studniówki został skazany w zawieszeniu.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Podobno nie za bardzo lub pan rozmawiać z mediami. Dlaczego?

Mateusz Radecki, piłkarz Radomiaka Radom: Nie wiem. Ciężko mi odpowiedzieć. Może jestem małomówny? Albo po prostu trudno ode mnie wydobyć jakąś informację. Może bardziej w tym kierunku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie mieści w głowie! Zobacz, co ten Polak potrafi

Czy pana - nazwijmy to - kryminalna przeszłość miała kiedykolwiek wpływ na to, że nie podpisał pan kontraktu w jakimś klubie?

Tak było. Byłem blisko Zagłębia, ale niestety ostatecznie do transferu nie doszło. Zagłębie grało wtedy w pierwszej lidze. Pamiętam, że w styczniu (2015 roku - przyp. red.) pojechałem tam na testy. Było to chwilę po tym, jak wyszedłem z aresztu śledczego, ale nie miałem jeszcze wyroku. Moja sprawa cały czas była w toku. Testy trwały trzy lub cztery dni. W sumie testowanych było ok. trzydziestu zawodników. Pierwszym trenerem Zagłębia był wtedy Piotr Stokowiec. Zrobiłem dobre wrażenie i razem z jeszcze jednym innym zawodnikiem mieliśmy trafić do pierwszej drużyny. Dostaliśmy sygnał, że nas chcą. Wszystko zmierzało w dobrą stronę, mój menedżer miał się zająć szczegółami. W międzyczasie zebrała się jednak rada nadzorcza Zagłębia i zablokowała ten transfer. Tłumaczono, że wpłynęłoby to źle na wizerunek klubu.

Finalnie jednak zakotwiczył pan na Dolnym Śląsku.

Widocznie tak miało być. W końcu trafiłem do Ekstraklasy, do Śląska, choć pewnie gdyby wyszło z Zagłębiem, to zadebiutowałbym w niej trochę wcześniej, szybciej bym się rozwinął i, kto wie, może teraz byłbym już w jakimś zagranicznym klubie. Cóż, nie ma czego żałować.

Ten zagraniczny transfer siedzi panu jeszcze w głowie?

Znam swoje możliwości, wiem na co mnie stać. Jeśli zdrowie będzie dopisywało i będę w dobrej formie, to wyjazd zagraniczny nie powinien być problemem w moim przypadku.

A o nieprzyjemnym rozstaniu ze Śląskiem Wrocław pan myśli?

Nie, to już przeszłość. Widocznie tak miało być. Doznałem kontuzji, nie dogadaliśmy się ze Śląskiem odnośnie nowego kontraktu, choć wydaje mi się, że bardziej to Śląsk nie chciał dogadać się ze mną niż odwrotnie. Nie żywię jednak większej urazy do samego klubu. Życzę im jak najlepiej, natomiast niedługo zagramy z nimi bezpośredni mecz i będę miał okazję się zrewanżować.

W ostatniej kolejce przegraliście z Wisłą Płock. To wasza pierwsza porażka od maja...

Przytrafiła się przegrana, ale wiadomo było, że wszystkiego nie wygramy. Mieliśmy fajną serię w pierwszej lidze i z jednej strony myśleliśmy, że potrwa ona dłuższy czas również w Ekstraklasie, natomiast jesteśmy beniaminkiem i zdawaliśmy sobie sprawę, że zadanie będzie trudne. Wydaje mi się, że nie byliśmy słabsi od Wisły, jednak popełniliśmy indywidualny błąd przy wyprowadzeniu piłki i zostaliśmy skarceni. Oczywiście nie załamujemy się tym faktem i w kolejnych meczach spróbujemy odrobić straty z Płocka.

To był kubeł zimnej wody?

Ekstraklasa to nie pierwsza liga, gdzie czasami zdarzały się łatwiejsze mecze. Tutaj co tydzień mamy trudną przeprawę i co tydzień musimy udowadniać, że zasługujemy na tę Ekstraklasę. Będziemy walczyć w każdym spotkaniu, by zdobywać punkty i jak najszybciej zapewnić sobie utrzymanie. To jest nasz cel nadrzędny.

Paradoksalnie wyłożyliście się na najłatwiejszym przeciwniku. Wcześniej były dwa dobre mecze z Lechem i Legią.

To zespoły o uznanej marce w Polsce i na mecze z nimi człowiek zawsze się dodatkowo mobilizuje, przez co często gra wygląda lepiej niż można byłoby przypuszczać. A w Płocku? Cóż, nie wiem czy to przez poniedziałek czy samą otoczkę meczu, ale zagraliśmy poniżej naszych możliwości. Nie realizowaliśmy założeń nakreślonych przez trenera i to była jedna z przyczyn porażki. Mówiąc szczerze, najbardziej obawiałem się właśnie meczu z Wisłą. Nie tych z Lechem i Legią. Teoretycznie był to zespół z dołu tabeli, ale ma w swoim składzie bardzo dobrych zawodników. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo.

Zbyt dużym uproszczeniem będzie stwierdzenie, że zabrakło Filipe Nascimento i skończył się polot w grze ofensywnej Radomiaka?

Myślę, że nie można tak na to patrzeć. Filipe jest bardzo dobrym zawodnikiem, zebrał dobre recenzje za występy z Lechem i Legią, ale są sytuacje, że musimy sobie radzić i bez niego. Musimy być na to przygotowani. Myślę, że to nie brak Filipe zaważył na tym, że przegraliśmy w Płocku.

Skąd taka brutalna gra w meczu z Legią?

Według mnie nie było zbyt wielu ostrych fauli i nie nazwałbym gry brutalną. Kartki Mladenovicia i Nascimento były efektem emocji. Niestety wzięły one górę. Oczywiście, takie sytuacje nie powinny się wydarzyć. Jest to niepotrzebne osłabianie drużyny.

Filipe Nascimento na co dzień jest spokojnym człowiekiem?

Zdecydowanie tak. To pozytywna postać w naszej szatni i nigdy nie było z nim żadnych problemów. Wiadomo, na treningu czasami jest agresywna gra, ale to normalne w piłce nożnej. Do tej pory potrafił jednak trzymać nerwy na wodzy. Myślę jednak, że był to jednorazowy wybryk i więcej coś podobnego się nie powtórzy.

Trenował pan boks, więc prędzej można było się spodziewać, że to panu puszczą nerwy.

Powiem tak: na szczęście udaje mi się panować nad sobą na boisku i nie ma sytuacji, w których poniosły by mnie emocje i nie dostaję czerwonych kartek. Wiadomo jednak jak to jest w sporcie. Czasami ktoś wyprowadzi cię z równowagi, minie ułamek sekundy i zrobisz coś głupiego. Szczególnie teraz, w dobie VAR-u, trzeba podwójnie uważać. Nie daję się sprowokować i bardzo ciężko jest mnie wyprowadzić z równowagi, ale jeśli już komuś się to uda, to trudno jest mnie uspokoić. A odnośnie boksu, dodaje to pewności siebie i sprawia, że wiesz, że jesteś w stanie poradzić sobie w różnych sytuacjach, nie tylko na boisku.

Pan też przebył drogę z piekła do nieba. Najpierw pamiętna sytuacja z Poznania, po której było sporo szydery, a następnie kluczowy gol w meczu z Legią.

Byłe szyderka, jak to w szatni. Ja jednak nie mam problemu, gdy koledzy sobie ze mnie żartują. Mam dystans do siebie. A co do tego strzału w Poznaniu... cóż, podjąłem decyzję taką, a nie inną. Myślałem, że wyjdzie mi strzał życia. Niestety, stało się inaczej. Mogłem się zachować dużo lepiej, mogłem zrobić z tą piłką wszystko. Ale nie załamałem się po tej sytuacji, choć odbiło się to sporym echem. Przez kolejne trzy dni trafiałem na podobne artykuły praktycznie non stop. Jeśli miałbym się doszukać jakiegokolwiek pozytywu, to chyba lepiej zrobić coś takiego niż np. nie trafić w piłkę na własnej połowie i narazić zespół na utratę gola.

Udało się szybko zrehabilitować.

Jestem z Radomia, więc to było dla mnie coś szczególnego. Graliśmy pierwszy po 36 latach mecz w Ekstraklasie w naszym mieście. Niezwykłe przeżycie. Cieszę się tym bardziej, że zapisałem się w historii klubu, jak i miasta.

Pamiętam wasz mecz z Lechem w Pucharze Polski w ubiegłym sezonie. Odpadliście, ale graliście jak równy z równym. Już wtedy czuliście, że możecie sobie poradzić w Ekstraklasie?

Przede wszystkim tamten mecz był całkiem udany z naszej strony. Stworzyliśmy sporo sytuacji. Czy czuliśmy, że jesteśmy gotowi? Trudno powiedzieć. W tego typu spotkaniach drużyna z niższej ligi zawsze bardziej się mobilizuje, nie ma nic do stracenia. Pod tym względem było nam trochę łatwiej przygotować się do tego meczu. Puchary mają to do siebie, że nie zawsze ten teoretycznie mocniejszy zespół wygrywa. Mało brakowało, a moglibyśmy awansować dalej.

Terminarz na początku sezonu nie jest dla was łaskawy. Lech, Legia, teraz mieliście grać z Rakowem. Solidna dawka topowych drużyn już na starcie.

Na papierze nie wyglądało to dla nas zbyt korzystnie, ale cóż, to jest Ekstraklasa i co tydzień będziemy rywalizować z najlepszymi drużynami w Polsce. Nie ma miejsca na łatwe mecze. Do każdego spotkania przygotowujemy się w jednakowy sposób, z taką samą koncentracją. Nie ma znaczenia czy gramy z Lechem, Legią, Wartą Poznań czy Stalą Mielec. Ja doskonale wiem, że z drużynami z dołu tabeli będzie nam zdecydowanie trudniej. Można powiedzieć, że będziemy z nimi grali o tzw. sześć punktów. Nie wiem czy będziemy walczyli o miejsca 1-8 czy niższe, natomiast w takich meczach jak ze Stalą będziemy musieli wygrywać za wszelką cenę, by zapewnić sobie ligowy byt na kolejny sezon.

Wydaje mi się, że to dobry moment na grę z drużynami, które z tyłu głowy mają rywalizację w eliminacjach europejskich pucharów.

W pewnym stopniu działa to na naszą korzyść. Rywale grają więcej, odczuwają zmęczenie, a trener musi rotować składem. Przeciwnicy nie myślą w stu proc. o nas i mają w podświadomości, że za chwilę przyjdzie im walczyć w Europie.

Można powiedzieć, że droga, którą przebył Raków, jest podobna do waszej? Oni też wrócili do Ekstraklasy po wielu latach. W pierwszym sezonie spokojnie się utrzymali, a teraz wywalczyli wicemistrzostwo, zdobyli Puchar Polski i są o krok od fazy grupowej Ligi Konferencji Europy.

Raków jest poukładanym i dobrze zarządzanym zespołem. Życzyłbym sobie, by Radomiak przeszedł podobną drogę. Najpierw celujemy w bezpieczne utrzymanie, a w kolejnym sezonie przygotujemy się jeszcze lepiej, dokonamy paru transferów i powalczymy o coś więcej. Zdajemy sobie jednak sprawę, że to nie jest takie łatwe.

Sezon spędzony w pierwszej lidze dodaje pewności siebie? Domyślam się, że po paru poważnych kontuzjach nie było łatwo wrócić na odpowiedni poziom.

W moim odczuciu podjąłem słuszną decyzję o powrocie do Radomiaka. Odbudowałem się, choć pierwsza runda była trochę przeplatana. Wszedłem do składu, zagrałem dwa czy trzy mecze, znowu mnie coś zabolało i musiałem pauzować. I tak w kółko. Druga runda była już jednak znacznie lepsza, grałem więcej i myślę, że mogłem być z siebie zadowolony, choć oczywiście zawsze można było wykręcić lepsze liczby. Fajnie, że udało się wrócić do Ekstraklasy już po roku.

Nie ma pan wielu meczów rozegranych w Ekstraklasie, ale mimo to jest pan pod tym względem jednym z bardziej doświadczonych zawodników w Radomiaku.

Mam 28 lat, ale nie czuję się doświadczonym zawodnikiem. Na poziomie Ekstraklasy rozegrałem raptem trzydzieści kilka spotkań. Podejrzewam, że trenerzy chcieliby, żebym brał na siebie większą odpowiedzialność za grę, natomiast ja za bardzo nie widzę siebie w tej roli. Oczywiście, staram się pomagać młodszym lub mniej doświadczonym zawodnikom, podpowiadam im pewne rzeczy.

CZYTAJ TAKŻE:
Czesław Michniewicz odetchnął i komplementuje Wartę Poznań: Tworek stworzył potworka
PKO Ekstraklasa. Probierz mówi o zbyt wysokiej porażce, plan Stokowca wykonany w stu procentach

Komentarze (1)
avatar
yes
15.08.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tytułowymyśliwacz dał swoim zdaniem najważniejszą rzecz z życia zawodnika. Gdyby nie to, w tytule mogło obyć, że w piątej klasie podstawówki pociągnął Ulę za warkoczyk ;) Czytaj całość