18 sierpnia Cezary Kulesza zastąpił na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniewa Bońka, który kierował federacją przez 9 lat. W tym czasie Kulesza, eks piłkarz, przedsiębiorca działający w branży rozrywkowej i były już współwłaściciel oraz prezes Jagiellonii Białystok, zasiadał w zarządzie PZPN. Teraz sam stanął na czele związku.
W obszernej rozmowie z "Piłką Nożną" opowiada m.in. o swoim programie wyborczym i o przyszłości Paulo Sousy. - W głowie mi się nie mieściło, a takie sugestie padały, aby zmienić szkoleniowca przed wrześniowymi meczami - mówi Kulesza. Komentuje też medialne spekulacje o Stanisławie Czerczesowie.
Przemysław Pawlak, Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna": W Białymstoku nie ma na pana mocnych, wygląda na to, że również w polskim futbolu sytuacja jest podobna.
Cezary Kulesza, nowy prezes PZPN: W piłce działam od kilkunastu lat, byłem prezesem Jagiellonii, funkcjonowałem w zarządzie PZPN, a także radzie nadzorczej Ekstraklasy. A propos, pozwólcie, że wyjaśnię od razu jedną sprawę. W zeszłym tygodniu zbyłem akcje Jagi. Tego wymaga statut PZPN – prezes nie może sprawować żadnej funkcji ani posiadać udziałów w klubie. Czyli moja aktywność w Jagiellonii została wyzerowana. Miałem na to trzydzieści dni, udało się temat zamknąć w siedem. Inna sprawa, że już od pewnego czasu nie wiedziałem, co dzieje się w klubie, z nikim nie rozmawiałem. Nawet niewiele meczów w tym sezonie widziałem, choć ten z Cracovią akurat oglądałem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: cudowne uderzenie z rzutu wolnego. Nie uwierzysz, kto strzelał
Wracając do meritum, zapracowałem na określoną pozycję w piłce, ale nie sam. Tak było w klubie, identycznie będzie w federacji - zamierzam zebrać zespół ludzi, którzy wiedzą i doświadczeniem wesprą mnie w realizacji określonych projektów. Efekty przyjdą, potrzebuję jednak czasu.
Prosimy nie kokietować, wygrał pan wybory zdecydowanie. To nie jest powód do wstydu.
Nie jest. Można to odbierać jako demonstrację pewnej siły. Ważniejsze jest jednak coś innego - otrzymałem bardzo duży kredyt zaufania od delegatów na zjazd PZPN. Nie mogę ich zawieść.
Co z delegatami, którzy oddali głosy na Marka Koźmińskiego - również mogą liczyć na pana przychylność?
Jesteśmy już po wyborach, to dobry czas na nowy początek. Każdy ma czystą kartę, także te osoby, które na sali wyborczej poparły Marka. Niektórzy ludzie mu bliscy w trakcie kampanii znaleźli się w gronie moich najbliższych współpracowników w zarządzie PZPN, ale oczywiście nie wszyscy prezesi wojewódzkich ZPN zasiedli w tym gremium. To nie ma jednak znaczenia, do tych prezesów również wykonałem telefony, zaprosiłem ich na najbliższe mecze reprezentacji Polski, zapewniłem, że liczę na udaną współpracę. Przyjęli to bardzo dobrze, na meczach też się pojawią. Na przykład Andrzej Padewski zadeklarował, że wybierze się z delegacją PZPN do San Marino.
A Mirosław Malinowski z województwa świętokrzyskiego oraz Ryszard Kołtun z Małopolski?
Z Mirkiem rozmawialiśmy, do pana Kołtuna nie dzwoniłem - nie posiadam nawet numeru telefonu, a na zjeździe go nie było. Wymieniłem jednak kilka zdań z jego wiceprezesem.
Na czym polegał pana sukces wyborczy? Na zjeździe wystąpieniem raczej nikogo pan do siebie nie przekonał, nie znalazło się w nim miejsce na merytorykę.
Każdy z delegatów otrzymał mój program wyborczy długo przed wyborami. Odwiedzając ludzi w regionach, nierzadko wymienialiśmy poglądy na jego temat. Nie było potrzeby wychodzić na mównicę i powtarzać tego, co delegaci już wiedzieli. Ponadto każdy z kandydatów miał dziesięć minut na wystąpienie, to jednak trochę za mało czasu, aby dokładnie omówić każdy punkt programu wyborczego. A poza wszystkim, nie był to mój pierwszy zjazd PZPN, wiem jak to wygląda od środka, po pewnym czasie ludzie są już znudzeni długimi wypowiedziami.
Koźmiński przemawiał jednak długo, zaatakował delegatów.
Taką obrał taktykę, nie mnie to oceniać. Zrobili to delegaci.
Prosimy o przedstawienie programu wyborczego.
Opiera się na czterech filarach: szkolenie, wsparcie - zwłaszcza dla najmniejszych klubów, które stanowią podstawę naszej piłkarskiej piramidy, integracja - lepsza współpraca wojewódzkich związków i klubów oraz profesjonalizacja. W każdym z tych obszarów przygotowywane są konkretne rozwiązania. W niektórych, jak na przykład szkoleniu, pierwsze decyzje będą zapadać już na najbliższym zarządzie PZPN. Działamy!
Dla mnie jako prezesa najważniejsza kwestia na już to reprezentacje Polski - pierwsza i młodzieżowe. Większość uwagi skupiona jest na spotkaniu kadry z Anglią, tymczasem w zbliżającym się trójmeczu najważniejsze jest starcie z Albanią. Z drużyną z Wysp Brytyjskich musimy powalczyć o trzy punkty, natomiast naszym obowiązkiem jest wygrać z Albanią oraz San Marino. Jestem już po dwóch rozmowach z selekcjonerem, pierwsza miała charakter bardziej kurtuazyjny, w trakcie drugiej, już osobistej, pomówiliśmy o konkretach. Trener bierze pełną odpowiedzialność za wyniki reprezentacji Polski.
Wyznaczył pan Paulo Sousie minimalną liczbę punktów, którą powinien zdobyć zespół we wrześniowych meczach?
Apetyt mam na dziewięć, podobnie jest w przypadku selekcjonera. Konkretnej liczby jednak nie wskazałem. Z doświadczenia z Jagiellonii wiem, że trener nie zawsze na wszystko ma wpływ, że jest uzależniony od zawodników.
Jak pan zamierza budować relacje z drużyną? Zbigniew Boniek był blisko reprezentacji, zawodników...
Na pewno nie będę uciekał od rozmów z piłkarzami, wiem, na czym to polega, wielokrotnie robiłem to w Jadze. Tylko najpierw musi być potrzeba. Największą rolę w kontakcie z zawodnikami, ich motywowaniem do odegrania ma jednak trener.
Odnosimy wrażenie, być może niesłuszne, że stara się pan dystansować od kadry Sousy. Dlatego, że Portugalczyk nie został wybrany przez pana?
Paulo Sousy nie wskazałem na selekcjonera, wybrał go prezes Zbigniew Boniek i jedynie poinformował zarząd PZPN o swojej decyzji, a my ją zaakceptowaliśmy. Jednak teraz to mój trener, z którym będę blisko współpracował. Nie dystansuję się, po prostu wychodzę z założenia, że trener wie, co robi. I na pewno to nie jest czas, aby skreślać Portugalczyka, przeciwnie - selekcjoner ma moje pełne wsparcie.
A gdyby to pan wybrał Sousę, po przegranym Euro nadal byłby selekcjonerem?
Tak, bo skoro bym go wybrał, pozwoliłbym mu skończyć to, co zaczął.
Czyli można powiedzieć, że Portugalczyk będzie prowadził na pewno drużynę narodową do finiszu kwalifikacji mundialu?
Taki ma kontrakt. W głowie mi się nie mieściło, a takie sugestie padały, aby zmienić szkoleniowca przed wrześniowymi meczami. To by nic nie dało. Na tej samej zasadzie należy potraktować spotkania październikowe. Tyle że w ogóle nie ma sensu zakładać w tym momencie porażki, dajmy trenerowi i drużynie wyjść na boisko. Ja w nich wierzę.
Podoba się panu, że selekcjoner rzadko bywa w Polsce, rzadko odwiedza ekstraklasowe stadiony?
Nie czytałem jeszcze kontraktu selekcjonera, nie wiem czy ten temat jest w umowie poruszony.
Zapewne nie jest, skoro do Polski zagląda niezbyt często.
Selekcjoner ma sztab ludzi, trenerów - także Polaków, którzy regularnie oglądają mecze potencjalnych kadrowiczów. Natomiast dobrze by było, żeby sam selekcjoner też utrzymywał stały kontakt z reprezentantami. Spotkałem się z trenerem na jednym z meczów Legii Warszawa w europejskich pucharach jeszcze przed wyborami w PZPN, nie jest więc tak, że trener w Polsce na meczach w ogóle nie bywa.
Można zakładać, że prędzej czy później wskaże pan selekcjonera - będzie to jednoosobowa decyzja prezesa?
Nie zastanawiałem się nad tym i dopóki nie będzie zachodziła taka potrzeba, dopóty nie zamierzam zaprzątać tym sobie głowy.
Jak to przebiegało w Jagiellonii?
Wybierałem dwóch, trzech szkoleniowców i przedstawiłem ich kandydatury radzie nadzorczej klubu. Ale z sugestią, który z nich jest najbardziej odpowiednią osobą, bo na co dzień to ja miałem pracować z danym trenerem, a nie rada nadzorcza. Schemat ewentualnego wyboru nowego selekcjonera w stosownym czasie omówimy z zarządem PZPN, to nie jest najpilniejszy temat. Natomiast wskazaniem trenera reprezentacji Polski żyje całe środowisko piłkarskie i nie tylko, dlatego coś w tym jest, że im mniejsze grono omawia kandydatury, tym być może lepiej. Przecież nie może być tak, że nie zdążymy skończyć posiedzenia zarządu federacji, a już cała Polska wie, kto będzie selekcjonerem.
Może Sousa, człowiek z innym spojrzeniem na futbol od polskich szkoleniowców, powinien udzielać się w Szkole Trenerów PZPN, wygłosić kilka wykładów?
Jeśli Paulo chciałby się zaangażować w kształcenie polskich trenerów, wymienić poglądy ze szkoleniowcami starającymi się o uprawnienia, jestem jak najbardziej za. Generalnie w szkoleniu powinniśmy korzystać z doświadczeń krajów, które w ostatnich latach zrobiły duży postęp.
[nextpage]Reprezentacja Polski mecze w eliminacjach grała na PGE Narodowym w Warszawie, pozostałe w innych częściach Polski. Co pan planuje w tym temacie?
Mamy w Polsce wiele pięknych stadionów, z których można korzystać. Choć oczywiście Stadion Narodowy stał się w ostatnich latach niejako domem kadry. Zobaczymy, jaka będzie frekwencja na najbliższych spotkaniach reprezentacji Polski i będziemy podejmować decyzje.
Wróci pan do praktykowania zimowych wyjazdów reprezentacji Polski na mecze towarzyskie w ligowym składzie?
Jeśli selekcjoner przyjdzie do mnie i powie, że potrzebuje wyjechać na towarzyski turniej, aby zrobić przegląd wojsk, nie będę stwarzał problemów. Decyzja należy do trenera. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli nie ma okienka FIFA na mecze reprezentacyjne, kluby nie mają obowiązku zwalniać piłkarzy na zgrupowanie.
Jak przebiegło przekazanie panu gabinetu prezesa PZPN przez Bońka?
Sympatycznie. Porozmawialiśmy, prezes Boniek udzielił mi kilku rad, ich treść zachowam jednak dla siebie. W tym samym dniu spotkałem się z pracownikami federacji, chciałem uspokoić nastroje, bo do mnie też docierały plotki, że gdy przyjdę do związku, to wszystkich powyrzucam. Zasiadając przez dziewięć lat w zarządzie PZPN, widziałem jak profesjonalnie pracownicy federacji obsługują choćby mecze z udziałem reprezentacji. Nie ma sensu rozmontowywać dobrze funkcjonującego mechanizmu. I to im przekazałem. Nie oznacza to jednak, że pewnych korekt nie dokonam. A do niektórych będę zmuszony, gdyż kilka osób zrezygnowało z pracy w związku. Uzupełnienia są więc potrzebne, rewolucja zupełnie nie.
Rozpoczął pan już audyt w PZPN?
Nic nie wiem na temat żadnego audytu. Nie wiem, skąd biorą się takie informacje. Słyszałem też, że nowym trenerem reprezentacji będzie Stanisław Czerczesow. Cóż, dowiedziałem się o tym z mediów.
A zamierza pan audyt przeprowadzić?
Oczywiście, że przejrzymy wszystkie dokumenty, jednak nie na zasadzie sprawdzania, a uzupełniania wiadomości. Jako prezes PZPN muszę przecież znać wysokość wynagrodzeń pracowników czy stanowiska przez nich zajmowane. To są podstawowe, elementarne rzeczy potrzebne do codziennego funkcjonowania każdemu prezesowi. To samo dotyczy umów z firmami zewnętrznymi.
Jak pan zamierza poukładać relacje na linii PZPN, kluby zawodowe i Ekstraklasa S. A.?
Kilka spotkań powinno pewne sprawy wyjaśnić. Kluby muszą współpracować z wojewódzkimi ZPN, musi być zrozumienie jednej strony dla drugiej. Bo na końcu łączy nas wszystkich wspólny interes, czyli szeroko rozumiane ulepszenie polskiej piłki. Jeśli dobrych relacji na linii federacja, wojewódzkie związki i kluby zabraknie, nie widzę przyszłości dyscypliny dobrze. Jako prezes PZPN mogę zapewnić, że pomysły zgłaszane przez kluby, zostaną wysłuchane i przeanalizowane przez zarząd federacji. Jeśli zatem będą widziały potrzebę wprowadzenia do regulaminu rozgrywek Ekstraklasy przepisu o obowiązku gry drugiego młodzieżowca...
... z całą pewnością tak się stanie...
Ok, raczej szanse nie są wysokie, niemniej dążę do tego, żeby PZPN na nic się nie zamykał, a już na pewno nie chcemy zamykać się na dialog z klubami czy Ekstraklasą S.A. Także w kontekście przepisu o młodzieżowcu. Na przykład Belgowie wpadli na pomysł, aby określona liczba zawodników urodzonych w ich kraju miała miejsce w kadrze meczowej zespołu. Warto taką ideę poddać pod dyskusję. Kluby, wspólnie z federacją, powinny również zastanowić się nad tym, jak zatrzymać odpływ młodych zawodników. Wystarczy kilka dobrych występów i chłopaka nie ma w Polsce, a jednak przez kilka czy kilkanaście lat ktoś go w naszym kraju rozwijał, ktoś liczył na jego talent. Nie jest łatwo co chwilę zasypywać dziury.
Ma pan pomysł na rozwiązanie tego problemu?
Nie da się tego zrobić za pomocą przepisu. Zostaje rozmowa, próba wpłynięcia na prezesów klubów, aby zamiast myśleć o sprzedaży, starali się myśleć o zatrzymaniu piłkarza w Polsce. Choć proste to nie jest. Klub chciałby mieć i zawodnika, i pieniądze za zawodnika, tak się jednak nie da.
A co pan sądzi o przepisie o obowiązku gry młodzieżowca?
Sprawdza się, kluby zarabiają pieniądze na promocji zawodników spełniających to kryterium. Jeżeli więc wszystkim ten przepis pasuje, powinien obowiązywać.
Ale przecież wszystkim nie pasuje, nawet pan na zarządzie PZPN zgłaszał uwagi, gdy był wprowadzany.
Zgłaszałem, bo gdy był wprowadzany, głosów przeciwko było sporo. Przepisy mają jednak to do siebie, że posiadają plusy, ale i minusy. Dzisiaj większość klubów przyzwyczaiła się do funkcjonowania tego rozwiązania. Gdybyśmy nagle wycofali się z obowiązku gry młodzieżowca, natychmiast pojawiłyby się głosy: a dlaczego, a że przepis był dobry. Fakty są na ten moment dwa: nie zamierzam podejmować decyzji sam i nie miałem ostatnio sygnałów, że klubom ten przepis nie odpowiada. Co nie znaczy, że nie ma tematu, przecież nie można zmienić regulaminu rozgrywek w trakcie ich trwania. Kluby mają więc kilka miesięcy, aby wrócić do tego zagadnienia.
Rekomendacje wypracowane przez kluby dotyczące Ekstraklasy będą przez zarząd federacji z założenia przyklepywane?
Kluby Ekstraklasy nie będą rządziły Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Każda decyzja musi zostać omówiona przez wszystkich członków zarządu PZPN, w którym Ekstraklasa i I liga mają swoich przedstawicieli. I będzie to dotyczyło każdej uchwały. Zamierzamy z dużym wyprzedzeniem informować zarząd o porządku obrad. Spokojnie.
Kiedy wróci szesnastozespołowa Ekstraklasa?
A skąd panowie wiedzą, że wróci? O tym zadecydują prezesi klubów. Będziemy rozmawiali na ten temat. Przy 30-kolejkowej lidze byłoby więcej czasu na odpoczynek, ale też rozegralibyśmy znacznie mniej spotkań niż przy systemie 34-kolejkowym. Format, który obowiązywał przez kilka lat, ESA37, powodował, że kolejek było z kolei za dużo. Obecny projekt jest pewnym konsensusem. Nie można też co chwilę robić rewolucji w formacie rozgrywek.
Jako prezes Jagiellonii zgadzał się pan z rozbudowaniem ligi o dwa zespoły?
Tort do podziału praw telewizyjnych jest jeden, a obecnie gości przy stole jest o dwóch więcej. Patrząc z perspektywy finansowej, kluby różnie patrzyły na ten pomysł, z drugiej jednak strony – z Ekstraklasy spadały trzy drużyny, co przy lidze szesnastozespołowej było bardzo dużą liczbą.
Zajdą zmiany w opłatach transferowych, które kluby uiszczają na rzecz wojewódzkich ZPN?
Obecny system funkcjonuje od wielu lat, nie widzę sensu go zmieniać. Związki wojewódzkie wykonują pracę i też muszą jakoś funkcjonować.
Pełniącym obowiązki przewodniczącego Kolegium Sędziów został Tomasz Mikulski. Co dalej z tym stanowiskiem?
Na poniedziałek (30.8, dzień po zamknięciu tego wydania "PN" – przyp. red.) miałem zaplanowaną rozmowę z Tomkiem. Decyzja czy zostanie szefem sędziów na stałe należała do niego. To bardzo doświadczony były sędzia i człowiek z dużym autorytetem w środowisku. Dlatego cieszyłbym się, gdyby podjął się tego wyzwania.
Po czwartkowym posiedzeniu zarządu PZPN poznamy nowego sekretarza generalnego?
Możliwe. Mam kilka pomysłów na to stanowisko. Gdybym posiadał jednego kandydata, powiedziałbym wprost o kogo chodzi. Obecnie na mojej liście są cztery nazwiska. Na pewno w czwartek urzędowanie kończy obecny sekretarz generalny, Maciej Sawicki.
Logicznym byłoby, aby nowy sekretarz wszedł do związku już w piątek. I taki też jest plan.
Jak pan sobie wyobraża pracę sekretarza generalnego w związku?
To jest osoba, która będzie zarządzała całą administracją federacji, na piłce nie musi znać się rewelacyjnie. Ważne, żeby posiadała umiejętności menadżerskie. No i prezes nie musi znać języka angielskiego, sekretarza generalnego to nie dotyczy.
Zamierza pan pobierać wynagrodzenie za pracę na rzecz PZPN?
O tym zdecyduje zarząd federacji. Ja nie muszę w federacji zarabiać, nie przyszedłem do PZPN po pieniądze.
Zarząd, który składa się z pana ludzi...
... ale daję im wolną rękę w tym temacie. Dotychczas w ogóle nie rozmawialiśmy o mojej pensji.
Co z budżetem federacji? Boniek uważał, że PZPN powinien mieć poduszkę w postaci zabezpieczonych środków przynajmniej na rok.
I tak jest. Nie zaczniemy nagle przekazywać związkom i klubom pieniędzy, nie znając celowości ich wydawania. Federacja miała zabezpieczenie i tego będziemy się trzymać. Półtora roku temu wybuchła pandemia, PZPN był na to gotowy. Mało tego, pomógł klubom przetrwać w trudnej sytuacji.
Tydzień temu spotkał się pan z wiceprezesem do spraw szkoleniowych Maciejem Mateńką.
Maciek ruszył do pracy z kopyta. Widać w nim zapał, chęć stworzenia czegoś nowego, co poprawi poziom szkolenia. Oprócz wiceprezesa Mateńki na spotkaniu pojawili się również przedstawiciele kilku akademii, na przykład Krzysztof Paluszek ze Śląska Wrocław, także prezes Podlaskiego ZPN Sławomir Kopczewski, który pracował wcześniej w Akademii Jagiellonii Białystok. Wkrótce podejmiemy pierwszą uchwałę.
Kto wchodzi w skład zespołu Mateńki?
Krzysztof Paluszek, Sławek Kopczewski, wiceprezes Mazowieckiego ZPN i wieloletni trener młodzieży Artur Kolator i jeszcze kilka osób. Jest też sztab ludzi, którzy wcześniej współpracowali z Mateńką. Sam Maciej posiada 20 lat doświadczenia pracy jako trener, przeszedł wszystkie szczeble młodzieżowe – zarówno w klubach, jak i w PZPN, ma mnóstwo kontaktów.
Kiedy wpadł pan na pomysł obsadzenia w roli wiceprezesa do spraw szkoleniowych Macieja Mateńki?
Ostateczną decyzję podjąłem dzień przed wyborami. Choć pomysł kiełkował mi w głowie już wcześniej – po kilku rozmowach z Maciejem na temat szkolenia.
Była to decyzja pewnego kompromisu?
Tak bym tego nie nazwał. To była moja decyzja.
Faworytem do objęcia funkcji był Kopczewski, który był ponoć rozczarowany takim przebiegiem wydarzeń.
Sławek jest moim przyjacielem, po wyborach zadeklarował pełne wsparcie i pomoc w sprawach szkoleniowych. Znalazł się w grupie wiceprezesa Mateńki.
Nie będzie przesadą nazwanie go najbliższym współpracownikiem Mateńki?
To prawdziwa teza.
Złapał się pan za głowę, gdy niektórzy baronowie zaproponowali na to stanowisko Zbigniewa Bartnika?
Nie będę tego komentował. To były wewnętrzne rozmowy, po których podjęliśmy decyzję, że tę funkcję sprawował będzie prezes Mateńko. Uznałem, że w szkoleniu potrzebne jest nam nowe otwarcie. A Maciej idealnie się do tego nadaje.
Szkołę Trenerów czeka rewolucja?
Maciej analizuje sytuację, w odpowiednim czasie podejmiemy decyzje.
Selekcjonerzy juniorskich i młodzieżowych reprezentacji Polski mogą spodziewać się zmian?
Jestem prezesem PZPN niecałe dwa tygodnie, to bardzo krótki czas. Na pewno każdemu się przyjrzymy, przeanalizujemy pracę, jaką wykonał.
Mamy wrażenie, że wiceprezes Mateńko będzie bardzo ważnym elementem układanki w PZPN za pana kadencji.
Maciej od pierwszych dni szykuje projekty, o których będziemy dyskutować i w ostatecznym kształcie przedstawimy je na posiedzeniu zarządu. Ewentualne zmiany selekcjonerów również musimy zaakceptować z zarządem – nie ma innej drogi.
To jaką drogę obierzecie przy ewentualnym wyborze nowych selekcjonerów kadr młodzieżowych? Postawicie na trenerów już uznanych, czy raczej będziecie starali się "wychowywać" szkoleniowców?
W Polsce rynek trenerów jest specyficzny, nie mamy ich zbyt wielu. W dodatku wynagrodzenia w PZPN trochę odbiegają od pensji, które gwarantują kluby ekstraklasowe, więc wachlarz możliwości wcale nie jest szeroki. Dlatego nie wykluczam zatrudnienia ambitnych trenerów z niższych lig. Czasami trzeba zaufać komuś szerzej nieznanemu, dać mu poważną szansę.
Ma pan jakiś pomysł na zwiększenie liczby trenerów z licencją UEFA Pro?
Limit miejsc na kursach wyznacza UEFA. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć.
Zamierza pan jeszcze szerzej otworzyć się na szkoleniowców z niższymi licencjami i dać im możliwość pracy na wyższych szczeblach?
Od tego sezonu trener z licencją UEFA A może pracować na poziomie drugiej ligi. Co do reszty, pomyślimy. Trzeba dokładnie przeanalizować rynek trenerski, policzyć, ilu mamy szkoleniowców, kto posiada jaką licencję i wtedy ewentualnie zabierać się za reformy. Dzisiaj wiem, że wielu trenerów z UEFA Pro nie pracuje w zawodzie, siedzą w domach na emeryturze...
A co z dyrektorem sportowym PZPN? Roman Kołtoń informował, że jest rozważana kandydatura Tomasza Wałdocha.
Bądźmy realistami, Tomek nie zostawi swojego życia w Niemczech. Nie ma tematu. Na funkcję dyrektora sportowego PZPN również mam kilka pomysłów, ale spokojnie – mamy czas.
Mistrzostwa Europy kobiet w 2025 roku to impreza, która może odbyć się w naszym kraju?
Jestem po rozmowach ze Zbigniewem Bońkiem, zadeklarował pełne wsparcie i pomoc w tym temacie. To bardzo duży turniej, który cieszy się wielkim zainteresowaniem wśród kibiców z całej Europy. Piłka nożna kobiet rozwija się, coraz więcej ludzi ją ogląda, organizacja takiej imprezy pomogłaby popularyzować piłkę nożną kobiet w Polsce. Aplikację musimy złożyć do końca roku. Mamy już wstępnie wybrane miasta, które byłyby ewentualnymi gospodarzami meczów.
We wrześniu Polki zagrają z Belgijkami w Gdańsku. Wybiera się pan na mecz?
Tak.
Ma pan pomysł na to, jak promować piłkę kobiet w Polsce?
Mamy pewne plany. Najłatwiej byłoby wprowadzić do podręcznika licencyjnego zapis, aby każdy klub ekstraklasowy posiadał drużynę kobiecą, za tym idą jednak dodatkowe koszty, nie każdy klub może sobie na to pozwolić. Cieszę się jednak, że coraz więcej prezesów decyduje się na zakładanie żeńskich zespołów.
Może trzeba znaleźć sponsora dla rozgrywek?
Prywatne firmy nie są tym na razie zainteresowane, a spółki skarbu państwa chętniej inwestują w męską piłkę. Niemniej zobaczymy, co uda nam się zrobić w najbliższych latach w tym temacie. Na pewno PZPN pod moim kierownictwem będzie mocno wspierał rozwój piłki kobiecej.
Ma pan w planach spotkanie z premierem Mateuszem Morawieckim?
Owszem. Zaprosiłem premiera na wrześniowe mecze reprezentacji Polski.
Odczuł pan wzrost popularności po wyborach?
Tak, ale na zakupy mogę spokojnie wychodzić. Na razie nie odbył się jeszcze żaden mecz reprezentacji, więc nikt nie ma do mnie pretensji o złe wyniki. Rozmowy przebiegają w miłej atmosferze, ale od euforii i uwielbienia do krytyki i złych emocji jest mały krok. Na szczęście mam grubą skórę.