Kogo na tapet wziął Michał Listkiewicz, który zarządzał w PZPN od czerwca 1999 do października 2008 roku? Zbigniewa Bońka i Paulo Sousę. Mówi o nich dosadnie i konkretnie.
Najbardziej nie podoba mu się to, że w sztabie reprezentacji Polski jest tak międzynarodowo. - Nie godzę się na to, że jedynym człowiekiem, który potrafi zaśpiewać i rozumie, że jest śpiewany polski hymn, jest kierownik drużyny - przyznał w rozmowie z "Faktem".
W jego opinii w najbliższym otoczeniu Portugalczyka powinno być minimum 2-3 Polaków. Tak było w momencie, gdy on sam zatrudniał Leo Beenhakkera. Uważa, że to duży błąd Bońka. - Myślę, że to było jakieś zaniedbanie i zaniechanie, ponieważ powiedzmy odejdzie Sousa nawet z niezłym wynikiem, ale po nim nic nie pozostanie - przyznał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: babol za babolem! To się musiało źle skończyć
Czy na chwilę obecną wyniki Sousy z Biało-Czerwonymi można jednać niezłymi? Na Euro 2020 nie udało się wyjść z grupy, a na półmetku eliminacji do mistrzostw świata Polska jest druga w grupie tracąc do liderującej Anglii pięć punktów. - Dotychczas jest dla mnie pewnym rozczarowaniem - powiedział wprost.
Listkiewicz wraca do tego, co było podczas mistrzostw Europy. I co ciekawe, nie skupia się na grze tylko na tym, jak wszystko skomentował Sousa. Nie trafiły do niego słowa, że "zabrakło szczęścia", "byliśmy lepsi" czy "że zagraliśmy przeciętnie ze Słowacją". - A moim zdaniem to Słowacja zagrała przeciętnie, a my bardzo źle - tłumaczył.
Czego przede wszystkim zabrakło Portugalczykowi? Charakteru. - Powinien powiedzieć "tak, zawaliliśmy, źle ustawiłem skład, nie taka taktyka", a nie, że wszystko było dobrze, tylko zabrakło szczęścia - stwierdził Listkiewicz.
Zobacz także:
Takiego określenia o Lewandowskim jeszcze nie było! Użyli go Anglicy tuż przed meczem
Paulo Sousa sam jest sobie winny. "Wtedy popełnił podstawowy błąd"