Ważne miejsce w klubowym muzeum, luksusowe auto w prezencie. Polak w Spartaku traktowany jak król

Getty Images / Jon Buckle - PA Images / Na zdjęciu: Wojciech Kowalewski w barwach Spartaka Moskwa
Getty Images / Jon Buckle - PA Images / Na zdjęciu: Wojciech Kowalewski w barwach Spartaka Moskwa

Spędził w Spartaku Moskwa pięć lat i został jedną z ikon. Wojciech Kowalewski ma swoje miejsce w muzeum, a Rosjanie traktują go jak króla. W środę jego inny były klub, Legia Warszawa powalczy tam o pierwsze punkty w Lidze Europy.

11-krotny reprezentant Polski występował na Łużnikach w latach 2003-2007 i trzykrotnie wywalczył wicemistrzostwo Rosji. Gdy niedawno pojawił się w Moskwie na odwiedzinach u swojego byłego pracodawcy, przeżył szok.

- Podczas wizyty w muzeum byłem zaskoczony, gdy odnalazłem swoje rękawice i buty. To bardzo miłe. Gra tutaj, dla kibiców Spartaka, była wspaniałym doświadczeniem - mówił potem, a to nie był koniec wyrazów sympatii, bowiem otrzymał je także od kibiców, którzy podarowali mu szalik.

Tak się pracuje na szacunek

Fani Spartaka doskonale pamiętali Wojciecha Kowalewskiego, mimo że od jego odejścia z klubu minęła ponad dekada. Ten szacunek nie wziął się jednak znikąd.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bramkarz popełnił błąd. Padł super gol

- Nigdy nie bałem się krytyki, nigdy nie uciekałem od odpowiedzialności - czy to za swój słaby mecz, czy za słaby występ całego zespołu. Nawet w najtrudniejszych momentach wychodziłem do kibiców, wiedziałem, że nasze relacje są ważne. Z dużą cierpliwością odpowiadałem na ich pytania. Nie uciekałem też przed dziennikarzami. Zostało to bardzo dobrze odebrane. Sport to wypadkowa wielu czynników, każdy człowiek może popełnić błąd, ale uciekanie w jakąś pozę jest tylko oznaką słabości. Myślę, że Rosjanom spodobało się moje inne podejście, jakaś taka naturalna odwaga - opowiadał niegdyś w rozmowie z WP SportoweFakty.

Hummer w prezencie

Gdy w 2005 roku kibice wybrali polskiego bramkarza najlepszym zawodnikiem sezonu, w nagrodę otrzymał terenowego Hummera H2. To potężne auto z silnikiem o pojemności 6 litrów i mocą ponad 320 koni mechanicznych. Jego waga to niemal 3 tony.

Jak później przyznał Wojciech Kowalewski, był całkowicie zaskoczony, tym bardziej, że o wszystkim dowiedział się na klubowym bankiecie.

Auto pozostało z nim bardzo długo. - Stoi w garażu. Jeżdżę nim, jak bywam w domu. Po błocie. Głównie po to, by mieć powód, żeby go umyć - mówił po kilkunastu latach od otrzymania tego prezentu.

Rosjanie okazywali szacunek nie tylko drogimi prezentami. Gdy po śmierci Jana Pawła II Kowalewski poprosił o minutę ciszy, wykazali się dużym zrozumieniem. - Dowiedziałem się, że władze Łużników nie mogą podjąć takiej decyzji bez oficjalnego stanowiska Kremla. Przyjąłem to ze zrozumieniem, w Rosji czasami najważniejsze są procedury. Jednak kiedy wyszliśmy na boisko, spiker ogłosił, że minuta ciszy jednak będzie. Nie sądzę, że Kreml się nagle zgodził. Okazało się raczej, że w Rosji, jak człowiek chce, to może procedury obejść. Pewnie pomyśleli, że uczczą pamięć Jana Pawła II, bo to ważny moment. Nie tylko dla Kowalewskiego czy jego katolickich kolegów z drużyny, ale dla całego świata - mówił.

W środę inny były klub 11-krotnego reprezentanta Polski, Legia Warszawa zagra w Moskwie ze Spartakiem o pierwsze punkty w fazie grupowej Ligi Europy. Początek o godz. 16.30. Transmisja w Viaplay.

Czytaj także:
Adriel Ba Loua przeszedł do historii Lecha Poznań. Nie chodzi tylko o rekordowy transfer

Komentarze (0)