Wczoraj III liga, dziś czołówka Ekstraklasy. Damian Warchoł udowadnia, że nie można się poddawać

Damian Warchoł długo szukał swojego miejsca na ziemi. Na drodze stawały mu kontuzje, ale i złe wybory. W zeszłym sezonie był jednym z najstarszych piłkarzy rezerw Legii. Odnalazł się dopiero w Wiśle Płock, której odpłaca kolejnymi bramkami.

Bartłomiej Bukowski
Bartłomiej Bukowski
Damian Warchoł Getty Images / Mikolaj Barbanell/SOPA Images/LightRocket / Na zdjęciu: Damian Warchoł
Pierwsza połowa 2018 roku. 22-letni Damian Warchoł zostaje bez klubu po tym, jak doznał kontuzji na testach w Górniku Łęczna.

Początkowa diagnoza - operacja i 9 miesięcy pauzy - dla zawodnika w sytuacji Warchoła - wyrok. Ostatecznie, dzięki zmianie lekarza i sposobu leczenia - ten czas udaje się skrócić. Mimo wszystko - jest to trudny okres w życiu, wciąż próbującego dopiero ugruntować swoją pozycję w futbolu, piłkarza.

Co zaskakujące - sam piłkarz pozytywnie podchodzi do tamtych wydarzeń. - Dziś cieszę się z tej kontuzji, która była dla mnie lekcją życia - powiedział w rozmowie z Kamilem Warzochą z Weszło.

Gwiazda znikąd 

Obecny sezon to dla Damiana Warchoła, który w lipcu skończył 26 lat, tak naprawdę debiut na poziomie PKO Ekstraklasy. Wcześniej zaliczył jedynie króciutki epizod w ostatniej kolejce sezonu 2019/2020, gdy pojawił się na murawie na ostatnie 27 minut przegranego 1:2 meczu Legii z Pogonią Szczecin. Co jednak ciekawe - już wówczas strzelił bramkę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nawet Lewandowski czasem się myli. Tak przegrał z Muellerem!

- W życiu bym się nie spodziewał, że to właśnie Legia pozwoli mi nawet nie tyle wydostać się z niższych lig, ile zadebiutować w ekstraklasie. Spełnić te dziecięce marzenie, w które zawsze wierzyłem, ale nie spodziewałem się, że pozwoli mi na to właśnie tak duży klub - mówił wówczas w rozmowie ze sport.pl Warchoł.

Szybko okazało się jednak, że nie był to wstęp do pięknej kariery przy Łazienkowskiej, a pojedynczy epizod. Kolejny sezon Warchoł spędził w całości w III-ligowych rezerwach.

- W Legii II było tylko trzech-czterech starszych piłkarzy - przyznawał w rozmowie z "Weszło".

Ostatecznie jednak sezon w rezerwach był dla niego całkiem udany. W 24 meczach Warchoł strzelił 18 bramek, czym zwrócił na siebie uwagę Wisły Płock.

- Trener Bartoszek we mnie uwierzył, zależało mu na wyciągnięciu mnie z rezerw Legii. To nie było tak, że zabijał się o mnie klub za klubem. Było tylko jakieś zainteresowanie, wymiana zdań - tyle. Dopiero w Płocku od pierwszego kontaktu poczułem, że rozważają mnie na poważnie - powiedział zawodnik.

W Wiśle szybko przekonali się, że decyzja o zaufaniu 26-latkowi była słuszna. Po 8 kolejkach Ekstraklasy Warchoł to najskuteczniejszy Polak w lidze. Do tej pory zdobył cztery bramki. Skuteczniejsi od niego są tylko Mikael Ishak z Lecha Poznań oraz Erik Exposito ze Śląska.

- Łatwiej strzela mi się bramki teraz w Ekstraklasie, bo jest większa kultura gry - twierdzi zawodnik.

Długa droga na szczyt 

By jednak dziś móc cieszyć się z kolejnych bramek strzelanych w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, wcześniej Warchoł musiał przezwyciężyć wiele przeciwności losu. Wspomniana kontuzja była tylko jedną z nich.

- Ludzie zaczynają mnie podpuszczać, że moja historia powinna być inspiracją dla innych zakopanych w niższych ligach, którzy trafili tam przez błędy swoje czy cudze, kontuzje, brak cierpliwości. Ale uważam, że to tak nie działa. Ja nie szukałem inspiracji, bo nie miałem na to czasu. To była raczej walka z samym sobą: przychodziły mi myśli, że może to już koniec, ale nie mogłem tego zrobić, sobie oraz mojej rodzinie, która poświęciła dużo, bym zawsze mógł grać, nawet za grosze - mówi Warchoł.

Urodzony w Łodzi piłkarz, mimo 26 lat, zdążył już zwiedzić pokaźną liczbę klubów. Karierę zaczynał w malutkim KKS-ie Koluszki, później były m.in. młodzieżowe drużyny GKS-u Bełchatów, Widzew Łódź, Raków, MKS Kluczbork, KKS Kalisz, Unia Skierniewice, Pelikan Łowicz... Lista jest długa.

- Te wypożyczenia nie układały mi kariery - przyznał po latach. Co jednak najistotniejsze - ani na moment się nie poddał. Dziś zbiera tego plony. - Czasami musisz dostać po dupie, żeby szanować wszystko, co masz wokół. Niższe ligi nauczyły mnie pokory - podkreślał Warchoł.

Pracowitość i pokorę podopiecznego docenia także trener Wisły Płock - Maciej Bartoszek. Warchoł sezon zaczął jako rezerwowy, wchodząc na końcówki spotkań. Po tym jednak, jak strzelił dwie bramki Piastowi Gliwice przebywając na boisku zaledwie 16 minut, awansował do pierwszego składu.

- Damian naprawdę mocno pracował na to, żeby dostać szansę od pierwszej minuty - przyznawał trener w rozmowie z meczyki.pl.

Teraz Warchoł kolejnymi meczami pracuje na to, by jego miejsce w pierwszym składzie nie podlegało dyskusji. Na razie mu się to udaje. W sobotnim meczu z Jagiellonią (3:0) otworzył wynik spotkania.

Kolejna szansa w niedzielę. Wówczas jego Wisła Płock pojedzie do Wrocławia, gdzie zmierzy się z niepokonanym jeszcze u siebie w tym sezonie Śląskiem Wrocław.

Czytaj także:
Brazylijska legenda rozwiązała kontrakt. Co stanie się z karierą obrońcy?
Polacy się nim zachwycili, a Włosi nie dają mu szansy. Nicola Zalewski w zawieszeniu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×