Marek Leśniak był jednym z najlepszych polskich napastników przełomu lat 80. i 90. Wybił się w Pogoni Szczecin (150 meczów i 65 goli w Ekstraklasie), a następnie, w wieku 24 lat, wyjechał do Niemiec.
W Bundeslidze (Bayer Leverkusen, SG Wattenscheid 09, TSV 1860 Monachium, Bayer Uerdingen) pokazał się z bardzo dobrej strony, a jego ulubioną "ofiarą" był Bayern Monachium, któremu strzelił w sumie 4 gole.
Wielu polskich kibiców pamięta go jednak głównie z meczu z Anglią (1993 rok, 1:1 na Stadionie Śląskim).
Leśniak miał wtedy dwie świetne sytuacje, a przy drugiej komentujący tamten mecz Dariusz Szpakowski krzyknął słynne „Aj, Jezus Maria!". Jak Leśniak wspomina tamto spotkanie? I dlaczego po zakończeniu kariery zdecydował się na pracę w… ogrodnictwie? O tym strzelec 10 goli dla reprezentacji Polski opowiedział w wywiadzie dla WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za gol w Polsce! Można oglądać godzinami
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Strzelił pan w Bundeslidze 42 gole w 213 meczach, był pan popularny, ale Robert Lewandowski przebił wszystko. Chyba nie spodziewał się pan, że "Lewy" aż tak daleko zajdzie?
Marek Leśniak, były gracz m.in. Pogoni Szczecin, Bayeru Leverkusen, Wattenscheid, Neuchatel Xamax: O nie, nie, nie! Ja od dawna wróżyłem mu wielką karierę. Uważam, że poznałem się na nim szybko, jeszcze gdy grał w Borussii Dortmund. Już wtedy mówiłem w wywiadach, że to jest piłkarz na Bayern Monachium albo Real Madryt. Pamiętam, że wtedy niektórzy się ze mnie śmiali, pukali się w czoło i pytali, co ten Leśniak za głupoty wygaduje. I co? Mamy teraz piłkarza klasy światowej. A te moje wywiady można by pewnie gdzieś jeszcze odkopać, żeby się przekonać, że już wtedy to mówiłem.
Według pana Robert Lewandowski bez problemu zdobędzie kolejną koronę króla strzelców, a Bayern mistrzostwo? Czy jednak Erling Haaland i BVB mogą im zagrozić? W tym momencie i Norweg, i Polak mają po 9 goli...
Myślę, że Haaland może zagrozić Robertowi. A BVB - Bayernowi. Bo to jest tak, że w Niemczech na Bayern mobilizują się wszyscy w sposób wyjątkowy. A spotkanie z BVB dla innych rywali to po prostu kolejny mecz, bez takiej "napinki" jak na Bayern. Dlatego w jakimś sensie i Haalandowi, i BVB może być łatwiej. Ale oczywiście to Bawarczycy są zawsze faworytami.
"Lewy" strzela od lat dla Bayernu, a pan lubił strzelać Bayernowi. Ten mecz, kiedy wbił pan trzy gole monachijczykom na ich stadionie, a Wattenscheid zremisowało 3:3, jest pana ulubionym?
Nie, wcale nie ten. Moim ulubionym jest ten, gdy strzeliłem gola Bayernowi przewrotką, na naszym stadionie. Wygraliśmy wtedy 2:0. To była naprawdę super bramka, na pewno jedna z najładniejszych w mojej karierze. Wolę to wspominać niż na przykład tamten pechowy mecz z Anglią.
No właśnie. Sam wywołał pan temat. Przed naszą rozmową obejrzałem powtórki… Niesamowite miał pan wtedy okazje. I to dwie…
Bardziej żałuję tej pierwszej akcji. Przebiegłem kilkadziesiąt metrów, minąłem kilku rywali, strzeliłem, wydawało mi się jak trzeba. No ale piłka przeszła obok bramki. Wbrew pozorom ta druga sytuacja, gdy bramkarz rywali podał mi piłkę, była trudniejsza. Bo praktycznie stałem wtedy w miejscu, nie byłem w biegu jak przy pierwszej okazji… No ale trudno, czasu nie cofnę. Szkoda, bo naprawdę dobrze wtedy grałem. Gdybym strzelił te dwa gole, do dziś byłbym w Polsce bohaterem…
Oglądał pan powtórki tych akcji, czy raczej ich pan unikał?
Widziałem je najwyżej 2-3 razy. Z reguły starałem się omijać te sytuacje szerokim łukiem. To jednak nie jest przyjemne wspomnienie. Miałem w karierze o wiele piękniejsze chwile, jak choćby mecze z Bayernem, o których wspomniałem, lub bramki dla reprezentacji. Bo przecież mojego dorobku wstydzić się nie muszę. 20 meczów, 10 goli, w tym bramka strzelona Holandii… A mogło być tego więcej. No ale wiadomo, jak potoczyła się moja historia.
Ta pierwsza akcja, po której był pan bliski strzelenia gola, była czołówką telewizyjnego programu piłkarskiego przez dłuższy czas…
Tak, to też pamiętam. Przynajmniej człowiek jakoś ludziom zapadł w pamięć. Ale tak naprawdę o Leśniaku pamiętają niektórzy do dziś. Niedawno przyjechałem odwiedzić mamę do rodzinnego Nowogardu. Na mojej ulicy mieszka może 200 rodzin, ale chyba tylko cztery zostały z moich starych czasów. A mimo to gdzieś informacja się "niesie”, bo gdy ostatnio spacerowałem z mamą, to podeszła pani i tak od słowa do słowa mówi: „A to pan tak ładnie w piłkę grał”. Teraz spędziłem z mamą trochę czasu, ale poprzednio miałem pecha. Mama była w szpitalu, przejechałem ponad tysiąc kilometrów, żeby ją odwiedzić, ale to był szczyt pandemii. Nie pomogło nawet nazwisko. Nie wpuścili mnie… A wracając do tych goli. Generalnie, co do tej pierwszej sytuacji, to gdyby mnie ktoś obudził o 2:30 w nocy i kazał to powtórzyć, to bym trafił.
A ta druga?
To tak o 3:30 bym to wbił. A już na serio: nie miałem szczęścia tamtego dnia.
[b]
[/b]
Podobno po mamie przejął pan zamiłowanie do ogrodnictwa. Bo teraz to pańskie główne zajęcie…
Coś trzeba było po karierze robić. To nie te czasy co teraz, że z gry w piłkę można odłożyć spokojnie na emeryturę. Owszem, grając w Bundeslidze, człowiek mógł sobie pozwolić na więcej niż wielu innych, ale przebitka w stosunku do innych zawodów nie była aż tak ogromna jak teraz. Wystarczy spojrzeć na moje pokolenie. Zdecydowana większość z nas musi pracować. Albo ktoś ma własną firmę, albo pracuje u kogoś, albo funkcjonuje w piłce. Moją firmę rozkręcałem kilka lat… Gdy się gra w piłkę od 17. do 40. roku życia, to nie ma czasu, aby opanować inny fach. A ten wyuczony po prostu się zapomina. Chodziłem do technikum mechanicznego, budowa maszyn. Ale cała ta wiedza, przez brak praktyki, gdzieś uleciała.
[b]
[/b]
To czym się pan dokładnie zajmuje?
Dbaniem o roślinność. Mam zlecenia od prywatnych firm, które na przykład mają siedzibę z ogrodem. Dbamy o to, aby ładnie to wszystko wyglądało. Sadzimy rośliny, przycinamy je, kosimy trawę, stawiamy płoty jak trzeba…
Mówi pan "my"…
Tak, gdy roboty jest dużo, to wtedy dzwonię po pomocników. Jednym z nich jest mój syn Wojtek. Mamy dobre ceny, konkurencyjne. Dbam na przykład o roślinność u burmistrza mojej miejscowości. To chyba dobra rekomendacja, bo przecież burmistrz dziadostwa by nie tolerował.
Da się z tej działalności dobrze żyć?
Da się. Choć na pewno nie będę tego ciągnął do emerytury, do 67. roku życia. Teraz mam 57, kilka lat jeszcze popracuję i na tym koniec.