Czy pamiętasz ten mecz? Broendby - Widzew 3:2

Był 21 sierpnia 1996 roku. Ekipa łódzkiego Widzewa walczyła o awans do piłkarskiego raju - Ligi Mistrzów. W pierwszym meczu podopieczni Franciszka Smudy pokonali Broendby IF Kopenhaga 2:1. W drugim pojedynku, sędziowanym przez Turka Ahmeda Cahara, Duńczycy prowadzili już 3:0. Ostatecznie jednak, po końcowym gwizdku, ręce do góry w geście radości unieśli zawodnicy Widzewa.

W pierwszym spotkaniu rozegranym 7 sierpnia 1996 roku łodzianie pokonali zespół Broendby IF Kopenhaga 2:1. Bramki dla Widzewiaków zdobyli Jacek Dembiński i Sławomir Majak. Honorowe, ale jakże ważne, trafienie dla Duńczyków zaliczył Ole Bjur. Przed rewanżowym pojedynkiem w Kopenhadze wszyscy byli pełni nadziei, ale zanosiło się na niezwykle trudne spotkanie.

I rzeczywiście mecz dostarczył ogromnej ilości dramaturgii. Po pierwszej połowie pojedynku gospodarze prowadzili 2:0. Wynik mógł być inny, gdyż jeszcze w pierwszej części gry przed doskonałą szansą stanął Marek Citko, ale niestety jej nie wykorzystał. Odpowiedź zawodników Broendby była, jak się początkowo wydawało, mordercza. Po ponad pół godziny gry na listę strzelców wpisał się Peter Moeller. Tuż przed przerwą drugie trafienie dołożył Ole Bjur.

Do drugiej połowy zawodnicy z Łodzi przystąpili z zamiarem szybkiego zdobycia gola. Stało się dokładnie odwrotnie, bo to gracze z Kopenhagi po raz trzeci ulokowali piłkę w siatce Macieja Szczęsnego. Tym razem gola zdobył Kim Vilfort.

Wydawało się, że już jest po meczu, że już po grze Widzewa w Lidze Mistrzów. Łodzianie pokazali jednak swój niesamowicie waleczny charakter. Najpierw w 56. minucie kontaktową bramkę zdobył Marek Citko. Odżyły nadzieje w sercach fanów Widzewa. Tuż przed końcem spotkania drugiego gola dla drużyny prowadzonej przez Franciszka Smudę strzelił Paweł Wojtala. Spory udział w tym golu miał też Sławomir Majak.

Do końca meczu wynik już się nie zmienił. Widzew, mimo że w Kopenhadze przegrał, to ostatecznie okazał się zwycięski. W dwumeczu górą byłą ekipa Smudy i to ona awansowała do elitarnej Ligi Mistrzów. W pamięci polskich kibiców na zawsze pozostanie jeszcze komentarz radiowy Tomasza Zimocha.

Brondby IF Kopenhaga - Widzew Łódź 3:2 (2:0)

1:0 - Moeller 31'

2:0 - Bjur 44'

3:0 - Vilfort 48'

3:1 - Citko 56'

3:2 - Wojtala 89'

Składy:

Broendby: Krogh - Skarbalius, P.Nielsen, Eggen, Colding, Ravn, A.Nielsen, Vilfort (75' Daugaard), Bjur, Moeller (86' Hansen), Bagger (69' Sand).

Widzew: Szczęsny - Michalczuk, Łapiński, Wojtala, Siadaczka (71' Szarpak), Michalski, Wyciszkiewicz (46' Dembiński), Szymkowiak (62' Bajor), Czerwiec, Majak, Citko.

Żółte kartki: Bagger, Nielsen (Broendby) oraz Wyciszkiewicz, Michalski, Bajor (Widzew).

Sędzia: Ahmed Cahar (Turcja).

***

Specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl mecz z Broendby IF Kopenhaga wspomina były zawodnik Widzewa, Marek Bajor, który miał udział przy drugim golu dla Widzewa.

Artur Długosz: Jak z perspektywy czasu wspomina pan pojedynek pomiędzy Broendby IF Kopenhaga a Widzewem Łódź przegrany przez Widzew 3:2?

Marek Bajor: To była dla nas zwycięska porażka, bo ten wynik dawał nam awans. Cieszyliśmy się niesamowicie. Do przerwy jednak ten wynik nie był zbyt rewelacyjny, ale później pozbieraliśmy się i w konsekwencji można powiedzieć, że ta porażka była dla nas zwycięską. Było to super uczucie, tym bardziej, że nie wszyscy w nas wierzyli i uważali, że jak tam pojedziemy, to stoimy na straconej pozycji. Okazało się, że jesteśmy w stanie powalczyć i osiągnąć korzystny wynik. Euforia i zadowolenie było niesamowite. Myśmy się cieszyli jako zawodnicy, cieszyli się nasi kibice, a w szczególności prezesi, no bo wiadomo, że ten awans spowodował, że spory zastrzyk gotówki wypłynął do klubowej kasy.

Brał pan udział w akcji, po której Widzew zdobył drugiego gola. Jak się pan czuł, gdy ujrzał, że piłka znalazła się już siatce Duńczyków?

- Tak jak chyba każdy z zawodników. Wszyscy się cieszyliśmy i wiedzieliśmy, że ten wynik daje nam awans. Chcieliśmy dociągnąć do końca, żeby nie stracić bramki. Ja najbardziej przeżyłem zachowanie kibiców po tym spotkaniu, bo fani Broendby siedzieli jeszcze naprawdę dość długo na obiekcie i nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Tak jak mówię, pierwsza połowa nie zapowiadała tego, że jesteśmy w stanie wywalczyć awans, a w drugiej potrafiliśmy się sprężyć i wydrzeć go drużynie z Kopenhagi. Ci kibice tam siedzieli jeszcze długo po spotkaniu i przeżywali. Byli bardzo załamani tym, że ich drużyna nie jest w Lidze Mistrzów.

Często wraca pan jeszcze do tamtego spotkania?

- Powiem tak - ja może nie wracam, ale coraz więcej ludzi mi o tym przypomina, gdyż telewizje pokazują teraz te starsze mecze. Kibice przypominają mi o tych spotkaniach. To oni mówią: A pamiętasz jak to wtedy było? - i mnie bardziej nakręcają. Powiem szczerze, że ja w ferworze swoich obowiązków mam co innego na głowie, a nie wracam myślami. Dzięki kibicom mogę sobie jeszcze pewne rzeczy uzmysłowić i przypomnieć jak to faktycznie było.

Jakby pan miał wybrać swoje najważniejsze mecze, to ten z Broendby na której pozycji by się znalazł?

- Dla mnie takim wielkim wydarzeniem były Igrzyska Olimpijskie i tutaj one przebijają to spotkanie, ale na pewno dramaturgia i to, że byliśmy w tej Lidze Mistrzów i ja miałem możliwość brania udziału w tych spotkaniach sprawia, że to też jest dla mnie ważne wydarzenie. Na pierwszym miejscu stawiam awans na Igrzyska Olimpijskie i występy tam. Tak jak mówię, mecz z Broendby również jest dla mnie sporym wydarzeniem i postawiłbym go na drugim miejscu.

***

Za tydzień na łamach naszego portalu będziemy wspominać kolejne spotkanie. Tym razem będzie to pojedynek Schalke 04 - Wisła Kraków 1:4 (1:1).

Komentarze (0)