Koniec ery Koemana. Statystyki nie zostawiają na nim suchej nitki

PAP/EPA / Javier Lizon / Na zdjęciu: Ronald Koeman
PAP/EPA / Javier Lizon / Na zdjęciu: Ronald Koeman

Ronald Koeman nie jest już trenerem Barcelony. Holender został zwolniony w nocy ze środy na czwartek, tuż po porażce z Rayo Vallecano. Władze klubu nie miały jednak wyjścia. Wystarczy spojrzeć na te dane.

W tym artykule dowiesz się o:

O wszystkich grzechach szkoleniowca "Dumy Katalonii" pisaliśmy przed tygodniem (więcej TUTAJ). Ronald Koeman miał przed sobą do obronienia piłki meczowe w postaci meczów z Dynamem Kijów oraz Realem Madryt. Z ukraińskim zespołem wygrał 1:0, ale styl gry pozostawił wiele do życzenia. Z kolei w El Clasico poniósł porażkę 1:2.

Czarę goryczy przelała jednak dopiero pierwsza od 2002 roku przegrana z Rayo Vallecano (0:1). "Blaugranie" zabrakło skuteczności, ale także automatyzmów i pomysłów na ciekawe rozgrywanie akcji, co zawsze mocno obciąża trenera. Wszelkie dane pokazują, że drużyna z Camp Nou zanotowała znaczny regres, z którego nie zamierzała się podnosić.

Najgorszy od dawna

Były selekcjoner reprezentacji Holandii przejdzie do historii Barcelony jako jeden z najsłabszych szkoleniowców w jej historii w XXI wieku. Jego średnia zdobywanych punktów na mecz wyniosła 1,96. Poprzednim trenerem z tak złym wynikiem był Louis van Gaal, który został zwolniony w połowie sezonu 2002/03, bo wykręcał zaledwie 1,88 "oczka" na spotkanie. Co prawda Jordi Roura w 2013 roku oraz Radomir Antić dekadę wcześniej byli w tej statystyce gorsi od Koemana, ale obaj byli trenerami tymczasowymi.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!

Zawodnicy ze stolicy Katalonii zdobyli jak dotąd 15 punktów na 30 możliwych. Z taką dynamiką na koniec sezonu mieliby 57 "oczek". W poprzednim sezonie taki dorobek pozwoliłby zająć zaledwie ósme miejsce. Na taką kompromitację klub tej rangi nie może sobie pozwolić.

Gdyby mistrzostwo Hiszpanii przyznawano za procent posiadania piłki, Barcelona tytuł miałaby zapewniony. Najważniejsze jest jednak to, co chce się zrobić z futbolówką. W porównaniu z poprzednim sezonem ligowym dość mocno spadł wskaźnik celnych podań na połowie przeciwnika - z 85,9 proc. na 81,4. Brak idei w rozgrywaniu wyraźnie było widać chociażby w meczach z Cadizem czy Dynamem.

Brak idei kończy się mniejszą liczbą strzałów celnych. Statystyka ta spadła w skali roku z 6,4 na spotkanie do zaledwie 4,4. Jak więc zdobywać bramki, gdy uderzeń jest tak mało, a środkowymi napastnikami są Memphis Depay, który nie jest typową "dziewiątką" i Luuk de Jong, który był trzecim wyborem Julena Lopeteguiego w Sevilli? Przeciwko Bayernowi Monachium drużyna po raz pierwszy w historii występów w Lidze Mistrzów nie oddała celnego strzału. Powtórzyła to podczas rywalizacji z Benficą.

Za Valverde było lepiej

Za kadencji Holendra pogorszyła się także celność długich piłek. W trwającej kampanii wynosi ona 64,8 proc., w pierwszym sezonie pod jego wodzą było podobnie. Na tym polu dużo lepiej wypada Ernesto Valverde, który zdobywając dla klubu ostatnie jak dotąd mistrzostwo, miał ten wynik na poziomie 69,5 proc.

Różnica między tymi szkoleniowcami jest widoczna zwłaszcza w liczbie celnych dośrodkowań na 90 minut. W mistrzowskim sezonie 2018/19 było ich tylko 2,2. W pierwszym sezonie Koemana wartość ta wyniosła już 3,2, a w obecnym aż 4,9. W zremisowanym starciu z Granadą (1:1) jego zawodnicy wrzucali piłkę aż 54 razy, a w ostatniej fazie meczu napastnikami byli dwaj stoperzy, Ronald Araujo i Gerard Pique.

- Zobaczcie na listę powołanych. Jak mieliśmy grać, tiki-taki? - pytał, omyłkowo przekręcając nazwę legendarnego hiszpańskiego stylu gry. W czwartkowy poranek jest już wolny od tych dylematów, a Barcelona od jednego z najsłabszych trenerów w tym stuleciu.

Zobacz też:
Miarka się przebrała! Trzęsienie ziemi w FC Barcelona

Źródło artykułu: