Sytuacja "Blaugrany" od kilku tygodni nie jest najlepsza, ale gdyby wcześniej powiedzieć jej fanom, że dwa mecze z drużyną z Kijowa będą tak ważne, pewnie by nie uwierzyli. Zespół Ronalda Koemana przegrał 0:3 zarówno z Bayernem Monachium, jak i Benficą. Na Camp Nou robi się nerwowo, bo trzeba jak najszybciej nadrabiać dystans do rywali.
Holenderski trener podczas swojego pierwszego sezonu w Katalonii zdołał sięgnąć po Puchar Króla. W końcowym rozrachunku jednak trofeum to zostało pocieszeniem po przegranej końcówce LaLigi. Po 32. kolejce Barcelona wyszła na prowadzenie w tabeli, ale w trzech ostatnich domowych spotkaniach uległa Granadzie i Celcie oraz zremisowała z Atletico. W Lidze Mistrzów udział zakończyła na 1/8 finału, odpadając z Paris Saint-Germain.
W obecnym sezonie też nie idzie jej zbyt dobrze. Sierpniowe wygrane z Realem Sociedad i Getafe, a także punkt wywieziony z trudnego terenu w Bilbao nie zapowiadały kryzysu, który przyszedł we wrześniu. Najpierw Bayern pokazał jej, jak dużo dzieli oba kluby. Sześć dni później "Duma Katalonii" miała się odbić na jednej ze słabszych hiszpańskich drużyn - Granadzie. Nic bardziej mylnego. Wymęczyła remis 1:1 w fatalnym stylu, dośrodkowując piłkę w pole karne aż 54 razy. Odejście od klasycznego "barcelońskiego" stylu gry frustrowało kibiców i związanych z klubem dziennikarzy, którym Koeman odpowiadał: "zobaczcie na listę powołanych. Jak mieliśmy grać, tiki-takę?".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!
Te słowa zostaną mu zapamiętane na długie lata. Chciał zwrócić uwagę na problemy zdrowotne w kadrze, ale nie musiał umniejszać zawodnikom, których miał do dyspozycji. W wyjściowej jedenastce na starcie z "Los Granotas" wyszli przecież Memphis Depay, Philippe Coutinho czy Frenkie de Jong. Czy z taką trójką nie da się grać kombinacyjnej piłki? Szkoleniowcowi ewidentnie zabrakło samokrytyki.
Koszmar fanów się nie kończył. Kolejny mecz przypadł trzy dni później, z uwagi na kolejkę ligową w środku tygodnia. Przeciwnikiem był Cadiz, który notuje najniższe posiadanie futbolówki spośród 98 zespołów z pięciu najlepszych lig europejskich - zaledwie 32 procent. Salernitana, która zajmuje przedostatnie miejsce w tej klasyfikacji, ma ten wskaźnik na poziomie 39 proc. Wiadomo więc było, że Barcelona będzie dominować w tym aspekcie i tak też było. Nie przełożyło się to jednak na sytuacje - przegrała w statystykach zarówno ogólnej liczby strzałów, jak i uderzeń celnych. Bramek w tym spotkaniu nie było.
Trochę nadziei w serca "cules" wlało starcie z Levante, wygrane 3:0. W końcówce na plac gry po niemal roku przerwy wrócił Ansu Fati i od razu wpisał się na listę strzelców. Nadzieje na poprawę były jednak płonne, bo wyjazdy na mecze z Benficą i Atletico okazały się zbyt trudne (porażki kolejno 0:3 i 0:2). Przed konfrontacją z mistrzami Hiszpanii Koeman czuł, że jego dni mogą być policzone. - Mam oczy i uszy, widzę co się dzieje. Na razie jeszcze zostaję - powiedział.
Według telewizji TV3, jego posadę uratował doradca zarządu, Jordi Cruyff. Poprosił on o jeszcze jedną szansę dla 58-latka. Nie jest także tajemnicą, że w klubie liczą każdy pieniądz, a zwolnienie Koemana kosztowałoby około 12 milionów euro. Konieczność wypłacenia takiej odprawy zapewne była ważnym czynnikiem grającym na jego korzyść.
Trener przetrwał zatem przerwę na zgrupowania reprezentacji, po której jego drużynę czekała konfrontacja z Valencią. Wygrana 3:1 zostawiła po sobie wiele pozytywów, takich jak dobra forma Fatiego, niezły występ Sergino Desta na prawym skrzydle, gol Coutinho czy powrót nieobecnego od początku sezonu Sergio Aguero.
To problemy zdrowotne były głównym zmartwieniem szkoleniowca.
- Jeśli wrócą kontuzjowani, mamy kadrę, by powalczyć o mistrzowski - powiedział. Z drugiej strony, ostatnio urazy złapały Pedriego czy Ronalda Araujo, a od czterech miesięcy niedostępny jest Ousmane Dembele. Zabraknie ich nie tylko przeciwko Dynamo, ale także podczas niedzielnego El Clasico.
Koeman musi jednak myśleć tylko na jedno spotkanie do przodu, bo każde kolejne może być jego ostatnim. Co prawda wpadka z ukraińską drużyną nie pozbawiłaby go jeszcze pracy, ale może zmniejszyć do minimum szanse na awans do fazy pucharowej. O takiej katastrofie w stolicy Katalonii nawet nie chcą myśleć. Przed Holendrem obrona pierwszej z kilku piłek meczowych. Nadchodzi jego moment prawdy. Mecz Barcelona - Dynamo rozpocznie się o 21:00.
Zobacz też:
8:2 z Barceloną. Świat przecierał oczy po tym, co zrobił Bayern
Solskjaer broni Ronaldo. "Robi co może, by pomóc drużynie"