Łodzianie powetowali sobie tym samym porażkę w sobotnim meczu ligowym z Apklan Resovią Rzeszów. Szkoleniowiec czerwono-biało-czerwonych bardzo się cieszył, że kolejny mecz nadszedł tak szybko. Więcej o przebiegu spotkania przeczytasz TUTAJ.
- Naszym celem był awans i nie wyobrażaliśmy sobie innego scenariusza. Nie wyobrażaliśmy sobie też tego, by nie podnieść się po sobotniej porażce w Rzeszowie. Wygraliśmy w niełatwych warunkach - widzieliśmy, jak boisko było nasiąknięte i zespoły nie mogły złapać płynności. Najważniejsze jednak, że dobrze zareagowaliśmy na przegraną. Regeneracja nie ma znaczenia, jeśli mentalność jest na odpowiednim poziomie - podkreślił Janusz Niedźwiedź.
- Cieszy mnie nawet sytuacja z końcówki, gdy Filip Zawadzki wszedł i wypracował karnego, a Daniel Tanżyna oddał go Markowi Hanouskowi, który czekał na bramkę, by zrobić kołyskę. To są małe rzeczy, ale one powodują, że tworzy się drużyna. Powrócił do nas po 7 miesiącach przerwy Przemek Kita, który "zadebiutował" na nowo, przynajmniej za mojej kadencji - dodał trener Widzewa Łódź.
ZOBACZ WIDEO: Gwiazdor Bayernu dał prawdziwy popis! Lewandowski i koledzy dumni
Mimo kilku zmian w składzie wyjściowym szkoleniowiec widzewiaków wyraźnie zaznaczył, że styl gry zespołu ma nie ulegać zmianie. Lider Fortuna I Ligi znów zagrał odważnie, do przodu i skutecznie.
- My chcemy grać szybko, a przeciwnik, gdy podchodzi bliżej, pozwala nam wprowadzać piłkę między strefy. To jest to, o co nam chodzi, chcemy tak grać więcej. Chcemy też oddawać więcej strzałów, bo często mieliśmy piłkę w takiej strefie, w której mogliśmy się o to pokusić. Montini uderzył z dystansu i chciałbym, żeby ta bramka zachęcała piłkarzy do takich decyzji - powiedział Niedźwiedź.
Gdy niespełna miesiąc temu GKS 1962 Jastrzębie przegrał w ligowym meczu w Łodzi 1:3 trener Jacek Trzeciak był wściekły. "Pieprz... się z piłką, jakby to była piękna pani" - grzmiał. Tym razem w jego wypowiedziach emocji było dużo mniej.
- Mecz w stu procentach pod dyktando Widzewa. Nawet przez moment nie byliśmy zagrożeniem dla tak rozpędzonej drużyny. Pokazaliśmy wiele fragmentów, które były złe. Wiem, że rotowaliśmy składem, ale to nie jest wytłumaczenie. To są piłkarze pierwszoligowej drużyny - tłumaczył szkoleniowiec.
- Były też dobre momenty. W drugiej połowie, gdy Widzew był już uspokojony, stworzyliśmy sobie dwie dogodne sytuacje, z których wykorzystaliśmy jedną. Wydawało się, że pewne rzeczy się opanowały, ale potem był rzut karny i koniec meczu. Z przebiegu spotkania można przyznać, że nie mieliśmy żadnych argumentów - ocenił.
Zdaniem trenera jastrzębian, różnica między zespołami wynikała z decyzyjności pod bramkami przeciwników.
- Mieliśmy kilka okazji może nie "bramkowych", ale "strzeleckich", ale na jedenastym czy dwunastym metrze przymierzaliśmy się do strzału i doskakiwało od razu 3-4 piłkarzy Widzewa. To jest właśnie ta determinacja, której nam zabrakło - zakończył.
Teraz obie ekipy mogą skupić się na rozgrywkach ligowych. Widzew zagra u siebie w niedzielę z Miedzią Legnica, zaś dzień wcześniej GKS Jastrzębie zmierzy się na wyjeździe ze swoim "imiennikiem" z Tychów.
Sprawdź także: Wieczysta Kraków zdeklasowana. "To było widoczne"