Miał papiery na granie. Zamiast zostać gwiazdą futbolu, wpadł w fatalne towarzystwo
Patryk Z. zapowiadał się na świetnego zawodnika. Grał w młodzieżowej kadrze. Ale w pewnym momencie coś poszło nie tak. Kariera przepadła, pojawiły się narkotyki. Obecnie prokurator skierował przeciw niemu akt oskarżenia za usiłowanie zabójstwa.
Prokuratura w Chojnicach sformułowała właśnie akt oskarżenia. Były zawodnik będzie odpowiadał za usiłowanie zabójstwa. Grozi za to od ośmiu lat pozbawienia wolności aż do dożywocia. Były piłkarz Chojniczanki, Arki Gdynia i Lechii Gdańsk przebywa w areszcie.
Żył, gdy zabierała go karetka
Nad ranem 27 grudnia 2020 roku na stacji benzynowej w Chojnicach pojawił się dziwnie zachowujący się młody mężczyzna. Zaczepił tankującą kobietę i poprosił, by zadzwoniła na policję. Potem krzyczał do pracowników stacji, że zabił człowieka. Szybko jednak wyszedł i udał się do jednego z mieszkań przy ulicy Drzymały. Kobiecie, która otworzyła mu drzwi, powiedział, że "tam leży ktoś martwy". Ta zaczęła krzyczeć, wzywać pomocy. W międzyczasie Patryk Z. udał się na komendę policji. Powiedział, że "wpadł na znajomego w mieszkaniu i go zatłukł".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!Nie był jednak w stanie podać żadnych danych. Dopiero w szpitalu przekazał imię i nazwisko poszkodowanego. Policja ustaliła adres i pojechała na miejsce. Tam znalazła Jarosława R. Jeszcze żył, gdy zabierała go karetka pogotowia.
Przeobrażenie Patryka Z. zadziwiło jego kolegów. - To był fajny chłopak, taki żartowniś, dusza towarzystwa. Zawsze robił głupie numery chłopakom, jak to w szatni piłkarskiej. Ale wszyscy się śmiali, na luzie podchodzili, on był naprawdę zabawny - mówi jeden z jego kolegów.
- Wszyscy go lubili, chłopak na luzie, z dobrym poczuciem humoru. Potem, po latach, jak z nim rozmawiałem, to już nie było to. Trochę się zmienił, żartował cały czas, ale miał taki prosty, wulgarny żart - twierdzi inny z jego kolegów.
W życiu Patryka Z. od jakiegoś czasu układało się coraz gorzej. W pewnym momencie kariera piłkarska zaczęła mu się wymykać spod kontroli. Stracił przewagę fizyczną, później dojrzewający zawodnicy go dogonili. On sam, choć był w Lechii, w Arce, nigdy nie wszedł do pierwszej drużyny. Okręgówka, potem klasa B. Piłka zeszła na dalszy plan. Zaczął jeździć do pracy za granicą.
Kolejna relacja: - Podobno jeździł do Holandii do pracy. Wracał "zarobiony", miał drogie ciuchy, wyglądał dobrze, ale była też zmiana na minus. On tam z Polakami na emigracji przebywał, był jakimś pomocnikiem hydraulika, wszedł w proste towarzystwo i się dostosował.
Atak na matkę
Z. pochodził z biednej rodziny, ale nie patologicznej. Rodzice - jak słyszymy - porządni ludzie - ledwo wiązali koniec z końcem, ale nie był to "dom zły", po prostu biedny. Z czasem Z. wsiąkł w podejrzane towarzystwo, pojawiły się narkotyki. Z. stał się agresywny. Jak czytamy w tygodniku "Czas Chojnic": "Zachowanie mężczyzny było coraz gorsze, co zauważyła rodzina, z którą miał coraz słabszy kontakt. Dochodziło do przykrych sytuacji. Jedną z nich był atak na matkę tuż przed świętami Bożego Narodzenia".
Coraz częstszy kontakt z narkotykami powodował dziwne zachowania, urojenia. Któregoś dnia, już w 2020 roku, były reprezentant młodzieżówki zaczął rozpowiadać, że ktoś go śledzi. Po zgłoszeniu rodziny, trafił do szpitala. Był agresywny, miał omamy. Na oddziale został zapięty w pasy.
"Czas Chojnic": "Lekarz stwierdził zaburzenia zachowania spowodowane zażywaniem narkotyków. Miał być leczony w szpitalu psychiatrycznym, ale nie było wolnych miejsc".
Objawy w pewnym momencie ustąpiły, Z. zachowywał się spokojnie, więc został zwolniony do domu. 26 grudnia wyszedł ze szpitala i udał się do znajomego, Jarosława R. W jego mieszkaniu, w bloku znajdującym się przy ulicy Jana Pawła II, grali w gry komputerowe (jak pisze gazeta "internetowe gry hazardowe"). Przez kilka godzin był z gospodarzem i jego znajomym z sąsiedniego bloku. Potem znajomy poszedł do domu i Patryk Z. został sam na sam z Jarosławem R. Co wydarzyło się potem? Być może nigdy się tego nie dowiemy.
Ostrze wbite w kark
Jarosław R. został znaleziony, gdy leżał na brzuchu, ręce miał skierowane w stronę łazienki. To miało sugerować, że próbował uciekać. Patryk Z. zmieniał w tej sprawie zeznania. Na początku twierdził, że on i jego kolega zostali zaatakowani przez nieznanych mężczyzn. Potem mówił, że on tylko się bronił. Śledczy - jak czytamy w "Czasie Chojnic" - nie dali tym wyjaśnieniom wiary.
Ostrze było wbite w kark R. na głębokość 10 centymetrów. Poszkodowany "miał krwiaka, uszkodzoną podstawę mózgu i kręgi szyjne. Występowało krwawienie do mózgu. Był to ciężki uszczerbek na zdrowiu i choroba realnie zagrażająca życiu. Rana po uderzeniu nożem była rozległa, a sam cios zadano z dużą siłą". Nóż znaleziono przed blokiem. W styczniu R. wybudził się ze śpiączki w szpitalu, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Potem aż do śmierci, która nastąpiła w marcu 2021 roku, nie dało się go wybudzić.
Lekarze stwierdzili jednak, że rana zadana przez Z. nie była bezpośrednią przyczyną śmierci. Jak czytamy w miejscowej gazecie, ofiara miała wrzody dwunastnicy i to krwawienie do przewodu pokarmowego stało się bezpośrednią przyczyną śmierci.
Proces jeszcze nie ruszył, ale prokuratura przekonuje, że oskarżony miał świadomość, w jaki stan wprowadza się po zażyciu narkotyków, ponieważ znajdował się w tym stanie wielokrotnie.
Czytamy: "Patryka Z. poddano obserwacji psychiatrycznej. Stwierdzono zaburzenia osobowości, spowodowane między innymi wieloletnim nadużywaniem alkoholu i narkotyków. Specjaliści ocenili, że w podejmowaniu działań nie towarzyszy mu krytyczna refleksja, a mężczyzna lekceważy normy społeczne i prawne. W momencie zbrodni rozwinęła się u niego psychoza spowodowana ciągiem narkotykowym.
Psychoza ta objawiała się dziwacznymi zachowaniami, agresją, poczuciem zagrożenia oraz omamami wzrokowymi i słuchowymi".
Za popełniony czyn grozi mu od ośmiu lat pozbawienia wolności aż do dożywocia.