Miał papiery na granie. Zamiast zostać gwiazdą futbolu, wpadł w fatalne towarzystwo

Patryk Z. zapowiadał się na świetnego zawodnika. Grał w młodzieżowej kadrze. Ale w pewnym momencie coś poszło nie tak. Kariera przepadła, pojawiły się narkotyki. Obecnie prokurator skierował przeciw niemu akt oskarżenia za usiłowanie zabójstwa.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Patryk Z Materiały prasowe / KPP Chojnice / Na zdjęciu: Patryk Z.
Mówiono o Patryku, że ma wielki talent. - Robił różnicę. Grał na boku obrony. Niski, bardzo szybki, zwinny, dobry technicznie. Do tego fajny chłopak. Miałem do niego słabość. Dlatego było dla mnie wielkim rozczarowaniem, gdy dowiedziałem się, co się stało - mówi Maciej Chorążyk, kierownik drużyny do lat 17, w której występował Patryk Z. Drużyna Marcina Dorny sięgnęła po 3. miejsce mistrzostw Europy w swojej kategorii wiekowej, ale Z. nie było w składzie.

Prokuratura w Chojnicach sformułowała właśnie akt oskarżenia. Były zawodnik będzie odpowiadał za usiłowanie zabójstwa. Grozi za to od ośmiu lat pozbawienia wolności aż do dożywocia. Były piłkarz Chojniczanki, Arki Gdynia i Lechii Gdańsk przebywa w areszcie.

Żył, gdy zabierała go karetka

Nad ranem 27 grudnia 2020 roku na stacji benzynowej w Chojnicach pojawił się dziwnie zachowujący się młody mężczyzna. Zaczepił tankującą kobietę i poprosił, by zadzwoniła na policję. Potem krzyczał do pracowników stacji, że zabił człowieka. Szybko jednak wyszedł i udał się do jednego z mieszkań przy ulicy Drzymały. Kobiecie, która otworzyła mu drzwi, powiedział, że "tam leży ktoś martwy". Ta zaczęła krzyczeć, wzywać pomocy. W międzyczasie Patryk Z. udał się na komendę policji. Powiedział, że "wpadł na znajomego w mieszkaniu i go zatłukł".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!

Nie był jednak w stanie podać żadnych danych. Dopiero w szpitalu przekazał imię i nazwisko poszkodowanego. Policja ustaliła adres i pojechała na miejsce. Tam znalazła Jarosława R. Jeszcze żył, gdy zabierała go karetka pogotowia.

Przeobrażenie Patryka Z. zadziwiło jego kolegów. - To był fajny chłopak, taki żartowniś, dusza towarzystwa. Zawsze robił głupie numery chłopakom, jak to w szatni piłkarskiej. Ale wszyscy się śmiali, na luzie podchodzili, on był naprawdę zabawny - mówi jeden z jego kolegów.

- Wszyscy go lubili, chłopak na luzie, z dobrym poczuciem humoru. Potem, po latach, jak z nim rozmawiałem, to już nie było to. Trochę się zmienił, żartował cały czas, ale miał taki prosty, wulgarny żart - twierdzi inny z jego kolegów.

W życiu Patryka Z. od jakiegoś czasu układało się coraz gorzej. W pewnym momencie kariera piłkarska zaczęła mu się wymykać spod kontroli. Stracił przewagę fizyczną, później dojrzewający zawodnicy go dogonili. On sam, choć był w Lechii, w Arce, nigdy nie wszedł do pierwszej drużyny. Okręgówka, potem klasa B. Piłka zeszła na dalszy plan. Zaczął jeździć do pracy za granicą.

Kolejna relacja: - Podobno jeździł do Holandii do pracy. Wracał "zarobiony", miał drogie ciuchy, wyglądał dobrze, ale była też zmiana na minus. On tam z Polakami na emigracji przebywał, był jakimś pomocnikiem hydraulika, wszedł w proste towarzystwo i się dostosował.

Atak na matkę

Z. pochodził z biednej rodziny, ale nie patologicznej. Rodzice - jak słyszymy - porządni ludzie - ledwo wiązali koniec z końcem, ale nie był to "dom zły", po prostu biedny. Z czasem Z. wsiąkł w podejrzane towarzystwo, pojawiły się narkotyki. Z. stał się agresywny. Jak czytamy w tygodniku "Czas Chojnic": "Zachowanie mężczyzny było coraz gorsze, co zauważyła rodzina, z którą miał coraz słabszy kontakt. Dochodziło do przykrych sytuacji. Jedną z nich był atak na matkę tuż przed świętami Bożego Narodzenia".

Coraz częstszy kontakt z narkotykami powodował dziwne zachowania, urojenia. Któregoś dnia, już w 2020 roku, były reprezentant młodzieżówki zaczął rozpowiadać, że ktoś go śledzi. Po zgłoszeniu rodziny, trafił do szpitala. Był agresywny, miał omamy. Na oddziale został zapięty w pasy.

"Czas Chojnic": "Lekarz stwierdził zaburzenia zachowania spowodowane zażywaniem narkotyków. Miał być leczony w szpitalu psychiatrycznym, ale nie było wolnych miejsc".

Objawy w pewnym momencie ustąpiły, Z. zachowywał się spokojnie, więc został zwolniony do domu. 26 grudnia wyszedł ze szpitala i udał się do znajomego, Jarosława R. W jego mieszkaniu, w bloku znajdującym się przy ulicy Jana Pawła II, grali w gry komputerowe (jak pisze gazeta "internetowe gry hazardowe"). Przez kilka godzin był z gospodarzem i jego znajomym z sąsiedniego bloku. Potem znajomy poszedł do domu i Patryk Z. został sam na sam z Jarosławem R. Co wydarzyło się potem? Być może nigdy się tego nie dowiemy.

Ostrze wbite w kark

Jarosław R. został znaleziony, gdy leżał na brzuchu, ręce miał skierowane w stronę łazienki. To miało sugerować, że próbował uciekać. Patryk Z. zmieniał w tej sprawie zeznania. Na początku twierdził, że on i jego kolega zostali zaatakowani przez nieznanych mężczyzn. Potem mówił, że on tylko się bronił. Śledczy - jak czytamy w "Czasie Chojnic" - nie dali tym wyjaśnieniom wiary.

Ostrze było wbite w kark R. na głębokość 10 centymetrów. Poszkodowany "miał krwiaka, uszkodzoną podstawę mózgu i kręgi szyjne. Występowało krwawienie do mózgu. Był to ciężki uszczerbek na zdrowiu i choroba realnie zagrażająca życiu. Rana po uderzeniu nożem była rozległa, a sam cios zadano z dużą siłą". Nóż znaleziono przed blokiem. W styczniu R. wybudził się ze śpiączki w szpitalu, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Potem aż do śmierci, która nastąpiła w marcu 2021 roku, nie dało się go wybudzić.

Lekarze stwierdzili jednak, że rana zadana przez Z. nie była bezpośrednią przyczyną śmierci. Jak czytamy w miejscowej gazecie, ofiara miała wrzody dwunastnicy i to krwawienie do przewodu pokarmowego stało się bezpośrednią przyczyną śmierci.

Proces jeszcze nie ruszył, ale prokuratura przekonuje, że oskarżony miał świadomość, w jaki stan wprowadza się po zażyciu narkotyków, ponieważ znajdował się w tym stanie wielokrotnie.

Czytamy: "Patryka Z. poddano obserwacji psychiatrycznej. Stwierdzono zaburzenia osobowości, spowodowane między innymi wieloletnim nadużywaniem alkoholu i narkotyków. Specjaliści ocenili, że w podejmowaniu działań nie towarzyszy mu krytyczna refleksja, a mężczyzna lekceważy normy społeczne i prawne. W momencie zbrodni rozwinęła się u niego psychoza spowodowana ciągiem narkotykowym.
Psychoza ta objawiała się dziwacznymi zachowaniami, agresją, poczuciem zagrożenia oraz omamami wzrokowymi i słuchowymi".

Za popełniony czyn grozi mu od ośmiu lat pozbawienia wolności aż do dożywocia.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×