W Widzewie konflikt na linii zarząd-kibice!

Do niedawna sporo mówiło się o konflikcie między kibicami a działaczami warszawskiej Legii. Teraz na pierwszy plan wysuwa się Widzew Łódź, który niczym wody potrzebuje wsparcia ze strony fanów. Tymczasem w klubie z alei Piłsudskiego wybrali inną taktykę i poszli na wojnę z sympatykami drużyny. Na najbliższe dwa mecze przed własną publicznością w ogóle nie będą sprzedawane bilety!

Ale to nie jedyna decyzja zarządu w tej kwestii. Oprócz tego, klub zdecydował nie organizować grup kibiców na mecze wyjazdowe do końca roku. Najbardziej druzgocąca jest informacja, że na spotkania z Zagłębiem Sosnowiec i Górnikiem Zabrze wejściówki w ogóle nie będą możliwe do nabycia. Oznacza to, że na stadionie pojawią się tylko i wyłącznie posiadacze karnetów, a tych w Łodzi nie ma zbyt wielu. - Nie możemy akceptować sytuacji, kiedy kibice Widzewa zachowują się wrogo wobec swojej drużyny, stosują antydoping i utrudniają grę zawodnikom. Takie zachowanie nie ma nic wspólnego z przywiązaniem do klubu i działaniem na jego rzecz, a wręcz jest niezgodne z ideą kibicowania, niezależnie od tego, jakie stosują za nim przesłanki - tłumaczył Bogusław Sosnowski, prezes Widzewa Łódź.

Choć działania zarządu były zaskoczeniem dla wszystkich, to na pewno po stronie klubu jest sporo racji. Na ostatnim meczu pojawiły się transparenty "Nie ma tutaj miejsca dla tych co nie wkładają serca", a także "Zub i Bakalarczyk - won!". Dla przypomnienia, ten pierwszy to trener, a drugi - wiceprezes ds. sportowych. Gdyby tego było mało, miejscowi kibice w ogóle nie wspierali swojej drużyny, nie cieszyli się z prowadzenia i wspierali... przeciwników. A przecież mecz z Polonią miał decydować o utrzymaniu!

- Jak widać, kibice nie są już z nami. Ale cóż, nie dziwię im się. Pozostaje żałować tylko, że doprowadziliśmy do takiej sytuacji - powiedział potem Sportowym Faktom Tomasz Lisowski. To do reprezentanta Polski było sporo zastrzeżeń po meczu... Po pierwsze, dlatego że zagrał znacznie poniżej swoich możliwości. Po drugie, pokazał w stronę kibiców wyprostowany środkowy palec. Co on oznacza - wszyscy dobrze wiemy. - Moi podopieczni pokazali, że nie potrafią sobie radzić z tak dużą presją ze strony fanów - przyznał Marek Zub.

Zub to z kolei następna osoba, która jest "ofiarą" sympatyków łódzkiej drużyny. Gdy w drugiej minucie Adrian Budka zdobył gola i pobiegł przybić trenerowi "piątkę", na trybunach znów się zagotowało. - A co w tym złego? Miałem go uderzyć? - pytał ironicznie pomocnik Widzewa. Natomiast w sytuacji, kiedy łodzianie wysoko przegrywali, kibice zaczęli machać białymi chusteczkami, domagając się dymisji szkoleniowca. Jak widać, poskutkowało...

I choć działacze klubu z alei Pisłudskiego zmienili trenera, czego domagali się fani, wcale nie zakończyło to konfliktu między obiema stronami. Poniedziałkowa decyzja o wycofaniu wejściówek ze sprzedaży na mecze z Zagłębiem i Górnikiem zszokowała wszystkich kibiców. - Władze Widzewa nie tylko nie mogą akceptować takich zachowań, lecz również muszą starać się im zapobiegać. Uważam jednocześnie, że konsekwencje, jakie wyciągnął zarząd wobec kibiców, są w zaistniałej sytuacji zbyt łagodne i przed rozpoczęciem nowego sezonu będę domagał się przedstawienia innych rozwiązań w tym zakresie - stwierdził właściciel drużyny, Sylwester Cacek.

O opinię na temat obecnego spięcia zarząd-kibice spytaliśmy również Janusza Wójcika, który w poniedziałek objął stanowisko szkoleniowe. - Uważam, że na konflikty nie powinno być miejsca. Wszystkim powinno przecież zależeć na utrzymaniu się klubu - szkoleniowcom, piłkarzom, właścicielom, a zwłaszcza kibicom... Na pewno trzeba zawodników ganić za złą grę i nieprzychylnie o nich pisać w prasie, ale wciąż trzeba dopingować zespół! - apelował w rozmowie ze Sportowymi Faktami Wójcik.

Źródło artykułu: