ŁKS brutalny czy prześladowany?

To, że ŁKS nie pasuje do pierwszej ligi, jest wiadome, jak może pasować tam drużyna, która zajęła 7 miejsce w Ekstraklasie. Jednak brutalna rzeczywistość zmusiła tych piłkarzy z rewelacyjnej w ubiegłym sezonie drużyny, którzy zostali w ŁKS, do pojedynków na pierwszoligowych stadionach. Czy brutalność PZPN zrobiła z piłkarzy ŁKS brutalów? W myśl, że agresja rodzi agresję, to bardzo możliwe. Wszak 6 czerwonych kartek w 6 pierwszych meczach sezonu, zakrawa na jakiś rekord.

Krzysztof Repeć
Krzysztof Repeć

Kłopoty ŁKS z kartkami zaczęły się już w meczu z Dolcanem Ząbki, kiedy czerwoną kartką ukarany został, Dejan Ognjanović. W następnym meczu antagonizm na linii sędzia - piłkarze ŁKS sięgnął zenitu, po nieuznanej bramce dla graczy Grzegorza Wesołowskiego. Trudno się dziwić, w końcu nie uznanie prawidłowego gola w meczu z Widzewem -odwiecznym miejskim rywalem, mogło zadziałać na nerwy zawodników. Najbardziej zdenerwował się Mladen Kascelan i za swoje zachowanie, tuż po meczu, ujrzał czerwony kartonik.

Graczom ŁKS równie trudno było pogodzić się z wynikiem derbów, jak i poziomem sędziowania.

- Najpierw PZPN nas skrzywdził, nie pozwalając na grę w ekstraklasie, a teraz wyznaczył kogoś takiego do sędziowania derbów Łodzi - denerwował się Marcin Adamski. - Arbiter ewidentnie się pomylił, nie uznając nam drugiego gola. Wszyscy to widzieli. Pan zapewne też. Musiał pan widzieć - mówił nam Ostalczyk, jeden z bohaterów akcji przy nieuznanej bramce.

W 3 kolejnym meczu - z Wartą Poznań, kolejną czerwoną kartkę obejrzał Mladen Kascelan. Wyczyn kolegi, powielił także, Rafał Kujawa. Po tym spotkaniu, niektórzy z piłkarzy jasno dawali do zrozumienia, że sędziowie polują na nich kartkami i nie są w ich meczach zbyt obiektywni w ocenach.

- Wszyscy zobaczyli dziś, jak się sędziuje w I lidze, a tak być nie powinno. Pierwsza moja kartka owszem mogła być, bowiem faulowałem, natomiast przy drugiej, nie rozumiem, o co chodziło arbitrowi. W momencie gwizdka miałem piłkę na nodze, nie było to celowe odkopnięcie, a już na pewno nie takie, po którym sędzia karze kartką - powiedział po meczu z Wartą Kascelan.

Kolejnym czerwonym meczem w wykonaniu ŁKS było spotkanie w Katowicach, gdzie przeciwko GKS z boiska wyleciało kolejnych dwóch zawodników Nerijus Radżius i Łukasz Gikiewicz.

Po tym spotkaniu o komentarz do kartkowych osiągnięć swoich zawodników poproszony został Grzegorz Wesołowski.

- Wiem, że już chodzą po głowach różne spiskowe teorie, że PZPN będzie kartkował ŁKS co mecz, ale ja nie doszukiwałbym się w naszych czerwonych kartkach żadnego spisku. Dziś czerwone kartki były zasłużone, choć nie mówię, że z każdą decyzją arbitra w tym meczu się zgadzam - skwitował trener.

W czym tkwi więc problem ŁKS z kolekcjonowaniem czerwieni? Wydaje się ze na tą sytuację składa się wiele czynników. Przede wszystkim ważna jest presja i frustracja związana z brakiem przyznania licencji na ekstraklasę, co powoduję, że piłkarze ŁKS wybuchają na boisku, szczególnie, gdy jak w meczu z Widzewem czuli się skrzywdzeni decyzją.

Kolejnym czynnikiem jest fakt słabszego motorycznego przygotowania ŁKS od większości rywali. Bo jak trafić szybszego od siebie piłkarza w piłkę a nie w nogi, skoro mogę oglądać tylko jego plecy?

Inną kwestią, jest poziom sędziowania w I lidze, nie wszystkie kartki dla łodzian były pokazane słusznie. Jeszcze inną, zachowanie podwórkowe - jak ostatnio Łukasza Gikiewicza, który chyba przed meczem nie słyszał o tym, co stało się Marcinowi Wasilewskiemu.

- Tak, klasyfikacji fair-play to już na pewno nie wygramy. W każdym razie tu w Katowicach byliśmy zawsze o pół kroku wolniejsi, bez takiego startu do piłki jak rywale. To oraz oczywiście odpowiednia doza boiskowej głupoty sprawiła, że tak wyglądała nasza postawa, stąd kartki - mówi nam trener Wesołowski.

Najwyższy czas by piłkarze ŁKS trochę ochłonęli. Skoro potrafili odpowiedzialnie bronić praw klubu przy władzach PZPN, to niech równie odpowiedzialnie zachowują się na boisku. Bo ŁKS nie stać na kary za kartki, zawieszenia na kilka spotkań .

Co równie ważne, to fakt, że rywale być może nie są ekstraklasowi ale szanować ich nogi wypada. W innym wypadku mogą zacząć grać równie ostro a jak pokazuje wiele przykładów, niejednokrotnie łatwiej wrócić do ekstraklasy z niższej ligi, niż ze szpitalnego łóżka.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×