- Najpierw szedłem na przystanek koło szosy, łapałem busik, jechałem nim do granicy stolicy. Pamiętam, że kursował co godzinę i bilet w jedną stronę kosztował dwa złote. Później przesiadałem się do autobusu komunikacji miejskiej. I kolejna godzina jazdy, bo przecież z Bemowa jest kawał drogi - wspominał (WIĘCEJ TUTAJ).
Boisko? Piaszczyste, które w przypadku deszczu zamieniało się w błoto. Prysznica w szatni brak. Po treningu co najwyżej ochlapanie się wodą i droga powrotna. Czasami trwała dwie godziny, niejednokrotnie pojawiał się w domu dopiero przed północą.
Tak do 16. roku życia wyglądała codzienność Roberta Lewandowskiego. Najlepszy polski piłkarz w historii dziś przekonuje, że nie uważał tego za wielkie poświęcenie. Jest raczej zdania, że to ukształtowało jego charakter. Tak jak stołeczna Varsovia jako pierwsza ukształtowała go jako piłkarza - zauważa dyrektor.
ZOBACZ WIDEO: Tego gola można oglądać w nieskończoność. Jak on to zrobił?!
Dziś piaszczyste boisko, zwane "Saharą", to już na ul. Międzyparkowej przeszłość. Grupy młodych chłopców mają możliwość trenowania na sztucznej murawie, zimą ćwiczą pod balonem. Varsovia stała się wizytówką stolicy jeśli chodzi o szkolenie najmłodszych i regularnie dostarcza do większych klubów młodych zawodników.
- Nie trzymamy najlepszych 17 - czy 18-latków, żeby grać o mistrzostwo. Naszym celem jest dostarczanie najzdolniejszych i gotowych już zawodników wyżej. To przynosi efekty - mówi nam dyrektor klubu, Marek Krzywicki. I choć we wszystkich zespołach ma około 600 osób, nie stawia na ilość.
- Nie ilość, a jakość, to dla nas podstawa. Szkolenie jest dla nas najważniejsze, na pewno robimy to na najwyższym poziomie w Polsce. Wykonujemy jako trenerzy ogromną pracę, dzięki czemu mamy złotą gwiazdę PZPN. Jeździmy bardzo często na staże, podpatrujemy najlepszych, ale mamy też swój pogląd.
"Człowiek, który uratował karierę Lewandowskiemu"
Bez dwóch zdań postać Roberta Lewandowskiego pozytywnie wpłynęła na popularność Varsovii, nie tylko w Warszawie. - Klub stale się rozwija. Od czasów, gdy trenował tu Robert, zmieniło się mnóstwo. Miał gigantyczny wpływ na rozwój. To, do czego doszedł, napędziło nas. On przeszedł w Varsovii całe szkolenie, od dziecka do seniora, jako pierwsi ukształtowaliśmy go jako piłkarza.
Na dodatek Krzywicki to człowiek, który miał wielki wpływ na jego karierę. Najpierw trenował go przez kilkanaście miesięcy, a potem podsunął pomysł, który był wielkim krokiem naprzód. Gdy jednak słyszy, że w internecie można znaleźć o nim artykuły pod tytułem: "Człowiek, który uratował karierę Lewandowskiego", tylko się śmieje.
Jego rola, w jednym z najtrudniejszych momentów w życiu napastnika Bayernu Monachium, była jednak nie do przecenienia. Gdy latem 2006 roku z młodego napastnika zrezygnowała Legia Warszawa, zjawił się właśnie u swojego byłego szkoleniowca z Varsovii.
Krzywicki: - Robert szedł do Legii na trening i w klubie poinformowano go, że rozwiązują z nim kontrakt. Zadzwoniła do mnie jego mama, powiedziała co się wydarzyło, więc poprosiłem, żeby przyjechali do mnie. I Robert z tą samą torbą, z którą poszedł na Legię, pojawił się w Varsovii. Odmowa z Legii była dla niego ciosem. Przecież to klub, który jest celem dla wszystkich młodych zawodników, a dla chłopaka z Warszawy tym bardziej. Jednak pokazał wtedy charakter i nie poddał się.
To właśnie trener Varsovii podsunął plan związania się ze Zniczem Pruszków, choć Lewandowski myślał wtedy o klubie grającym w wyższej klasie rozgrywkowej.
- Pomysłów było wiele. Pamiętajmy, że był wtedy po kontuzji, więc najważniejsza była przede wszystkim odbudowa. Nie warto było rzucać go na głęboką wodę, choć Robert miał wtedy pomysł, żeby iść już do 1. ligi.
- Ostatecznie jednak wygrał pomysł Znicza Pruszków, gdzie miałem znajomego trenera. On z kolei znał Roberta i kazał go przyprowadzić. Ten ruch okazał się super rozwiązaniem - Znicz miał wtedy młody, ambitny zespół, który z dobrej strony pokazał się choćby w Pucharze Polski. I jego kariera ruszyła - dodał.
Słuchali Lewandowskiego z otwartymi ustami
Dziś Robert Lewandowski to najlepszy polski piłkarz w historii, najlepszy napastnik świata, który w poniedziałek może odebrać nagrodę Złotej Piłki dla najlepszego piłkarza globu ostatnich 12 miesięcy. Jest gwiazdą i idolem milionów kibiców na całym świecie.
Nie zapomina jednak o miejscu, które go ukształtowało. Gdy Lewandowski pojawia się w Warszawie i pozwala mu czas, odwiedza też swój pierwszy klub.
- Nadal mamy kontakt, oczywiście na tyle regularny, na ile pozwala Robertowi czas. Jeśli mogę, to lecę do Niemiec na mecz, Robert też nas odwiedza. W ubiegłym roku mieliśmy 65-lecie klubu i też się pojawił. Spotkał się wtedy z dzieciakami - wspomina Krzywicki. Można się tylko domyślać, jak wielkim przeżyciem było dla młodych ludzi spotkanie z idolem, który na dodatek zaczynał w tym samym miejscu co oni i dotarł aż na szczyt.
- Dla nich to było oczywiście wielkie wydarzenie i ogromny zastrzyk motywacji. Robert wygłosił nawet wtedy fajną mowę motywacyjną, przypominał o swoich początkach, nakręcał ich. Wszyscy słuchali jego słów z otwartymi ustami, to było dla nich przeżycie. Mówimy przecież o kimś, kto jest idolem milionów nie tylko w Polsce. O kimś, kto jest obecnie lepszy od Leo Messiego, Cristiano Ronaldo czy Kyliana Mbappe.
Złota Piłka dla Lewego? Bez dyskusji
Każdego dnia w polskich klubach pojawiają się dziesiątki chłopców. Celem każdego z nich jest zostanie drugim Lewandowskim. On sam jest najlepszym przykładem, że aby spełnić marzenia, nie wystarczy sam talent.
- Gdy go poznałem, był nastolatkiem. Ale już wtedy było widać u niego wielką determinację, chęć bycia profesjonalnym piłkarzem. Co ważne, nie traktował futbolu jako sposobu na zarobienie pieniędzy. On go po prostu kochał i piłka nożna zawsze była u niego na pierwszym miejscu. Miał charakter, a to zawsze wyróżnia tych największych.
Polscy kibice nie mają wątpliwości, że Złota Piłka za 2021 rok należy się Lewandowskiemu. Wielu ekspertów ze świata piłki, w tym Luis Figo, Owen Heargraves czy Rio Ferdinand przekonują, że brak nagrody dla snajpera Bayernu byłby skandalem (WIĘCEJ TUTAJ).
- Oczywiście. Kto, jak nie on? Biorąc pod uwagę liczby i osiągnięcia nie ma żadnej dyskusji - podsumowuje Marek Krzywicki.