Złota Piłka i jej niewiarygodne tajemnice. Nieoczekiwany zwycięzca z 1964 r.: "Myślałem, że źle policzyli"

Remigiusz Półtorak
Remigiusz Półtorak
Messi w ostatniej chwili i dwie główki Zidane'a

Zdecydowanie najciekawiej było jednak w tych edycjach, kiedy losy ważyły się do ostatniej chwili. Przed dwoma laty Messi wygrał dosłownie rzutem na taśmę, zdobywając zaledwie siedem punktów więcej niż van Dijk. Mniej znane są okoliczności, w jakich do tego doszło. Suspens totalny. Do zamknięcia głosowania była tylko godzina, gdy Holender miał jeszcze punkt przewagi nad Argentyńczykiem. Szalę przeważyły dwa ostatnie typy.

Kiedy Pascal Ferré, redaktor naczelny "France Football", wziął potem telefon, żeby przekazać zwycięzcy nowinę, Messi - już wówczas pięciokrotny laureat, choć od czterech lat bez trofeum - znacząco skomentował: - Brakowało mi tego.

Bolesnego zderzenia z Messim i z Ronaldo (w ostatniej dekadzie ta dwójka praktycznie zmonopolizowała plebiscyt, wymieniają się tylko pierwszym miejscem) nie wytrzymali też Sneijder i Ribéry.

Na nieszczęście Holendra w jego najlepszym sezonie z wicemistrzostwem świata w 2010 roku do plebiscytu przyłączyła się FIFA, zmieniając zasady głosowania. Gdyby głosy oddawali tylko dziennikarze, Sneijder miałby zwycięstwo, a Messi musiałby uznać wyższość też Iniesty i Xaviego (ostatecznie obydwaj byli na podium tuż za nim).

Dramat przeżył też Ribéry trzy lata później. Taki, że długo nie mógł się podnieść. Wygrał z Bayernem wszystko co się dało, też został najbardziej doceniony w jury dziennikarskim, ale na potencjał marketingowy Messiego i Ronaldo to było wciąż za mało.

Nie będzie zbytnią przesadą stwierdzenie, że zamiast jednej Złotej Piłki, Zidane mógł spokojnie mieć nawet trzy. Wszystko przez… dwie główki. Na Euro 2000 "Zizou" grał nawet zdecydowanie lepiej niż dwa lata wcześniej na mundialu i drogę do zwycięstwa w plebiscycie miał otwartą. Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, ale nieoczekiwany zwrot nastąpił jesienią w mało znaczącym meczu Ligi Mistrzów z Hamburgiem.

Zidane w pewnym momencie stracił panowanie na sobą i uderzył głową jednego z Niemców. Niesportowy gest zaważył na wynikach, co ujawnili potem dziennikarze "FF". Zidane nie pojawił się w ogóle na ośmiu listach z głosami, ale jeszcze bardziej znamienne były dopiski około dziesięciu jurorów, że miejsce Francuza jest niższe przez fatalne zachowanie w meczu z HSV.

W finale mundialu w 2006 roku również bezsensowne uderzenie głową Materazziego pozbawiło go szans na kolejne trofeum.

O tym, jak przechylić szalę w nieoczekiwanym momencie, wie z kolei Cristiano Ronaldo. W 2013 roku nie tylko miał zdecydowanie gorsze wyniki od Ribéry’ego, ale wyraźnie odstawał też od Messiego (12 goli mniej, 15 pkt. przewagi Barcelony nad Realem). I co? Gdy nadszedł czas meczów barażowych do mundialu, akurat w czasie głosowania, Portugalczyk strzelił Szwedom cztery gole, dając głosującym dodatkowe argumenty. W 2017 roku, widząc, że jeśli sam tego nie powie, to nikt głośno nie przyzna, wypalił w wywiadzie dla "FF" po swojej piątej Złotej Piłce: "Jestem najlepszym piłkarzem w historii". To była akurat edycja, której wyniki ogłoszono w niezwykłej scenerii, na I piętrze wieży Eiffla.

Na zdjęciu: Zinedine Zidane Na zdjęciu: Zinedine Zidane
"Charlie Chaplin futbolu"

Z niepewnością do samego końca są też związane inne niezwykłe historie. Pierwszy laureat Stanley Matthews miał w 1956 roku zaledwie trzy punkty więcej niż Di Stefano, choć naturalizowany niewiele wcześniej Hiszpan (dlatego mógł być w ogóle brany pod uwagę) poprowadził Real do pierwszego triumfu w Pucharze Europy. 41-letni Anglik wygrał jednak bardziej ze względu na zasługi. Ferran przyznawał po latach, że wpływ na jurorów miał z pewnością jego kolega Hanot, który często jeździł na Wyspy i widział Matthewsa w akcji. Opisywał go nawet jako "genialnego klauna, Charliego Chaplina futbolu".

Czasu, aby uhonorować Brytyjczyka, nie było już wiele. Co ciekawe, jedyny raz w historii laureat nie znalazł się na głównym zdjęciu gazety, ale w dolnym rogu. Początki były nieśmiałe.

Gwoli sprawiedliwości, dodajmy, że Di Stefano szybko nadrobił stracony dystans, wygrał w latach 1957 i 1959, a do edycji 1958… nie został dopuszczony, bo regulamin nie zezwalał na to, aby zwycięzca z poprzedniego roku ponownie był brany pod uwagę. To też jedyny taki przypadek w 65-letniej historii plebiscytu.

Jeszcze inna sytuacja była w roku 1966. Lider angielskich mistrzów świata Bobby Charlton dostał tylko punkt więcej od "czarnej perły z Mozambiku", Portugalczyka Eusebio. Angielski dziennikarz, który oddawał głos, nie widział go w ogóle w najlepszej "piątce"!

"Myślałem, że popełnili błąd, źle policzyli"

Dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale wiele gwiazd absolutnie światowego formatu nigdy nie zdobyło Złotej Piłki. Maldini był najczęściej nominowany (13 razy) oprócz niedościgłej dwójki, Messiego i Ronaldo. To jednak, co stało się z Puscasem w 1960 roku jak w soczewce odbija często zaskakujące wyniki. Tytuł "Pichichi" (najlepszego strzelca w lidze hiszpańskiej), Puchar Europy z Realem, a nade wszystko cztery gole w finale (7-3 z Eintrachtem) w ciągu 26 minut (!) nie wystarczyły na Luisa Suareza, asa Barcelony. Oprócz zastopowania Realu w lidze, kluczowe znaczenie miał mecz z "Królewskimi" w kolejnej edycji PE. Barca wygrała na Bernabeu 2-1, przerywając niewiarygodną serię 16 zwycięstw Realu na własnym stadionie od początku tych rozgrywek.

Cztery lata później karta się odwróciła. Suarez, niemal pewny kandydat do zwycięstwa po tym, jak poprowadził Inter do Pucharu Europy i Pucharu Interkontynentalnego oraz Hiszpanię do mistrzostwa Starego Kontynentu, przegrał nieoczekiwanie, ale też wyraźnie, ze Szkotem Lawem. Gracz Manchesteru United sam nie rozumiał takiego głosowania. - Nie wierzyłem, myślałem, że popełnili błąd, źle policzyli - mówił w rozmowie z "FF".

Pele i Maradona, którzy ze względu na regulamin nie byli w ogóle brani pod uwagę, dostali po latach honorowe statuetki. Złota Piłka dla Argentyńczyka spłonęła jednak w 2014 roku w pożarze domu jego ojca. Z innych nieprzyjemnych ciekawostek - Matthaeusowi nagroda… zginęła i przyznano mu ją powtórnie.

Jedyne takie trio z Holandii

Na zupełnie osobną kategorię zasługuje dominacja narodowa albo klubowa. W 1972 roku Niemcy zmiażdżyli konkurencję, ale Beckenbauer, Muller i Netzer stoczyli też bratobójczy pojedynek między sobą. "Cesarz" wyprzedził obydwu kolegów o… dwa punkty. Dziewięć lat później podium też było całkowicie niemieckie (Rummenigge, Breitner, Schuster). Największego wyczynu dokonali jednak Holendrzy po mistrzostwie Europy w 1988 roku. Van Basten, Gullit i Rijkaard nie tylko grali razem w reprezentacji, ale też w klubie (Milan). To drugie osiągnięcie powtórzyła jeszcze tylko Barcelona w 2010 roku z Messim, Iniestą i Xavim.

"A kiedy trzeba oddać tę nagrodę?"

Nazwisko zwycięzcy Złotej  Piłki to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic. Nieraz wszystko wydaje się jasne (jak choćby w 2018 roku, gdy dowiedzieliśmy się o pewnym zwycięstwie Modricia na kilka dni przed oficjalną ceremonią; w tym roku też jest coraz mniej znaków zapytania), ale czasem trzeba uważać z przeciekami. - W 2006 roku pojechałem do Madrytu, aby zakomunikować Cannavaro, że wygrał. W zachowaniu tajemnicy pomogła mi nieoczekiwana informacja turyńskiego "Tuttosport", który tego samego dnia ogłosił na jedynce, że zwycięzcą jest Buffon. Wszyscy spodziewali się zatem kogoś w Turynie - mówi dziennikarz "FF" Roberto Notarianni.

Jedno jest absolutnie pewne. Zwycięzca jak zawsze zachowa Złotą Piłkę dla siebie. Nie będzie tak, jak po triumfie Owena w 2001 roku, kiedy jego mama rozbrajająco pytała dziennikarzy "France Football": "A kiedy trzeba oddać tę nagrodę?".

Zobacz też:
Złota Piłka 2021. Gdzie oglądać transmisję? Kiedy gala?
Obraniak wskazał faworyta do Złotej Piłki. "Miał większy wpływ niż Lewandowski"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×