Były takie czasy, że statuetkę - z dala od reflektorów i blichtru, który dziś towarzyszy nagrodzie - wręczano w domowym zaciszu. Węgier Florian Albert dostał ją w 1967 roku właśnie… w kuchni. To najbardziej banalna "gala" w historii.
- Chcieli mi ją wręczyć na Nepstadionie przed meczem ze Związkiem Radzieckim, ale nie mogłem w nim wystąpić, więc ceremonię odwołano. Kiedy wysłannik "FF" przyjechał ze Złotą Piłką do hotelu, gdzie się przygotowaliśmy, selekcjoner nie wyraził zgody i odesłał mnie do domu. Dlaczego? Do dzisiaj nie wiem. Faktem jest, że relacje z Sowietami były wtedy skomplikowane. Pojechaliśmy więc do mnie i pamiętam, że wręczono mi statuetkę w kuchni - mówił Węgier w wywiadzie dla francuskiego magazynu.
Bardziej romantycznie o nagrodzie dowiedział się dwa lata wcześniej Eusebio. - Pojechaliśmy z żoną na wycieczkę samochodem. Nagle usłyszałem w radiu, że wygrałem. Zatrzymałem się i zaczęliśmy się całować, żeby to uczcić - wspominał legendarny Portugalczyk.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: znany trener nie rzuca słów na wiatr. Co za gest!
"Le cabaret" Lewandowskiego i drugie dno
Tak naprawdę plebiscyt "France Football" zawsze wzbudzał jednak dużo więcej rozczarowań i kontrowersji. W ostatnich latach najgłośniejszym echem odbiły się słowa Roberta Lewandowskiego o "kabarecie", gdy zniesmaczony niskim miejscem, powiedział wprost, co o tym myśli. Zabrzmi to paradoksalnie, ale w 2016 roku Polak nie musiał nawet dostać tych trzech punktów, które przesądziły o 16. lokacie. Wszystko przez regulamin i szczególną sytuację tylko w tamtej edycji. Wyjaśnijmy w największym skrócie.
Plebiscyt, który od początku (1956) był przeznaczony tylko dla graczy z Europy, najpierw rozszerzył formułę (1995) na piłkarzy występujących w europejskich klubach (dlatego mógł wygrać Liberyjczyk Weah), a w 2007 roku na cały świat. To z kolei był ukłon w stronę Beckhama, który zaczął grać w amerykańskiej lidze MLS.
Jednocześnie w tym samym roku niemal podwoiła się liczba głosujących (dotychczasowi plus korespondenci z krajów, które choć raz wystąpiły na mundialu), a od 2010 roku "France Football" połączył siły z FIFA. Wspólny plebiscyt oznaczał, że głosowali nie tylko dziennikarze (już wtedy niemal z każdej federacji na świecie), ale też selekcjonerzy i kapitanowie reprezentacji. Każdy miał do wyboru trzy nazwiska. Gdy od edycji 2016 skończyła się współpraca, jako jurorzy zostali tylko dziennikarze z całego świata, ale zasada zaledwie trzech kandydatur została. Tylko na jeden rok, bo potem już wrócono do pięciu nazwisk. Przy Ronaldo, Messim i Griezmannie, który został uznany za najlepszego gracza Euro, walka o miejsce na liście była z góry karkołomna. Mówiąc brutalnie, trzy punkty w tym gąszczu, w tym jeden od polskiego jurora, to i tak niemało.
Lewandowski nie był jednak jedynym piłkarzem Bayernu, który jasno dał do zrozumienia, co sądzi o głosowaniu "France Football". Gdy Thomas Mueller nie został nominowany do "30", uznał, że to wystarczający powód, aby na wszelkie prośby o wywiad odpowiadać twardym "nein". Klub go w tym wspierał.
Platini odebrał Złotą Piłkę po 14 latach
Jeszcze bardziej zimną wojnę z francuskim magazynem prowadził przez całe lata Platini. Pierwszy zawodnik, który wygrał Złotą Piłkę trzy razy z rzędu (1983-85) - choć wcześniej marzył o tym Rummenigge (1980,1981) - odebrał trzecią statuetkę… po czternastu latach.
Burzliwe i zagmatwane relacje Platiniego z "FF" miały w sobie coś ze znanej piosenki Gainsbourga "Je t’aime, moi non plus".
Było tak: pierwsza edycja przebiegła bezboleśnie, tradycyjny wywiad i wręczenie nagrody przed meczem na Stadio Communale w Turynie. Za drugim razem już tak łatwo nie poszło. Co ciekawe, w 1984 roku, po znakomitym Euro i 9 golach w pięciu meczach, Platini wygrał plebiscyt z największą przewagą w historii (128 punktów na 130 możliwych, tylko z Portugalii i Szwajcarii nie dostał pełnej puli). Rozgłosu jednak nie chciał i wymusił na redakcji, że jeśli koniecznie chce mu wręczyć statuetkę, to w Musée Grevin na tle jego woskowej figury, pod koniec kwietnia 1985. - Wziął, nawet nie podziękował i zniknął. Wszystko działo się niemal potajemnie - wspominał potem Jacques Ferran, jeden z pomysłodawców (z Gabrielem Hanotem) plebiscytu. Zimna wojna znalazła apogeum w następnej edycji, bo Platini w ogóle nie chciał nagrody, choć znowu rozjechał konkurencję (127 na 130 pkt.). Przyjął ją dopiero… 14 lat później, w redakcji "France Football".
Dlaczego taki "kabaret"? Wszystko wskazuje na to, że tak długo zabliźniały się rany po roku 1977. Ferran po latach twierdził, że Platini nie mógł mu wybaczyć zaledwie trzeciego miejsca w tamtej edycji. - Był przekonany, że przegrał, bo "FF" nie umieścił go na szczycie w swoim typowaniu. Tymczasem nawet gdybyśmy go dali przed Keeganem i Simonsenem, i tak wygrałby ten ostatni - mówił szef "FF".
Francuski kapitan nigdy też nie ukrywał, że jest bardzo zawiedziony brakiem zwycięstwa.
Dla porządku dodajmy, że swoją pierwszą Złotą Piłkę Platini podarował prezydentowi Juventusu Agnellemu. Inny trzykrotny zdobywca trofeum, van Basten, też przekazał jedną ze statuetek swojemu bossowi w Milanie, Berlusconiemu. Gullit (1987) zadedykował nagrodę Nelsonowi Mandeli, George Weah całej Afryce, a Hristo Stoiczkow (1994) też mówił o polityce, ale w innym sensie. - Myślę, że tej polityki jest za dużo przy Złotej Piłce. Powinna być odzwierciedleniem całego roku, a nie tylko jednego czy dwóch meczów – przekonywał w specjalnym wydaniu na 50-lecie plebiscytu.
[nextpage]Messi w ostatniej chwili i dwie główki Zidane'a
Zdecydowanie najciekawiej było jednak w tych edycjach, kiedy losy ważyły się do ostatniej chwili. Przed dwoma laty Messi wygrał dosłownie rzutem na taśmę, zdobywając zaledwie siedem punktów więcej niż van Dijk. Mniej znane są okoliczności, w jakich do tego doszło. Suspens totalny. Do zamknięcia głosowania była tylko godzina, gdy Holender miał jeszcze punkt przewagi nad Argentyńczykiem. Szalę przeważyły dwa ostatnie typy.
Kiedy Pascal Ferré, redaktor naczelny "France Football", wziął potem telefon, żeby przekazać zwycięzcy nowinę, Messi - już wówczas pięciokrotny laureat, choć od czterech lat bez trofeum - znacząco skomentował: - Brakowało mi tego.
Bolesnego zderzenia z Messim i z Ronaldo (w ostatniej dekadzie ta dwójka praktycznie zmonopolizowała plebiscyt, wymieniają się tylko pierwszym miejscem) nie wytrzymali też Sneijder i Ribéry.
Na nieszczęście Holendra w jego najlepszym sezonie z wicemistrzostwem świata w 2010 roku do plebiscytu przyłączyła się FIFA, zmieniając zasady głosowania. Gdyby głosy oddawali tylko dziennikarze, Sneijder miałby zwycięstwo, a Messi musiałby uznać wyższość też Iniesty i Xaviego (ostatecznie obydwaj byli na podium tuż za nim).
Dramat przeżył też Ribéry trzy lata później. Taki, że długo nie mógł się podnieść. Wygrał z Bayernem wszystko co się dało, też został najbardziej doceniony w jury dziennikarskim, ale na potencjał marketingowy Messiego i Ronaldo to było wciąż za mało.
Nie będzie zbytnią przesadą stwierdzenie, że zamiast jednej Złotej Piłki, Zidane mógł spokojnie mieć nawet trzy. Wszystko przez… dwie główki. Na Euro 2000 "Zizou" grał nawet zdecydowanie lepiej niż dwa lata wcześniej na mundialu i drogę do zwycięstwa w plebiscycie miał otwartą. Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, ale nieoczekiwany zwrot nastąpił jesienią w mało znaczącym meczu Ligi Mistrzów z Hamburgiem.
Zidane w pewnym momencie stracił panowanie na sobą i uderzył głową jednego z Niemców. Niesportowy gest zaważył na wynikach, co ujawnili potem dziennikarze "FF". Zidane nie pojawił się w ogóle na ośmiu listach z głosami, ale jeszcze bardziej znamienne były dopiski około dziesięciu jurorów, że miejsce Francuza jest niższe przez fatalne zachowanie w meczu z HSV.
W finale mundialu w 2006 roku również bezsensowne uderzenie głową Materazziego pozbawiło go szans na kolejne trofeum.
O tym, jak przechylić szalę w nieoczekiwanym momencie, wie z kolei Cristiano Ronaldo. W 2013 roku nie tylko miał zdecydowanie gorsze wyniki od Ribéry’ego, ale wyraźnie odstawał też od Messiego (12 goli mniej, 15 pkt. przewagi Barcelony nad Realem). I co? Gdy nadszedł czas meczów barażowych do mundialu, akurat w czasie głosowania, Portugalczyk strzelił Szwedom cztery gole, dając głosującym dodatkowe argumenty. W 2017 roku, widząc, że jeśli sam tego nie powie, to nikt głośno nie przyzna, wypalił w wywiadzie dla "FF" po swojej piątej Złotej Piłce: "Jestem najlepszym piłkarzem w historii". To była akurat edycja, której wyniki ogłoszono w niezwykłej scenerii, na I piętrze wieży Eiffla.
"Charlie Chaplin futbolu"
Z niepewnością do samego końca są też związane inne niezwykłe historie. Pierwszy laureat Stanley Matthews miał w 1956 roku zaledwie trzy punkty więcej niż Di Stefano, choć naturalizowany niewiele wcześniej Hiszpan (dlatego mógł być w ogóle brany pod uwagę) poprowadził Real do pierwszego triumfu w Pucharze Europy. 41-letni Anglik wygrał jednak bardziej ze względu na zasługi. Ferran przyznawał po latach, że wpływ na jurorów miał z pewnością jego kolega Hanot, który często jeździł na Wyspy i widział Matthewsa w akcji. Opisywał go nawet jako "genialnego klauna, Charliego Chaplina futbolu".
Czasu, aby uhonorować Brytyjczyka, nie było już wiele. Co ciekawe, jedyny raz w historii laureat nie znalazł się na głównym zdjęciu gazety, ale w dolnym rogu. Początki były nieśmiałe.
Gwoli sprawiedliwości, dodajmy, że Di Stefano szybko nadrobił stracony dystans, wygrał w latach 1957 i 1959, a do edycji 1958… nie został dopuszczony, bo regulamin nie zezwalał na to, aby zwycięzca z poprzedniego roku ponownie był brany pod uwagę. To też jedyny taki przypadek w 65-letniej historii plebiscytu.
Jeszcze inna sytuacja była w roku 1966. Lider angielskich mistrzów świata Bobby Charlton dostał tylko punkt więcej od "czarnej perły z Mozambiku", Portugalczyka Eusebio. Angielski dziennikarz, który oddawał głos, nie widział go w ogóle w najlepszej "piątce"!
"Myślałem, że popełnili błąd, źle policzyli"
Dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale wiele gwiazd absolutnie światowego formatu nigdy nie zdobyło Złotej Piłki. Maldini był najczęściej nominowany (13 razy) oprócz niedościgłej dwójki, Messiego i Ronaldo. To jednak, co stało się z Puscasem w 1960 roku jak w soczewce odbija często zaskakujące wyniki. Tytuł "Pichichi" (najlepszego strzelca w lidze hiszpańskiej), Puchar Europy z Realem, a nade wszystko cztery gole w finale (7-3 z Eintrachtem) w ciągu 26 minut (!) nie wystarczyły na Luisa Suareza, asa Barcelony. Oprócz zastopowania Realu w lidze, kluczowe znaczenie miał mecz z "Królewskimi" w kolejnej edycji PE. Barca wygrała na Bernabeu 2-1, przerywając niewiarygodną serię 16 zwycięstw Realu na własnym stadionie od początku tych rozgrywek.
Cztery lata później karta się odwróciła. Suarez, niemal pewny kandydat do zwycięstwa po tym, jak poprowadził Inter do Pucharu Europy i Pucharu Interkontynentalnego oraz Hiszpanię do mistrzostwa Starego Kontynentu, przegrał nieoczekiwanie, ale też wyraźnie, ze Szkotem Lawem. Gracz Manchesteru United sam nie rozumiał takiego głosowania. - Nie wierzyłem, myślałem, że popełnili błąd, źle policzyli - mówił w rozmowie z "FF".
Pele i Maradona, którzy ze względu na regulamin nie byli w ogóle brani pod uwagę, dostali po latach honorowe statuetki. Złota Piłka dla Argentyńczyka spłonęła jednak w 2014 roku w pożarze domu jego ojca. Z innych nieprzyjemnych ciekawostek - Matthaeusowi nagroda… zginęła i przyznano mu ją powtórnie.
Jedyne takie trio z Holandii
Na zupełnie osobną kategorię zasługuje dominacja narodowa albo klubowa. W 1972 roku Niemcy zmiażdżyli konkurencję, ale Beckenbauer, Muller i Netzer stoczyli też bratobójczy pojedynek między sobą. "Cesarz" wyprzedził obydwu kolegów o… dwa punkty. Dziewięć lat później podium też było całkowicie niemieckie (Rummenigge, Breitner, Schuster). Największego wyczynu dokonali jednak Holendrzy po mistrzostwie Europy w 1988 roku. Van Basten, Gullit i Rijkaard nie tylko grali razem w reprezentacji, ale też w klubie (Milan). To drugie osiągnięcie powtórzyła jeszcze tylko Barcelona w 2010 roku z Messim, Iniestą i Xavim.
"A kiedy trzeba oddać tę nagrodę?"
Nazwisko zwycięzcy Złotej Piłki to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic. Nieraz wszystko wydaje się jasne (jak choćby w 2018 roku, gdy dowiedzieliśmy się o pewnym zwycięstwie Modricia na kilka dni przed oficjalną ceremonią; w tym roku też jest coraz mniej znaków zapytania), ale czasem trzeba uważać z przeciekami. - W 2006 roku pojechałem do Madrytu, aby zakomunikować Cannavaro, że wygrał. W zachowaniu tajemnicy pomogła mi nieoczekiwana informacja turyńskiego "Tuttosport", który tego samego dnia ogłosił na jedynce, że zwycięzcą jest Buffon. Wszyscy spodziewali się zatem kogoś w Turynie - mówi dziennikarz "FF" Roberto Notarianni.
Jedno jest absolutnie pewne. Zwycięzca jak zawsze zachowa Złotą Piłkę dla siebie. Nie będzie tak, jak po triumfie Owena w 2001 roku, kiedy jego mama rozbrajająco pytała dziennikarzy "France Football": "A kiedy trzeba oddać tę nagrodę?".
Zobacz też:
Złota Piłka 2021. Gdzie oglądać transmisję? Kiedy gala?
Obraniak wskazał faworyta do Złotej Piłki. "Miał większy wpływ niż Lewandowski"