Echa po meczu Stal - Podbeskidzie: Tracimy bramki na własne życzenie

Stal Stalowa Wola nadal zamyka ligową tabelę. Kibice w hutniczym grodzie domagają się dymisji trenera. Tym razem wywiesili transparent, wcześniej głośno krzyczeli. - Ja się już oddałem do dyspozycji zarządu - powiedział na konferencji prasowej po sobotnich zawodach opiekun Stalówki, Przemysław Cecherz.

Quo vadis Stalówko?

Gra Stali Stalowa Wola nie wygląda najlepiej. O ile w ofensywie wszystko funkcjonuje w miarę dobrze, to w defensywie jest już totalna klapa. - Tracimy gole na własne życzenie. Pierwsza bramka dla gości padła po uderzeniu w środek bramki i ten gol nie powinien paść. Kolejna - nie wiem czy był karny, czy też nie. Trzeba to zobaczyć. Na pewno Rocki wykazał się dużym cwaniactwem boiskowym, a Tomek Wietecha dużo mniejszym. Kolejnych już nie trzeba opisywać. My nie wygramy meczu, jeśli będziemy tracić takie bramki. Wszystkie trafienia, jakie padają, są po indywidualnych błędach moich graczy. Jak nie jeden, to drugi. Nie ma tak, że ktoś zagra bezbłędnie - powiedział szkoleniowiec Stalówki Przemysław Cecherz.

Trener zielono-czarnych ze Stalą nie osiągnął jak na razie zbyt wiele. Dwa remisy i pięć porażek w lidze to bardzo mizerny wynik. Nawet wygrana w Remes Pucharze Polski z Wisłą Płock nie poprawia statystyk. - Na gorąco po meczu nie jestem w stanie powiedzieć, jak to wszystko poukładam - stwierdził Cecherz. Dymisji trenera domagają się kibice. Wszystko jest w rękach zarządu. - Ja się już oddałem do dyspozycji zarządu. Nie wiem czy stracę pracę - mówił zasmucony opiekun jedynego przedstawiciela Podkarpacia w I lidze.

Podbeskidzie w końcu zwycięża

Podbeskidzie Bielsko-Biała było wymieniane w gronie kandydatów do awansu. Początek sezonu nie był najlepszy dla Górali. W sześciu meczach zdobyli tylko pięć punktów i zajmowali 13. miejsce w tabeli. Nie tak w Bielsku-Białej wyobrażano sobie start ligi. Nikt też nie wiedział, co było przyczyną niepowodzeń. - Ja mam bardzo dobry zespół, co podkreślam cały czas. Gdzieś się coś zacięło. Nie ma co ukrywać. Nie gramy piłki takiej, jaką byśmy chcieli. W każdym meczu moi chłopcy jednak walczą. Kadra jest bardzo wyrównana, raz grają jedni, raz drudzy. Ten skład jest solidny - stwierdził szkoleniowiec Górali Marcin Brosz.

Kontrowersyjna praca arbitra

Sporo emocji wzbudziła praca sędziego Erwina Paterka z Lublina. W doliczonym czasie pierwszej połowy arbiter podjął dość kontrowersyjną decyzję. Piłka po uderzeniu z rzutu wolnego Dariusza Kołodzieja trafiła w rękę Igora Migalewskiego, który zasłaniał twarz. Erwin Paterek zdecydował, że to było celowe zagranie i nakazał rozpocząć grę 9 metrów bliżej bramki. Po ponownym strzale Kołodzieja piłka wylądowała w siatce. Stalowcy ostro krytykowali pracę sędziego. Z kolei goście uważali, że podjął on słuszną decyzję. - Przepisy mówią jednoznacznie. Dlaczego akurat ta sytuacja jest kontrowersyjna? Ręka to ręka. Rzut wolny jest stałym fragmentem gry i przyznaje się go na podstawie przepisów. Nie nazwałbym tego kontrowersją, a bardzo precyzyjnym uderzeniem Darka Kołodzieja. Cieszę się, że on do nas wrócił. Co do rzutu karnego, niech każdy sobie sam odpowie na pytanie, czy on był, czy go nie było - powiedział Brosz.

Na Wietechę jest Kołodziej

Tomasz Wietecha nie ma szczęścia do Dariusza Kołodzieja. Pomocnik Górali ma patent na pokonywanie golkipera Stali. Dwa lata temu zdobył gola dla Podbeskidzia, w sobotę dwa kolejne. O tym doskonale wiedział szkoleniowiec bielszczan. - W poprzednim meczu w Stalowej Woli Darek nie zdobył gola, gdyż nie grał. Faktycznie dwa lata temu Kołodziej pokonał Wietechę. Nie byłbym dobrym trenerem, gdybym nie miał świadomości, że Darek wie jak pokonać bramkarza Stali. Za to m. in. płaci mi klub - mówił po meczu opiekun Podbeskidzia.

Brakowało precyzji

Podbeskidzie zawodziło w tym sezonie w każdej formacji. Obrona popełniała fatalne błędy, napastnicy razili nieskutecznością. W końcu chyba ta niemoc została przełamana. - Ogólnie o nas mówi się, że nie wykorzystujemy mnóstwa okazji. Liczyliśmy, że w dotychczasowych spotkaniach mieliśmy chyba 57 sytuacji. Wyliczyliśmy, że średnio oddawaliśmy 18 strzałów w meczu. Albo remisowaliśmy 1:1, albo 0:0. Popełniamy dużo błędów w obronie. Na tym poziomie, jeśli chcemy o coś walczyć, nie powinny się nam one przytrafiać. W ofensywie stwarzamy mnóstwo sytuacji, ale nie wykorzystujemy ich - zakończył trener Górali.

Komentarze (0)