Porażka z Wisłą Płock (1:2) i Lechem Poznań (0:2), a ostatnio bardzo pechowy remis z Wisłą Kraków (1:1). Zieloni poprawili grę, tyle że nie przekłada się to na wyniki i sytuację w tabeli. Strata gola w doliczonym czasie potyczki z "Białą Gwiazdą" była wręcz załamująca.
- Przyznam, że pierwsze dwa dni po meczu były trudne, bo zwycięstwo wymknęło nam się w ostatnich sekundach. To strasznie boli, zwłaszcza że trzy spotkania przyniosły sporo pozytywów. Niestety nie ma z tego punktów - stwierdził Dawid Szulczek.
Złość narasta
Jak podkreśla szkoleniowiec, jego piłkarze nie tracą werwy. - Wiadomo, że jeśli gubi się punkty w taki sposób jak my w meczu z Wisłą, to pojawia się lekkie podłamanie. Jednak kiedy obserwowałem drużynę na treningach w tygodniu, nie było już tego widać. Jest za to dużo energii i mocne nastawienie na przełamanie. Cztery zespoły są teraz w podobnym miejscu. My chcemy zakończyć rundę nad kreską i to jest nasz cel na końcówkę roku.
ZOBACZ WIDEO: Jest na ustach całego świata. Co za gol!
Dotąd poznaniacy wygrali zaledwie dwa ligowe mecze. - Dlatego czujemy głód zwycięstwa. Od momentu gdy tu przyszedłem, ani razu nie zauważyłem, żeby coś się w zespole załamywało. W każdym z trzech ostatnich meczów wynik mógł być dla nas lepszy, a ekstraklasa już przyzwyczaiła, że każdy może pokonać każdego. Na pewno się nie poddamy - zaznaczył Szulczek.
Co dalej z nietypowym systemem?
Przez liczne absencje, w ubiegły poniedziałek na starcie z Wisłą Kraków szkoleniowiec poznaniaków wystawił skład bez nominalnych skrzydłowych. Efekty były nie najgorsze, bo zieloni wypadli przyzwoicie i pluć sobie w brodę mogą tylko dlatego, że wypuścili z rąk bezcenne zwycięstwo przez gola straconego w doliczonym czasie. Co więc będzie dalej, zwłaszcza że po kartkowej pauzie wraca Jayson Papeau i pole manewru na bokach boiska się zwiększy?
- System bez skrzydłowych był zorganizowany na potrzeby chwili, bo ich po prostu nie mieliśmy. Wyglądało to nieźle, zwłaszcza w pressingu i obronie, trochę gorzej w ataku. Nasz plan zakładał, że nie pójdziemy na wymianę ciosów i albo odbierzemy piłkę wysoko, albo pozwolimy wiślakom konstruować akcje, licząc na szybkość naszych zawodników w kontrach. Tak naprawdę zawiodła mnie tylko końcówka, a dokładnie ostatnie dziesięć minut - przyznał Szulczek.
Pragmatyzm ponad wszystko
Trudno powiedzieć, czy opiekun Warty zdecyduje się na zmianę taktyki. Nie chce jednak, by jego zespół pozwalał sobie na ułańskie szarże. Warta ma grać przede wszystkim konsekwentnie.
- Biorąc pod uwagę historię, nawet tę nieco dłuższą niż obecny sezon, gdy Warta wygrywała, często nie traciła bramek. Mamy drużynę, która może nie strzela zbyt wiele, lecz nieraz potrafiła zwyciężać w rozmiarach 1:0. Musimy być szczelni w obronie, starać się coś trafić i pracować, żeby nawet ta niewielka zdobycz pozwoliła nam wygrać. Był np. zwycięski 4:0 mecz z Górnikiem Łęczna, ale zdecydowanie więcej pamiętam takich skromnych triumfów, gdy obrona była bezbłędna - zaznaczył Szulczek.
Trener zielonych pracuje krótko, jednak na wykorzystanie aktualnego potencjału ma jasny plan. - Posiadamy zawodników, którzy lepiej czują się w obronie i dobrze tam wypełniają swoje zadania. Trzeba pilnować koncentracji - tak, żeby powtarzać najlepsze rzeczy z poprzednich spotkań i unikać błędów, bowiem z bardzo niewielu okazji dla przeciwników straciliśmy pięć goli. Wierzę, że jeśli będziemy rzetelnie wypełniać obowiązki w defensywie, to nasze wyniki w końcu się poprawią - oznajmił.
Najbliższa okazja już w poniedziałek o godz. 18.00, gdy Warta podejmie Śląsk Wrocław.
Czytaj także:
Były reprezentant Polski stracił pracę
Wielkie pieniądze dla utytułowanego polskiego klubu