Dariusz Tuzimek: Afera Sousy to spektakularne bankructwo Bońka [OPINIA]

Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Paulo Sousa i Zbigniew Boniek
Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Paulo Sousa i Zbigniew Boniek

Na całe zamieszanie wokół Paulo Sousy patrzę bardzo pozytywnie, bo cudem udało nam się pozbyć faceta, z którym szans na mundial nie mieliśmy żadnych. Położyłby baraże dokładnie tak samo, jak położył wszystkie decydujące momenty w tej reprezentacji.

Swoją woltą Paulo Sousa w ogóle mnie nie zaskoczył. Swego czasu napisałem, że w kwestii Portugalczyka zostaliśmy nabrani metodą "na wnuczka". Zupełnie tak samo jak te babcie, które mają do czynienia z hochsztaplerami, których biorą za kogoś innego.

W polskim futbolu jedne "babcie" zorientowały się już w styczniu, tuż po nominacji, że Paulo to nie "wnuczek", inne musiały poczekać do grudnia, żeby się przekonać dopiero wtedy, gdy zostały już bez pieniędzy.

Zraziłem się do Sousy od początku. Gdy już na pierwszej konferencji zaczął sobie wycierać twarz cytatami z Jana Pawła II, to pomyślałem, że jest to "international level" cynizmu, jaki w polskim środowisku piłkarskim jest osiągalny jedynie dla Zbigniewa Bońka. Później z Sousą było jedynie gorzej.

ZOBACZ WIDEO: Huknął nie do obrony! Tę bramkę można oglądać godzinami

Umiał wybrać na pierwszego bramkarza reprezentacji Szczęsnego kosztem Fabiańskiego, nawet nie widząc ich na oczy. Mylił pozycje zawodników, źle wybierał skład, ale - zupełnie jak jego "bliźniak" Boniek - w ogóle nie tracił pewności siebie. Niezależnie od wyników.

Sousa na tę kadrę od dawna miał wywalone. Już kilka razy spodziewał się zwolnienia i - żerując na perfekcyjnym kontrakcie, który przygotowali mu Zbigniew Boniek z Maciejem Sawickim - liczył na to, że w końcu kasa będzie wypłacona, a on będzie miał wolny czas i możliwość poszukiwania pracy w innym miejscu niż Polska.

Kalkulacje Portugalczyka wzięły w łeb, bo ci dziwni Polacy - w kompletnie niezrozumiały sposób - w ogóle go zwolnić nie chcieli. Mimo że Sousa od początku robił wszystko, żeby mieli mocne argumenty. A to w meczu w Budapeszcie chciał się raz na zawsze pozbyć Glika, bo miał... Helika. A to przegrał w kompromitującym stylu mistrzostwa Europy, a po nich powiedział, że nic by nie zmienił - tylko Krychowiaka - choć gołym okiem widać było, że ta drużyna ma więcej problemów niż pomocnik z Rosji.

Sousa nie wygrał z nikim silnym przez cały rok; nie wypracował żadnego stylu czy systemu gry; marnował potencjał kadry, wystawiając zawodników na nieswoich pozycjach lub pomijając zawodników, którzy ewidentnie na to zasługiwali. Na mecze ligowe nie przyjeżdżał, wolał siedzieć w Portugalii niż w Polsce (Boniek "zapomniał" mu to wpisać do kontraktu), ale za to nagle niesamowicie zaangażował się w pozyskiwanie dla reprezentacji Mattiego Casha. Nawet do Anglii w tym celu pojechał!

Na koniec "odwalił" ten katastrofalny mecz z Węgrami. Czy Sousa mógł jeszcze bardziej pokazać, jak bardzo w poważaniu ma projekt pt. reprezentacja Polski? Niestety, Sousa trwał, choć trzeba było być naprawdę ślepym - lub być w układzie - żeby nie widzieć, że ten "król" jest nagi. Duża część mediów wolała odwracać głowę i - przepraszam, za ten cytat z Tomasza Hajty - doszukiwać się w g*** czekolady.

Boniek sam o sobie mówi, że jest odważny. Nie wiem, czy odwagą można nazwać przejaw wyjątkowej nikczemności, jaką było zwolnienie Jerzego Brzęczka, który wywalczył awans do Euro 2020 i miał absolutne prawo poprowadzić drużynę na turnieju.

Wiele miesięcy temu napisałem, że jeśli Boniek bierze za wymianę selekcjonera prawdziwą odpowiedzialność, to niech to nie będzie pustosłowie. I skoro ma kaprys zatrudnienia Sousy i jego zagranicznego sztabu za 150 tys. euro miesięcznie, to jeśli ten szaleńczy projekt się nie powiedzie, niech Boniek zwróci do kasy PZPN równowartość tego, co przez rok zarobi Sousa i jego pomagierzy. To byłoby uczciwe postawienie sprawy. Czekam teraz, że Boniek weźmie to na siebie. Przecież jest honorowym prezesem PZPN.

Deklaratywna odwaga Bońka skończyła się dzień po klęsce kadry na Euro. Niestety nie zwolnił Sousy, choć wcześniej mówił publicznie, że zadaniem jakie ma Portugalczyk jest nie tylko awans na mundial, ale i wyjście z grupy w mistrzostwach Europy. Tego Sousa nie wykonał i już był do zwolnienia.

Gdy Polska skończyła swój udział w Euro, Boniek jeszcze przez dwa miesiące był prezesem PZPN. Mógł zabrać swoje portugalskie, kukułcze jajo i nie zostawiać tej miny następcy. Co wówczas Boniek zrobił? Pojechał na luzie na wakacje, bo uznał, że bałagan po nim może przecież posprzątać ktoś inny. Dziś Boniek mówi, że się smród zrobił... Jak to: "się zrobił"? Tupet na poziomie Everestu!

Niestety, nowy prezes PZPN, który dzisiaj tupie nogą i jest oburzony zachowaniem Sousy, sam popełnił grzech zaniechania. Mógł wywalić Sousę na dzień dobry, od razu po tym, gdy wygrał wybory w związku. Mógł też wywalić Portugalczyka po meczu z Węgrami. Mógł go wywalić w grudniu, gdy Sousa nie zgodził się, żeby do sztabu kadry dokooptować młodego polskiego trenera. Zabrakło odwagi.

Cezaremu Kuleszy doradzano, żeby Sousy nie ruszać, bo wtedy ewentualny brak awansu na mistrzostwa świata będzie szedł na konto Bońka. Szkoda, że Kulesza posłuchał tych marnych podszeptów. Szkoda, że nie chciał sportowo - już na swoje konto - powalczyć o mundial. Bo brak decyzji też jest decyzją, a mamy bardzo dużo do stracenia.

Innego Kuleszę pamiętam z Jagiellonii: twardego, mocnego gracza, co się nie boi ryzykować, a od pracowników egzekwuje (a Sousa jest jego pracownikiem) ich obowiązki z całą bezwzględnością. Widać te koszule i krawaty w Warszawie jakoś dziwnie cisną prezesa PZPN w szyję, nie pozwalają mu być sobą. Panie prezesie, proszę mniej słuchać podszeptów, zaufać intuicji i nie zamykać oczu na fakty.

Niestety oczy szeroko zamknięte miały też media. 95 procent dziennikarzy i ekspertów na pytanie, czy Sousa powinien zostać na stanowisku po przegranym Euro 2020 - zdając sobie sprawę z wyników i ogólnej postawy Portugalczyka - odpowiadała, że tak.

Niesamowite... Przecież już latem dostawaliśmy doniesienia, że agent Sousy szuka mu roboty. Wtedy nie znalazł, ale skąd teraz to sztuczne zdziwienie, że Paulo nie gra fair? Czy latem grał?

Boniek w niedzielę u Romana Kołtonia opowiadał, że jest rozczarowany. Może nam zatem powie, do kogo konkretnie wtedy dzwonił, gdy przed nominacją rozpytywał zagranicą o Sousę i wszyscy odpowiadali Bońkowi: top, top, top! Chętnie poznam nazwiska konsultantów tego rekrutacyjnego sukcesu.

Choć - moim zdaniem - wystarczyła umiejętność korzystania z wyszukiwarki Google, żeby się dowiedzieć jakim trenerem i pracownikiem jest Portugalczyk.

Boniek, po swoim spektakularnym bankructwie w kwestii Sousy, mówi Kołtoniowi: "Paulo złożył kadrę, ułożył ją. Za moich czasów wszystko w kadrze hulało dobrze, może z wyjątkiem... (tu się Boniek zorientował, że zabrnął w ślepy zaułek i będzie musiał dopowiedzieć "wyników", więc szybko zmienił) no, sportowo wyszło tak 50:50". Co? Kompromitacja na Euro kontra wygrane z Albanią, San Marino i Andorą to jest pół na pół? Śmieszne i tragiczne zarazem.

W tym samym programie Boniek miał czelność ocenić byłego selekcjonera kadry Leo Beenhakkera: "Holender pod koniec swojej pracy w Polsce wszystko olewał". Beenhakker miał swoje wady. Ale litości! Ten pana portugalski wynalazek to koło Leo nawet nie stał. Jeśli Holender olewał, to co powiedzieć o pana nominacie?

Najlepsze jest to, że Boniek nadal twierdzi, że kontrakt z Sousą był świetny. Twierdzi, że nigdy nie słyszał, żeby trenerom reprezentacji wpisywać kary umowne w kontrakt, za jego niewypełnienie (sic!). Naprawdę tak mówił. I twierdzi, że to dla PZPN dobrze. Prawdziwy odnowiciel związku.

Może zatem ktoś przyjrzy się uważniej temu kontraktowi i go dokładnie prześwietli? Chyba warto. Jedno już wiadomo na pewno. Boniek przepraszał nie będzie. Zapytany o tę kwestię odpowiedział wprost: "Za co mam przepraszać? Za to, że Sousa wybrał Brazylię?".

Dariusz Tuzimek

Źródło artykułu: