Bardzo gorący przebieg miała poniedziałkowa konferencja prasowa na Stadionie Narodowym, gdzie zaprezentowany został nowy selekcjoner reprezentacji Polski. Został nim Czesław Michniewicz, a dziennikarze postanowili zapytać nowego trenera o jego relacje z Ryszardem F., szefem piłkarskiej mafii działającej w Polsce na przełomie wieków.
Za Michniewiczem ciągnie się liczba 711 - według prokuratury tyle właśnie połączeń miał wymienić z "Fryzjerem". Szkoleniowiec złożył zeznania, prokuratura nie postawiła mu żadnych zarzutów.
Dziennikarz Wirtualnej Polski Szymon Jadczak zadał na konferencji pytanie o relacje trenera najważniejszej reprezentacji w Polsce z Ryszardem F. i mecz Lech Poznań (którego Michniewicz był trenerem) - Świt Nowy Dwór Mazowiecki z 2004 roku, który został sprzedany.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: długo się nie zastanawiał! "Bramka stadiony świata"
- Pana wypowiedź nadaje się do prokuratury! To nie ja powinienem być oskarżony, tylko pan. Pan insynuuje, że uczestniczyłem w dwóch sprzedanych meczach, co jest totalną bzdurą. Nikt tego nie potwierdził. Pan sugeruje, że wiedziałem o meczu sprzedanym ze Świtem, gdzie prokuratura postawiła zarzuty moim dwom byłym piłkarzom, gdzie nie miałem żadnego zarzutu i nigdzie nie jest napisane, że wiedziałem o czymkolwiek - odpowiedział ostro trener (WIĘCEJ TUTAJ).
Jak ostrą reakcję nowego selekcjonera ocenia ekspert ds. marketingu i konsultingu sportowego Grzegorz Kita? Prezes i założyciel firmy Sport Management Polska uważa, że mimo gorącej atmosfery Czesław Michniewicz nie stracił głowy.
- Z jednej strony całkowicie rozumiem ostrą reakcję trenera, bo padły wobec niego poważne zarzuty. Ale już samo "grożenie" dziennikarzowi będzie miało negatywny kontekst, zostanie odebrane źle. Doszło jednak do paradoksu, bo spośród zasiadających za stołem, najlepiej, najsprawniej komunikacyjnie na konferencji prasowej wypadł trener Michniewicz, choć to przecież on powinien być najbardziej zdenerwowany, musząc zmierzyć się z serią zarzutów i trudnych pytań. Jako jedyny wypowiadał się swobodnie, precyzyjnie i bronił się merytoryką sportową. Wypadł bardzo porządnie i na pewno nie przegrał tego starcia.
Nie ma jednak wątpliwości, że sprawa będzie miała w mediach swój dalszy ciąg.
- Widać, że temat afery korupcyjnej dostał nowe paliwo i jej smród będzie się ciągnął i unosił. Tego nie da się zakrzyczeć słowami "teraz akcja Rosja". Ten temat będzie nadal funkcjonował i bardzo ciekawe, jak sobie z tym poradzi prezes PZPN. Bo on zaryzykował bardzo dużo - gdyby zatrudnił Adama Nawałkę, miałby o 90 procent mniej problemów wizerunkowych.
- Temat nie przyschnie i nowy selekcjoner musi się z tym zmierzyć. Natomiast kompletnym game-changerem może okazać się wynik meczów barażowych. Jeśli reprezentacja Polski awansuje do finałów mistrzostw świata, to w pewnym sensie utnie ten problem. Skala sukcesu przykryje problem. Hasło "711 połączeń" może stać się wyblakłe emocjonalnie, martwe wizerunkowo. Jeśli przegra, ogień rozbucha się od nowa. Natomiast najbliższe tygodnie pozostałe do meczu z Rosją będą bardzo istotne. Paliwa może przybywać, bo w Polskim Związku Piłki Nożnej ludzie będą o to pytani, będą ciągani za język. I każde nowe słowo w tej sprawie będzie szeroko komentowane - przekonuje ekspert.
Grzegorz Kita niekorzystnie z kolei ocenia postawę na konferencji prasowej prezesa PZPN Cezarego Kuleszy.
- Niestety, wypadł źle w sensie wizerunkowym. Co ciekawe, ja uważam, że miał pełne menadżerskie prawo czy zasadność tak realizować proces wyboru selekcjonera, ale na samej konferencji pokazał się jako osoba zdenerwowana, mało przekonująca. Widać było duże problemy z wypowiadaniem się, nerwowość, nieskładność i niespójność językową. Na dodatek jego próby zmian tematów, zwłaszcza apele typu "nie mówmy o tym", zostały źle odebrane. To nie jest styl komunikacji w XXI wieku.
Nasz rozmówca ma też inny zarzut do PZPN i zwraca uwagę na to, co stało się jeszcze przed spotkaniem z mediami.
- Bardzo dziwne było to, co stało się przed konferencją. Jej początek zaplanowano na godz. 13:30, zapowiedziano oficjalne obwieszczenie i nagle, kilka minut po godz. 13, gdy dziennikarze dopiero zbierali się, kanały PZPN w social mediach zaprezentowały nowego selekcjonera. To było dziwne i nieprofesjonalne, wręcz nienormalne. Poniżej standardów. Można nawet mówić o braku szacunku dla zaproszonych dziennikarzy. Zupełnie nie rozumiem tej decyzji.
Polski Związek Piłki Nożnej posiada wielu sponsorów, jak Grupa Lotos czy T-Mobile. To wielkie marki, które bardzo dbają o swój wizerunek. Czy zatrudnienie na stanowisko selekcjonera kadry osoby, za którym ciągnie się wątek korupcji, może wpłynąć na ich relacje z PZPN?
- Teoretycznie i formalnie taka korelacja nie powinna nastąpić. To w pewnym sensie osobne obszary. Ale tutaj istotna też będą reakcja i zachowanie mediów oraz konsumentów w social mediach. Jeśli w nich ludzie będą pytali sponsorów o przeszłość selekcjonera, wyciągali do tablicy z odpowiedziami, prowokowali oświadczenia - to sponsorzy mogą słabiej lub mocniej zareagować. Oczywiście nie na poziomie zrywania umów!
- Dla nich będzie to jednak niezręczna sytuacja, na pewno będą unikali znalezienia się w ogniu tej historii. Indywidualny wizerunek nowego selekcjonera też raczej nie będzie wykorzystywany aż do rozstrzygnięcia baraży. Tu będzie duża różnica. Wiele jednak może się zmienić po barażach do mistrzostw świata - kończy Grzegorz Kita.
Czesław Michniewicz podpisał umowę z PZPN do końca 2022 roku. Celem numer jeden będzie awans do finałów mistrzostw świata w Katarze poprzez baraże - ich pierwszym etapem będzie mecz z Rosją w Moskwie, który odbędzie się 24 marca.