Przez lata Czesław Michniewicz dał się poznać jako solidny ligowy trener, król sztuczek motywacyjnych i trener bardzo defensywny lub - jak kto woli - pragmatyczny. Do tego król budowania atmosfery. Widocznie Cezary Kulesza, prezes PZPN, uznał, że te cechy mogą mieć znaczenie kluczowe w przypadku meczów barażowych.
Niech Dawid wygra z Goliatem
W marcu 2013 roku działacze Podbeskidzia Bielsko-Biała znaleźli się pod ścianą. Drużyna zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli i do trzeciego od końca Ruchu Chorzów tracili aż 8 punktów. Przy okazji z gry wyglądali na drużynę, która już praktycznie spadła. Prezesi wiedzieli, że do pracy nadaje się tylko cudotwórca, więc sięgnęli po Czesława Michniewicza. Na dzień dobry trener zabrał drużynę do kina na film "Cud w Lake Placid" z Kurtem Russelem. O triumfie amerykańskich hokeistów nad faworyzowaną drużyną ZSRR podczas igrzysk olimpijskich w 1980 roku.
To była jego klasyka. Zawsze dobierał filmy do autokaru. Zwykle takie, w których w ostatniej scenie dobry i słabszy pokonuje złego i silnego. Lubił też filmy, w których ktoś wznosi puchar.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: długo się nie zastanawiał! "Bramka stadiony świata"
Jako trener Lecha Poznań, przed meczem ligowym z Legią Michniewicz puszczał piłkarzom ścieżkę dźwiękową z "Gladiatora". Znany był też z tego, że dawał zawodnikom do przeczytania książkę Lance'a Armstronga o tym, jak pokonać raka. No, przynajmniej do czasu, gdy okazało się jak bardzo koksował się słynny kolarz.
Michniewicz budował zawodników swoją postawą, pewnością siebie. Pewność siebie to jego cecha. Trudno powiedzieć, czy Michniewicz miał ją zawsze, ale być może nauczył się jej od swojego mentora Grzegorza Polakowa, byłego trenera Lechii i wykładowcy na gdańskiej AWF. To on mówił swoim studentom, że trener nigdy publicznie się nie waha. Do tego kazał zapisywać swoim studentom co ciekawsze powiedzenia. Na przykład to, że "najlepsza improwizacja to ta starannie opracowana, a błyskotliwa riposta to ta wyuczona na pamięć".
O ile jednak Polakowa piłkarze się bali, to Michniewicza lubią. - Przede wszystkim ma dobre podejście do ludzi. Już na pierwszym treningu zna imię każdego zawodnika, wie o nim sporo, gdzie grał, jak gra. Widać, że jest świetnie przygotowany. Jest mistrzem, jeśli chodzi o pierwsze wrażenie - opowiadał Wojciech Szymanek, były zawodnik Widzewa. W składzie łódzkiej drużyny Michniewicz wystawiał go mimo wyraźnego polecenia zarządu, żeby odstawić piłkarza do rezerwy. Ta sytuacja pomogła mu zbudować autorytet w zespole. Bo Michniewicz jest jednym z tych trenerów, którzy są samodzielni, jeśli chodzi o prowadzenie drużyny.
Podjąłem decyzję o powołaniu Czesława Michniewicza na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski. Podpisaliśmy umowę do końca 2022 roku, z opcją przedłużenia. Uważam, że to najlepszy wybór dla naszej kadry przed zbliżającymi się wyzwaniami. Myślimy już tylko o #MisjaMoskwa! pic.twitter.com/o4OymPSJgU
— Cezary Kulesza (@Czarek_Kulesza) January 31, 2022
Piłkarze widzą, że przykłada się do pracy, że stara się wybić ponad przeciętność. Przygotowywał im zbitki filmów z zawodnikami na ich pozycjach, żeby pomóc wizualizować grę. Na przykład Słowak Robert Demjan dostał płytę z akcjami Thierry’ego Henry czy Robina van Persie.
To wszystko świetne uzupełnienie do osobowości Michniewicza. Znany jest z tego, że szybko zjednuje sobie ludzi. Jest bystry, co objawia się choćby w żarcie sytuacyjnym. Kiedyś po meczu w Białymstoku stał z grupą dziennikarzy. Podszedł do niego Piotr Grzelczak, znany z tego, że nie był tytanem techniki. Michniewicz poklepał go po plecach i zażartował. "Piotrek to bardzo bogaty chłopak. Ma 80 procent akcji Drew-Budu". Śmiali się wszyscy, również zawodnik. Nie poczuł się w żaden sposób ośmieszony, wiedział, że nie było to intencją trenera, zwłaszcza że Michniewicz sprawił, że znalazł się w życiowej formie.
Gra na siebie
Przez wiele lat bazował na klimacie, choć krąg jego fanów zapewnia, że w ostatnich rozwinął się również taktycznie, zwłaszcza w okresie pracy z kadrą młodzieżową, gdy po prostu miał dużo wolnego czasu.
Ale też trzeba pamiętać, że to wszystko gra na siebie. Dwaj jego asystenci, Rafał Ulatowski i Przemysław Małecki, którzy nie chcieli robić za jego służbę i próbowali wybić się na niezależność, byli niszczeni medialnie przez zaprzyjaźnionych dziennikarzy. Oskarżano ich o donoszenie, nielojalność, słaby warsztat. Michniewicz nie bierze jeńców, nie znosi wokół siebie mocnych osobowości, niezależnych umysłów. Jest zazdrosny o kontakty asystentów z piłkarzami.
I w starciu medialnym są oni często na straconej pozycji, bo Michniewicz łatwo przekonał do siebie grupę dziennikarzy. Zwłaszcza tych, którzy byli spragnieni trenera mającego do powiedzenia coś więcej niż "daliśmy z siebie wszystko". I Michniewicz to potrafił. Do tego imponował użyciem dronów, a co za tym idzie analizowaniem z góry ustawienia podczas treningów. Dzięki temu nie tylko sprawiał wrażenie, ale był krok przed większością ligowych trenerów.
Zresztą Bogusław Koszel, wychowawca takich piłkarzy jak Grzegorz Krychowiak czy Adam Frączczak, opowiadał że na kursie trenerskim kilkanaście lat temu, gdzie była śmietanka krajowych trenerów, wszyscy mieli opowiedzieć o swojej pracy. Każdy miał na to dwie godziny. Michniewicz jako jedyny zrobił prezentację multimedialną.
Ulubieniec "Fryzjera"
Urodził się w Brzozówce na terenie dzisiejszej Białorusi, ale szybko rodzina przeprowadziła się do Biskupca Pomorskiego. Mając 15 lat, młody piłkarz wyjechał do Gdyni, do Bałtyku. Wielkiej kariery w piłce nie zrobił, ale 9 meczów w 1 lidze, a więc obecnie Ekstraklasie, zagrał. W barwach Amiki Wronki. Więcej nie mógł, bo w tym czasie świetnie w bramce radził sobie Jarosław Stróżyński.
Młody bramkarz wpadł jednak w oko menedżerowi klubu, Ryszardowi F., stał się jego ulubieńcem. Będzie go to prześladować przez lata i tak naprawdę nigdy się od tego nie uwolni.
Michniewicz jako bramkarz a potem trener rozmawiał z "Fryzjerem" częściej, niż większość z nas rozmawia ze swoimi współmałżonkami. W okresie od 2003 do 2005 roku aż 711 razy, co jest mu wypominane do dziś. Nie ma wątpliwości, że Michniewicz na znajomości z Fryzjerem bardzo skorzystał. Na blogu "Piłkarska Mafia" opisano sytuację, że F. zapłacił sędziemu, by ten ustawił mecz na korzyść drużyny Michniewicza. Nigdy jednak nie udowodniono, że trener cokolwiek o tym wiedział. Zresztą Michniewicz nie ma żadnych zarzutów, wyroków i zawsze tym się bronił.
Choć sytuacji "na granicy" nie brakowało. Choćby wtedy, gdy "Fryzjer" rozmawiał z nim i Januszem Wójcikiem jednocześnie na dwa telefony, prawdopodobnie na zestawach głośnomówiących. Z powodu tych 711 połączeń (nie wszystkie zrealizowane) wydawało się, że Michniewicz nigdy nie będzie pracował w kadrze. Pierwszy szansę dał mu Zbigniew Boniek, namówiony przez wspólnego znajomego dziennikarza, i dał pod opiekę kadrę młodzieżową. Efekt? Michniewicz awansował na Młodzieżowe Mistrzostwa Europy. Pokonał potentatów, Portugalię, Belgię, Danię i Włochy. Ale też grał w większości meczów ultradefensywnie, co w większości zachodnich krajów mogło wzbudzić wielkie zdumienie, wszak mówimy o kadrach młodzieżowych.
Po pierwsze nie stracić
Ale też trzeba pamiętać, że gra defensywna to podstawa warsztatu Michniewicza. Szerszemu gronu zaprezentował swoją koncepcję szkoleniową w 2015 roku w magazynie "Asystent Trenera". We wprowadzeniu napisał: "W każdym klubie, w którym pracuję, zawsze zaczynam ustawianie gry od defensywy, ponieważ nie ma w niej miejsca na improwizację. Chcę, żeby wszyscy zawodnicy, w określonych sytuacjach, myśleli w taki sam sposób. Wtedy łatwiej mi korygować błędy, jeśli bowiem ktoś je popełni, to wie, dlaczego to zrobił".
Dlatego też jego drużyny były zwykle nastawione bardzo defensywnie. Zresztą spójrzmy na średnią bramek, które osiągały prowadzone przez niego zespoły w polskiej lidze. Lech – 1,45, Zagłębie – 1,71, Arka – 0,79, Widzew – 1,35, Jagiellonia – 1,16, Polonia – 0,85, Podbeskidzie – 1,16, Pogoń – 1,14, Termalica – 1,03, Legia – 1,58.
W dużym skrócie - Michniewicz wychodzi z założenia, że ten nie przegrywa, kto nie traci bramki. Czasem wychodziło to bardzo dobrze. Choćby w ostatnich eliminacjach do Ligi Europy, gdzie Michniewicz pozwolił Legii wskoczyć na wyższy poziom. Wygrane w eliminacjach ze Slavią Praga, potem w grupie ze Spartakiem Moskwa i Leicester były mistrzowskimi pokazami gry defensywnej. Zwłaszcza w meczu z Rosjanami Michniewicz oddał rywalom kontrolę, by w końcówce zaryzykować, postawić na ofensywnych graczy i wywieźć trzy punkty ze stadionu Łużniki.
Również na grze defensywnej bazował w drużynie U-21. Sukcesem był już sam awans, zwłaszcza biorąc pod uwagę ogromną różnicę jakości między zawodnikami polskimi i Portugalczykami, w ataku których biegali Diogo Jota i Joao Felix. Potem drużyna nie wyszła z grupy, choć pokonała Belgię i Włochy. Ale stosunek strzałów w trzech meczach 18:83 wiele mówił o grze.
Z drugiej strony można przypuszczać, że właśnie wyniki z młodzieżówką i w Lidze Europy zbudowały przeświadczenie, że Michniewicz jest specjalistą od sytuacji beznadziejnych. A nie oszukujmy się, w barażach o mundial w Katarze (24 marca mecz z Rosją w Moskwie) nie uchodzimy za faworytów.