Koronawirus zepsuł plany Tomasza Musiała na początek rundy wiosennej. Przed wylotem na styczniowy obóz przygotowawczy w Turcji otrzymał pozytywny wynik testu na COVID-19. Choć choroba nie przebiegła poważnie, to jej skutki odczuł na pierwszych treningach po kwarantannie. Dlatego zabrakło go w roli arbitra głównego podczas pierwszych meczów wiosennej rundy ekstraklasy.
To była druga choroba, z którą czołowy polski sędzia piłkarski mierzył się w ostatnim czasie. Po sezonie 2019/2020 zachorował na boreliozę, przez co nie poprowadził ani jednego meczu w najwyższej polskiej lidze.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Jak przeszedł pan COVID-19?
Tomasz Musiał, sędzia piłkarski:
Sama choroba nie dała mi mocno w kość. Pojawiła się jedynie lekka gorączka. Problemy zaczęły się, kiedy po kwarantannie chciałem wrócić do treningów. Przepadło wszystko, co przepracowałem w styczniu. Znów zaczynałem od zera. Po zwykłym truchcie przez dwa dni dochodziłem do siebie. Tak mnie mięśnie bolały. Było jednak łatwiej niż po boreliozie, którą przeszedłem w 2020 roku.
Po niej wrócił pan do sędziowania w ekstraklasie dopiero w tym sezonie.
To był jeden z gorszych etapów w moim życiu. Jestem mocno związany ze sportem: ćwiczę, trenuję, a sędziuję od 18. roku życia. A nagle przez pół roku nie mogłem nic zrobić. Tylko dom, lekarz i lekarstwa. To było ogromne obciążenie dla głowy. Do tego ciągłe czekanie na wyniki badań i nadzieja na powrót do treningów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w tej roli Lewandowskiego jeszcze nie widzieliśmy. Co on trzyma w dłoni?
Dobrze, że w tym czasie mogłem jeździć jako sędzia VAR. Wprawdzie to tylko namiastka adrenaliny, jaką czuje sędzia główny na boisku. Ale już sam powrót do trenowania w ubiegłym sezonie i sędziowanie sparingów, meczów juniorów, kobiet i niższych lig mężczyzn było wspaniałą rzeczą.
Praca w wozie VAR jest dużo spokojniejsza?
Zdecydowanie. Niby jesteś na meczu, ale bardziej na uboczu. Nie czuć do końca atmosfery meczu. Ale w moim przypadku było to świetną opcją. Gdyby nie to, byłbym nadal zamknięty w domu.
Akurat w ostatnim meczu Piasta Gliwice z Górnikiem Zabrze w Pucharze Polski wóz VAR do was nie dojechał.
To była wpadka organizacyjna. W całej tej sytuacji ucieszyłem się jedynie, że Gliwice są blisko Krakowa, gdzie mieszkam. Wóz do nas nie dojechał, więc rozjechaliśmy się do domów.
W jakiej jest pan teraz formie?
W sobotę zaliczyłem już egzaminy biegowe. Żartujemy, że kiedy było się młodszym, można było je spokojnie zaliczyć na kacu. To 48 stumetrowych odcinków. Pierwsze 75 metrów trzeba przebiec w 15 sekund, a kolejne 25 metrów przejść w 18 sekund. Jednak wiek, choroby i przebyte kontuzje robią swoje. Trzeba być w dobrej formie.
Kiedy wraca pan do sędziowania w ekstraklasie i europejskich pucharach?
Borelioza nauczyła mnie cierpliwości, ale nie mogę się już doczekać, bo mam poprowadzić mecz już za tydzień w 23. kolejce. A w europejskich pucharach czekamy na UEFA, która wyznaczy kolejny mecz Szymonowi Marciniakowi. Wtedy pojadę w jego ekipie jako sędzia techniczny. Gdyby nie COVID-19, pojechałbym z nim już na Inter - Liverpool. Ale nawet jako arbiter techniczny muszę być w formie. Ale nawet gdybym miał zastąpić Szymona w tym meczu, to choćbym nie trenował dwa lata, to dostałbym ogromny zastrzyk adrenaliny. Biegałbym jak Usain Bolt.
Robert Lewandowski dokonał wielkiego wyczynu!
Co z meczem Rosja - Polska? Znamy odpowiedź