Nazwisko: Putin. Ojciec: Władimir. "Temu rosyjskiemu przegryzłbym gardło"

Instagram / uniatarnowofficial / Na zdjęciu: Wiktor Putin
Instagram / uniatarnowofficial / Na zdjęciu: Wiktor Putin

Wiktor Putin od lat żyje i pracuje w Polsce. Myślami jest jednak w ojczyźnie, Ukrainie, gdzie została cała jego rodzina, w tym ojciec. Władimir Putin. - To całkowicie inny człowiek od potwora z Moskwy - mówi nam piłkarz Unii Tarnów.

Karierę rozpoczynał w akademii Dynama Kijów, a jako 20-latek trafił do Polski. W CV ma grę w Fortuna I lidze, obecnie występuje w trzecioligowej Unii Tarnów.

Wiktor Putin nosi nazwisko, które zna cały świat. To samo ma jego ojciec. Władimir. Władimir Putin. Ale nie jest "tym" Władimirem Putinem. - Temu, jeśli nie miałbym broni, przegryzłbym gardło - mówi Wiktor Putin.

Dawid Borek, WP SportoweFakty: Czy w obliczu wojny da się skupić na sporcie, treningach i piłce?

Wiktor Putin, piłkarz Unii Tarnów: Jest o to trudno. Na razie nie udaje mi się to. Przez pierwsze dwa tygodnie byłem całkowicie odłączony od sportu, starałem się pomagać ludziom, którzy przyjeżdżają do Polski. Nie dało się skupić ani na treningach, ani na sprawach sportowych.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szokująca scena! Zdzielił rywala łokciem w twarz

Głowa zapewne była i jest w Ukrainie.

Próbowałem zacząć treningi, ale nie było z tego żadnego efektu. Tym bardziej że wcześniej miałem poważną kontuzję.

Jak to jest być w obecnych czasach Putinem?

To na pewno nie jest miłe. Nie ma złośliwych wypowiedzi na mój temat, ale samo to, że taki człowiek nosi moje nazwisko, nie jest przyjemne. To nazwisko na całym świecie jest odbierane negatywnie, zwłaszcza teraz.

Domyślam się, że nie lubi pan swojego nazwiska. A może jednak lubi?

Lubię, bo jest moje. Ale nie lubię dlatego, że tamten człowiek też je nosi. To wszystko psuje. Z jednej strony jestem dumny ze swojego nazwiska, z drugiej teraz kojarzone jest ono w złym kontekście.

Ale z rosyjskim Putinem nic pana nie łączy?

Na szczęście nie.

A co czuje pana ojciec? Czy z uwagi na fakt, że nazywa się Władimir Putin, odczuwa nieprzyjemności w Ukrainie?

Na razie to nie mam z nikim kontaktu. Rejony, w których znajduje się moja rodzina, są okupowane. Moi najbliżsi nie mają większych możliwości, by się poruszać. Przeważnie siedzą w domach. Na szczęście ojciec nie miał żadnego konfliktu z tego powodu. Mam nadzieję, że ludzie zdają sobie sprawę, że to przypadek. Tak się trafiło i musi z tym żyć.

Nie boi się pan szaleńca, który może wpaść na dziwny pomysł?

W takich czasach można spodziewać się wszystkiego. Nie wiadomo, co ludzie mają w głowie. Myślę jednak, że większość jest wyrozumiała. Mój ojciec to całkowicie inny człowiek od tego potwora z Rosji. Stoi po całkowicie innej stronie.

Myślał pan, żeby zmienić nazwisko, nie być już Putinem, by raz na zawsze się od niego odciąć?

Nie chciałbym tego robić, bo to jednak moje nazwisko, jestem do niego przyzwyczajony. Tak jak każdy inny człowiek szanuję swoje nazwisko i nie chciałbym takiej zmiany w życiu przez jednego chorego człowieka. Noszę to nazwisko przez całe życie, rodzina także.

A koledzy w szatni jak na pana wołają?

Przed wojną były żarty z nazwiska. Mówili: "zmień sobie nazwisko" albo "o, syn Władimira". Ale już w czasie wojny koledzy powstrzymują się z żartami, rozumieją sytuację. Bardziej czuję od nich wsparcie aniżeli żarty.

Pana rodzina jest w Ukrainie. Czy wszyscy są bezpieczni?

Na pewno nie można powiedzieć, że są bezpieczni. Teraz nie ma miejsca w Ukrainie, które jest bezpieczne. Tym bardziej że moja rodzina jest w miejscu, gdzie obok znajdują się rosyjscy żołnierze. Nie wiadomo, co im przyjdzie do głowy.

Gdzie mieszka pana rodzina?

W obwodzie chersońskim.

Czyli w tym jednym z najbardziej niebezpiecznych obecnie miejsc w Ukrainie.

Niestety.

Ma pan z nią kontakt?

Tak, głównie telefoniczny, bo internet czasem jest, czasem nie ma.

Najbliżsi nie chcieli uciec do Polski?

Gdy mieli możliwość - nie chcieli. A teraz nawet jakby chcieli, to nie ma takiej możliwości. Tam są już Rosjanie, nie pozwalają na przemieszczanie się. Nawet nie ma co iść do sklepów. Głównie dlatego, że nic tam nie ma, bo Rosjanie wszystko wykradli. Nie mieli nic do jedzenia. Takie to "drugie wojsko świata".

Dlaczego najbliżsi nie chcieli uciekać?

Rodzice mają tam swój dom i swoich rodziców, którzy są w podeszłym wieku. Nie chcieli ich zostawić.

Ma pan myśli, by wrócić do ojczyzny i chwycić za karabin?

Cały czas to siedzi w środku. Bardzo to przeżywam. Chciałbym, tak jak każdy Ukrainiec, pomóc, ale obecnie nie widzę możliwości pomocy mojej rodzinie. Po pierwsze nie dojadę do najbliższych, bo nikt mnie tam nie wpuści, a po drugie nie wiadomo, czy w ogóle dopuszczono by mnie do armii.

Myślę, że teraz jestem bardziej przydatny w Polsce. Wielu kolegów z Ukrainy dzwoni, bym przyjął ich żony, dzieci, bym pomógł im na miejscu. Miałem wiele rozmów z rodzicami, mówiłem, że chciałbym wrócić, ale oni cały czas proszą, bym tego nie robił. Dzięki temu są spokojniejsi. Jeśli bym wrócił, mieliby kolejne zmartwienie.

Może pan liczyć na pomoc naszych rodaków?

Cały czas nas wspierają, pomagają. Nie zdążę o coś poprosić, a mam już 10 telefonów, że mam zapewnione to, to i to. Mieszkanie, jedzenie, wszystko. Chciałbym im za to podziękować, bo zaangażowanie Polaków jest ogromne. To trwa już prawie miesiąc, a zaangażowanie w Polsce nadal jest wielkie.

Gdyby spotkał pan teraz na ulicy Putina, tego rosyjskiego, co powiedziałby mu pan prosto w twarz?

Szkoda nawet słów. Myślę, że każdy człowiek przegryzłby mu gardło. Na pewno bym nie rozmawiał. Gdybym nie miał broni, gryzłbym gardło zamiast rozmawiać.

Zobacz też:
Słynny Ukrainiec wrócił do Kijowa, by bronić ojczyzny
Znalazła schronienie u polskiej medalistki. Jej mąż Białorusin ruszył walczyć za Ukrainę