Skazani na porażkę, czyli dlaczego Mbappe nie jest wart Paryża

Getty Images / Silvestre Szpylma/Quality Sport Images / Na zdjęciu: Kylian Mbappe
Getty Images / Silvestre Szpylma/Quality Sport Images / Na zdjęciu: Kylian Mbappe

Mówili, że remontady już nie będzie. Nigdy. Ale dopóki PSG nie przestanie być tylko projektem marketingowym, obliczonym na hurtowe ściąganie gwiazd, sukcesu w Lidze Mistrzów też nie będzie.

PSG stracił w Madrycie znacznie więcej niż się wydaje. Szanse na wyczekiwany puchar - to oczywiste. Wizerunek na arenie europejskiej, mozolnie odbudowywany od dwóch lat - to mniej widoczne. Ale najpewniej też Kyliana Mbappe, największą gwiazdę, która od początku sezonu niemal w pojedynkę ciągnie ekipę do przodu.

Można oczywiście przytaczać krótki, choć niezwykle wymowny tweet na oficjalnym profilu Realu, który po zwycięstwie z PSG (3:1 - relacja TUTAJ>>) i totalnej dominacji w ostatnich dwóch kwadransach, wywracającej mecz co góry nogami, przywołał najbardziej bolesną historię ostatnich lat. "La Remontada". W przewrotny sposób na Santiago Bernabeu wróciły stare demony z Camp Nou.

Można też przypominać, że to przecież Francuzi mają powiedzenie, które pasuje tu idealnie. "Jamais deux sans trois". "Jeśli były już dwa razy, to będzie i trzeci". Czyż po remontadzie Barcelony (1:6, 2017), dwa lata później Manchester United nie wywrócił stolika, wyrzucając paryżan z gry w równie niewiarygodnych okolicznościach (1-3 i awans w ostatniej minucie)?

Klęska z Realem, a przede wszystkim styl, w jakim do niej doszło, doskonale wpisuje się w tę paryską tradycję. To też remontada, choć w wyjątkowo skumulowanej formie. Tym razem wystarczyło pół godziny.

ZOBACZ WIDEO: Ukraińscy sportowcy pomagają i walczą na froncie. "Ta armia nas obroni"

Nikt nie potrafi tak spektakularnie przegrywać

Za tym wszystkim kryje się jednak coś głębszego, bo fakty są ewidentne. Nikt nie potrafi tak spektakularnie przegrywać. Nikt, mając całkowitą kontrolę nad wydarzeniami, nie umie tak totalnie dać się stłamsić. Nikt wreszcie nie potrafi tak bardzo udowodnić, że zlepek gwiazd nie stworzy drużyny, jeśli notorycznie będzie w niej brakować elementarnej równowagi. I liderów, którzy w krytycznym momencie pociągną resztę.

Tak jak zrobił to Benzema w Realu.

To oczywiście były iluzje oparte na kruchych przesłankach, że naszpikowana gwiazdami ekipa - szczególnie po ściągnięciu Leo Messiego - musi wreszcie wspiąć się na europejski szczyt. Nie musi. A mówiąc wzrost: przy tak budowanej drużynie nie ma na to wielkich szans. I nie chodzi tylko o aspekt sportowy. A przynajmniej nie przede wszystkim, choć i on jest ważny.

Zespół, który jest przedzielony na pół; w którym co rusz pojawia się wyrwa między atakiem i defensywą, może sobie radzić bez problemu w krajowej lidze. Gdy jednak pojawiają się większe przeszkody i tej równowagi zaczyna brakować, klasowi rywale od razu potrafią to wykorzystać. Bezwzględnie. Jak Real i Benzema.

Ważniejsze jest jednak co innego. Jeśli zespół przegrywa po raz kolejny w takich samych okolicznościach, to nie jest wypadek przy pracy. Jeśli pięć lat po katastrofie na Camp Nou, taki sam paraliż pęta nogi w sposób całkowicie irracjonalny, to znaczy, że mentalnie ekipa nie jest przygotowana na żadną kryzysową sytuację. I nie wyciąga wniosków. Paryż nie nauczył się przez ten czas, jak budować drużynę, wie za to doskonałe, jak wszystko sypie się w mgnieniu oka.

Ostatnie pół godziny w Madrycie wyglądało jako koszmar. Z ekipy, która od początku dwumeczu miała całkowitą kontrolę nad wydarzeniami na boisku, nie zostało literalnie nic.

Gwiazdy ważniejsze od klubu

I tu jest największy problem. Dlatego, że w katarskim Paryżu zawsze chodziło o coś innego. Gwiazdy przesłaniały drużynę, były ważniejsze od klubu, bo taka strategia okazywała się potrzebna władzom w Dosze.

Gdy w 2013 roku wybuchł pierwszy duży skandal z podejrzeniem korupcji przy wyborze Kataru jako gospodarza mundialu 2022, dwa dni po rewelacjach "France Football" został ściągnięty do Paryża David Beckham. Na sportową emeryturę, ale marketingowo strzał był skuteczny.

Gdy cztery lata później Katar został zablokowany przez sąsiadów z Zatoki rozeźlonych rozpychaniem się maleńkiego emiratu, sprowadzenie Neymara i Mbappe błyskawicznie ocieplało wizerunek. A że było kosztem równowagi w zespole - nikt nie zwracał na to uwagi. Podobnie jak nadarzyła się tylko okazja, żeby sprowadzić Messiego. Trener Pochettino nie był zachwycony, ale prezes Nasser upajał się dniem chwały. Globalnej.

Zabrzmi to paradoksalnie, ale PSG stał się zakładnikiem swoich gwiazd. Na tym została zbudowana kultura klubu. Z drugiej strony – nikt w ostatniej dekadzie nie dokonał tak gigantycznego skoku marketingowego. I o to chodziło.

Mbappe. Ta porażka zmienia wszystko

Dla PSG, który jest najbardziej widoczną witryną katarskiej dyplomacji sportowej, to miał być szczególny rok, także ze względu na mundial. Gwiazdy zaczęły nawet układać się bardziej przychylnie. Finał Ligi Mistrzów przeniesiony do Paryża, co miało stanowić dodatkową motywację; nowe nadzieje związane z przedłużeniem kontraktu Mbappe, który delikatnie otworzył furtkę... Nawet bardzo delikatnie - bo cały czas był blisko Madrytu - ale jednak.

Gdy w ubiegłym roku wielu widziało już reprezentanta Francji w Realu (zresztą on tego bardzo chciał, do czego przyznał się w październikowym wywiadzie w "L’Equipe"), od początku było jasne, że władze w Dosze go nie puszczą, a wszelkie rewelacje medialne są tylko zasłoną dymną, bez większego pokrycia w rzeczywistości. I że kwestia wizerunkowa przeważy ponad wszystko, bo tak działają Katarczycy z Paryża. Wystarczy przypomnieć akcję sprzed niecałych trzech lat z Neymarem i grę pozorów z jego niedoszłym powrotem do Barcelony.

Teraz też, na kilka miesięcy przed mundialem, władze klubu są ciągle w stanie zaoferować Mbappe - któremu kończy się kontrakt, więc może już odejść bez zgody klubu - nie tylko gigantyczne pieniądze, ale dodatkowo gwarancje, że ekipa będzie kręciła się wokół niego, a na tym 23-latkowi najbardziej zależy, czego nigdy nie ukrywał. Dlatego, że on chce być w centrum projektu, niezależnie od tego, czy obok grają Messi albo Neymar.

Tylko że przegrana PSG z Realem, i to w katastrofalnym stylu, zmieniła wszystko. Co więcej, pokazała, że Mbappe jest dzisiaj na tę drużynę – niby naszpikowaną gwiazdami - najzwyczajniej za mocny. A czy zawodnik tego pokroju i z taki ambicjami będzie chciał zostać w ekipie, która sama skazuje się na porażkę?

Pytanie wydaje się retoryczne. Paradoksalnie, odejście Mbappe to może być jeszcze większa porażka PSG niż z Realem.

Remigiusz Półtorak
Czytaj także: Katarski miliarder wpadł w szał. Wszystko się nagrało

Źródło artykułu: