Musimy się cieszyć, że reprezentacja Polski dostała walkowera w meczu z Rosją i w czwartek graliśmy jedynie towarzysko, a nie o awans na mundial. Szczęśliwy remis 1:1 jest rezultatem ponad stan tej reprezentacji i nie powinien nam przesłonić ewidentnych minusów w grze naszej kadry.
Jeśli Michniewicz szukał jakichś odpowiedzi, to większość, jakie dostał, były na negatywne. Takie na "nie". Ten nie, tamten nie i jeszcze tamten też nie. Największy powód do optymizmu po meczu ze Szkocją jest taki, że nadal mamy w odwodzie Lewandowskiego i nie zawahamy się go użyć w finale baraży ze Szwecją. Jak to dobrze, że "Lewy" w Glasgow nie zagrał. Jakie mielibyśmy dziś miny, gdyby to Robert opuszczał boisko z urazem tak jak Arkadiusz Milik czy Bartosz Salamon? Albo Krzysztof Piątek, który po meczu pokazał zakrwawiony but i już wiemy, że też będzie pauzował.
Trenerzy się zmieniają, a reprezentacja nadal wisi na plecach "Lewego". Kibic patrzy na boisko i wie, że z dwóch "setek", jakie miał pod bramką rywali Piątek, Robert zdobyłby przynajmniej jednego gola.
ZOBACZ WIDEO: Zrobiło się niezręcznie. Zobacz, jak zareagował Lewandowski
Tylko że sam "Lewy" awansu nam nie wygra. On potrzebuje drużyny. Tymczasem Polacy właśnie jako zespół wyglądali bardzo słabo. Koncepcji i strategii nie było widać w ogóle. Raczej chaos przerywany indywidualnymi szarżami pojedynczych piłkarzy.
Opowieści o tym, jakim to magiem taktycznym jest Czesław Michniewicz, to są głodne kawałki dla naiwnych. W Glasgow znów wyszło szydło z worka.
Nawet Paulo Sousa nie miał takiego bałaganu w grze reprezentacji. Portugalczyk słabo znał polskich piłkarzy, popełniał dramatyczne gafy personalne, ale jednak miał w tym jakąś myśl. Nawet jeśli była to koncepcja chora czy nietrafiona (np. że zdominujemy rywali atakiem pozycyjnym). Czasem samobójcza, ale jednak wyrazista. U Michniewicza - w grze reprezentacji - nie dało się dostrzec żadnej myśli. Bałagan i przypadkowość.
Ekspert Polsatu Dariusz Dziekanowski ocenił to bardzo krytycznie. - Mamy duży problem. Wyglądało to tak, jakby kilkunastu ludzi przyjechało z wakacji i umówiło się, żeby sobie pograć w piłkę. Nie widzę zespołu, nie widzę strategii - mówił "Dziekan". A na tezę, że dobrze, iż chociaż wynik jest lepszy niż gra, były napastnik kadry odpowiedział: - Czasem dobrze jest taki mecz przegrać, żeby nie było zakłamania, że w sumie nie jest tak źle, bo przecież wywalczyliśmy remis. Porażka zmusza do reakcji, do wyciągnięcia wniosków, do rezygnacji z pewnych zawodników. Jest swoistym oczyszczeniem. Na pewno nie powinniśmy ulegać zakłamaniu rezultatem, bo wiemy, że graliśmy źle. A co widziałem pozytywnego? Że trener Michniewicz nadal ma szczęście. Miejmy nadzieję, że we wtorek też go nie opuści - kończył Dziekanowski.
Nie ma co pozytywów szukać na siłę, ale były też jaśniejsze punkty na tej mapie chaosu. Świetnie się pokazał Łukasz Skorupski i aż szkoda, że ze Szwecją nie zagra. Bo potrzebujmy bramkarza, który wybroni nam mecz, który zrobi więcej, niż tego można od golkipera oczekiwać. Kogoś, kto nam pomoże w sytuacjach beznadziejnych. Wojciech Szczęsny jest uznawany za lepszego bramkarza, ale czy akurat we wtorek będzie miał swój dzień, to jest loteria. - W tej drużynie jest kilku piłkarzy, którzy mają pewne miejsce w składzie, jakby z przydziału, na stałe. I niektórzy się zasiedzieli na tych wygodnych fotelach. Warto zrobić trochę konkurencji - oceniał po meczu Tomasz Hajto właśnie w kontekście obsady bramki.
Swoją szansę w Glasgow wygrał na pewno Sebastian Szymański, który w kilka minut zrobił na boisku więcej niż Piotr Zieliński przez 70 minut. Z kolei Adam Buksa był "ojcem chrzestnym" wyrównania. To on głową zgrał piłkę do Krzysztofa Piątka, po której napastnik Fiorentiny wywalczył rzut karny, a potem go wykorzystał. Mobilność Buksy i dobra gra w powietrzu będzie wielkim atutem w meczu ze Szwedami.
Dobre momenty miał Jakub Moder, solidne wrażenie zrobił Krystian Bielik, mimo że to jemu uciekł przy stracie gola Kieran Tierney. Serducho zostawił na boisku też Kamil Grosicki, choć to już trochę szukanie jasnych punktów na siłę. Bo tych ciemnych było zdecydowanie więcej.
Szkocja to niby nie jest wielki zespół, ale na tle Polaków wyglądał znakomicie. I to nie tylko w tych elementach, z których słyną nasi rywale, czyli walka i gra w powietrzu. Szkoci bardzo sprawnie budowali ataki, grali technicznie i zdecydowanie potrafili nas kompletnie zepchnąć do defensywy. Momentami była to już "obrona Częstochowy", gdy bramka Skorupskiego była ostrzeliwana raz za razem.
Nasze kłopoty brały się z błędów w środku boiska. Tam Michniewicz ustawił debiutanta Żurkowskiego, z weteranem Krychowiakiem. To był błąd. Obaj lubią holować piłkę. To właśnie środkowi pomocnicy zbyt rzadko kreowali grę. Piotr Zieliński zniknął, bo nie dostawał piłek. Moder - grający z Zielińskim na drugiej "10" - też miał ich mało. Stąd tak mało akcji bramkowych. Dopiero gdy w końcówce drużyna przeszła na grę dwoma napastnikami, a w środku pojawili się Szymański z Moderem, zaczęło to lepiej wyglądać. I tak trzeba zagrać we wtorek w Chorzowie.
Bądźmy szczerzy: Krychowiak nam w meczu ze Szwecją nie pomoże. Przy całym dla niego szacunku, on - gdy nie jest w rytmie meczowym - wygląda źle. To się w cztery dni nie zmieni. Brakuje mu ogrania. Dzisiaj nadal mu bliżej do tego Krychowiaka z nieszczęsnego meczu ze Słowacją na Euro, niż tego, który wygrywał Ligę Europy z Sevillą. W spotkaniu ze Szkocją kila razy zaliczał spektakularne upadki, takie w stylu upadającego drzewa na wyrębie lasu. Po tych akcjach szły na naszą bramkę groźne ataki. Nie stać nas na takie granie w jednym jedynym meczu o awans na mundial.
Gorzej od Krychowiaka wypadł chyba tylko Arkadiusz Reca. Trudno pojąć, żeby na poziomie reprezentacyjnym zawodnik miał tak wiele niedostatków i problemów natury zarówno technicznej jak i taktycznej. Jego główny atut, czyli szybkość, w ogóle nie miał szansy się objawić, bo Reca albo źle przyjął, albo źle zagrał, albo wybrał fatalne rozwiązanie. Źle kryje, źle broni, potrafi się w kluczowym momencie poślizgnąć. Jeśli to jest nasz kandydat numer 1 na lewe wahadło, to mamy jasną odpowiedź, że nie możemy grać systemem 3-5-2, z dwoma wahadłowymi po bokach. Nie ma Macieja Rybusa, Tymoteusza Puchacza Michniewicz wysłał na trybuny, a Patryka Kuna w chaosie nie zdążył nawet sprawdzić. Przed meczem Michniewicz opowiadał, że ma bardzo konkretny plan zmian, kto za kogo wejdzie, ale w praktyce go nie wykonał. Nie sprawdził żadnego ze stoperów (ani Wieteski, ani Kamińskiego, ani Bereszyńskiego), nie sprawdził zmienników dla wahadłowych. No dramat.
Dla mnie jest jasne, że musimy wrócić do gry czterema obrońcami. W ustawieniu taktycznym i personalnym, jakim zagraliśmy ze Szkocją, nawet Matty Cash stracił swoje walory, a jest jednym z najlepszych bocznych obrońców najsilniejszej ligi świata. Na takie marnotrawstwo nie możemy sobie pozwolić.
Zgadzam się z Dziekanowskim, że Michniewicz to farciarz, bo uczciwie mówiąc nawet na remis Biało-czerwoni w Glasgow nie zasłużyli. Niech selekcjoner ma tego farta także finale baraży. Ja osobiście więcej po nim nie oczekuję.
Dariusz Tuzimek
Zobacz także: Koszmarne wieści z reprezentacji Polski! "7 szwów na Achillesie"
Zobacz także: Creme de la creme Czesława Michniewicza (Opinia)