Coraz większymi krokami zbliża się najważniejszy mecz w tym roku. Reprezentacja Polski we wtorek zmierzy się w Chorzowie z kadrą Szwecji w finale baraży o awans na MŚ 2022. Stawka jest ogromna: zwycięzca pojedzie do Kataru, przegrany odpada i pozostanie mu tylko niedosyt i rozczarowanie.
- Bardzo bym chciał, by kadra awansowała, ale podchodzę do tego spotkania z ogromną pokorą - mówi Marcin Żewłakow w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Trudno jest wskazać faworyta spotkania w Chorzowie. Podobnie myśli Żewłakow, który spodziewa się meczu bez większych odważnych ruchów ze strony obu drużyn.
ZOBACZ WIDEO: Z Pierwszej Piłki #04: Wraca kadra! Kłopot bogactwa, troska o "Lewego", pomoc dla Ukrainy
- Nie będzie strony dominującej, prowadzącej grę, nadmiernego ryzyka, dyktanda którejś z drużyn. Trochę my, trochę oni - największą sztuką będzie wykorzystanie pierwszej okazji, to zbuduje i doda skrzydeł - komentuje Marcin Żewłakow.
- Dobierając skład wystawiłbym chłopaków, u których po kwadransie nie dostrzegę strachu czy znaku zapytania nad głową. To ważny element, szczególnie na pozycjach, których obsada jest zagadką - dodaje były reprezentant Polski.
Warto dodać, że w meczach o punkty Biało-Czerwoni tylko raz na siedem przypadków zdołali pokonać Szwedów. Ostatnio - podczas Euro 2020 - reprezentacja "Trzech Koron" pokonała Polskę 3:2, strzelając bramkę już na samym początku spotkania.
- Blizna została, patrząc na nią można sobie przypomnieć, co się wtedy działo, ale nie ma sensu wchodzić w historię, roztrząsać, co, jak i dlaczego. Jeśli już bym musiał, to do początku - straciliśmy gola w drugiej minucie, szybko skomplikowaliśmy sobie kwestię awansu i zaczęliśmy cierpieć. Nie mamy prawa tego powtórzyć - podkreśla Marcin Żewłakow.
Czytaj także:
Świetne informacje ws. Roberta Lewandowskiego!
Były reprezentant Anglii kpi z Lewandowskiego. "Gra w lidze Myszki Miki"