Po największym sukcesie w karierze zawodowej, jakim było wygranie barażu o awans do MŚ 2022, Czesław Michniewicz przypuścił atak na dziennikarzy, którzy po jego nominacji przypominali niewyjaśnione wciąż relacje selekcjonera z ojcem chrzestnym mafii piłkarskiej Ryszardem F. ps. "Fryzjer", zadawali niewygodne pytania i mieli uzasadnione obawy, czy trener, który niedługo wcześniej z hukiem wyleciał z Legii Warszawa, podoła wyzwaniu.
Jako pierwszego, tuż po zakończeniu meczu ze Szwecją (2:0), Michniewicz zaatakował Jacka Kurowskiego. Zrugał reportera na oczach milionów telewidzów Telewizji Polskiej. Więcej TUTAJ. Kilka godzin później, w łączeniu z Kanałem Sportowym, powiedział:
"Rozumiem, że ktoś może być do mnie nastawiony negatywnie jako do człowieka... Wiadomo, grupa tych zgredów - że tak powiem, ta ekipa: Tuzimek, Kołodziejczyk, ten Kurowski cały, Stefan "spocona koszulka". Oni nie mogą mnie oceniać jako człowieka, bo nie mają do tego prawa, bo sam jeden leżał w krzakach pod redakcją pobity przez męża... My wygrywamy bardzo ważny mecz, a on mówi, że zawodnicy nie wiedzieli, w jakim systemie zagrają. No co on pier*** za głupoty?".
ZOBACZ WIDEO: Magia Stadionu Śląskiego. "Kuzyn Stadionu Narodowego"
Zachowanie selekcjonera spotkało się z krytyką kibiców. Poniżej odpowiedź jednego z zaatakowanych dziennikarzy, felietonisty WP SportoweFakty Dariusza Tuzimka.
***
Urodziłem się tak dawno, że chwili swoich narodzin nawet nie pamiętam. I nie wiem, czy to dopiero z biegiem lat stałem się zgredem, czy może zgredem się w ogóle już urodziłem. Bliższy jestem jednak tej drugiej teorii. W każdym razie jestem zgredem, dokładnie tak, jak mnie raczył określić - z charakterystyczną dla siebie subtelnością - pan selekcjoner reprezentacji piłkarskiej naszego kraju.
Nawet się ucieszyłem, że mnie docenił i że jednak zauważa moją pracę, bo wcześniej znaku nie dawał, że czyta, nie pozdrawiał przez media tak jak teraz. A ja bardzo łasy na pochwały jestem. No i dobrze wiedzieć, że on wie, co ja myślę i - co ważniejsze - że jemu też daje to do myślenia. Od razu człowiekowi chce się żyć, pracować i pisać następne felietony. Rzeczywiście, potwierdziło się, że trener to znakomity motywator.
Znajomi mówią mi, że naiwny jestem, że nie powinienem brać tego, co trener mówi, za dobrą monetę. Ale raczej się mylą. Skoro sam pogromca Szwecji o mnie opowiada, i to w chwili swojego największego triumfu, to docenić wypada i podziękować. Kindersztuba przede wszystkim.
Podpuszczają mnie tu różni, żeby nie popuścić, że to niby słoma z butów, że sok z buraka, pomylenie odwagi z odważnikiem i takie tam. Ale ja się podpuścić nie dam. Bo przecież żalu do selekcjonera nijakiego mieć nie mogę. Oszczędził mnie litościwie. Kiedyś za komuny propagandowe media podawały: "Towarzysz Stalin pogłaskał dziecko". A złośliwi dodawali pod nosem: "A mógł zabić".
Więc nie martwcie się o mnie. Selekcjoner tym "zgredem" to mnie jedynie pogłaskał. I cieszyć się powinienem, że o Tuzimku było tylko tyle. Innym członkom "syndykatu zgredów" przecież mocniej się dostało. Mogłem o sobie usłyszeć: "Co on pier**li?". Albo taką recenzję, jaką selekcjoner wystawił legendzie polskiego dziennikarstwa: "Mokra, spocona koszulka". Przyznacie, że nie mogę narzekać.
Ale tu mam pierwsze wątpliwości, czy selekcjoner kogoś z kimś nie pomylił. Bo pracowałem ze Stefanem Szczepłkiem i z jego higieną zawsze wszystko było w porządku. Koszula czysta (pisał o tym nawet sam promotor pana selekcjonera), wcale nie mokra, dezodorant stosowany. Chyba że tu chodzi o te meczowe koszulki piłkarskie, których Stefan ma największą w Polsce kolekcję? No to chyba ktoś trenerowi źle powiedział (co za ludzie!). Bo ja kiedyś byłem u Stefana w domu i te koszulki widziałem. Spoconych tam nie ma. Każda uprana, uprasowana, wszystkie ułożone w największym porządku, jak największa relikwia. Takich warunków nie mają nawet pensjonariusze domu spokojnej starości dla fryzjerów we Wronkach.
Pomyślałem, że zadzwonię do selekcjonera i powiem mu, że z tym spoceniem Stefana to nieprawda, ale numeru telefonu nie miałem. Zacząłem szukać po znajomych, ale oni też nie mieli i jeszcze dodawali, że selekcjoner akurat na temat spocenia to się wypowiadać nie powinien. Nie wiem, o co im chodziło, nie drążyłem tematu, ale zdałem sobie sprawę, że mogą być trenerowi nieprzychylni. Lepiej się trzymać od nich z daleka. Co za ludzie... Sukcesu trenera nie szanują, wielkie święto mu psują, ujadają. Może znów potajemnie jakieś okładki gazet robią o trenerze, że "podzielił Polskę" i tym podobne, a to przecież oczywista nieprawda.
Zadawał się z nimi na pewno nie będę, bo jeszcze w niełaskę u trenera popadnę. A byłoby to głupie, szczególnie teraz, kiedy selekcjoner mnie już docenia i przez media pozdrawia. Kto wie, może trening kadry da mi dłużej pooglądać, może jakiegoś newsa mi puści. A muszę się starać, bo krąży o mnie opinia, że ostatni news, jaki miałem, to był wynik bitwy pod Grunwaldem.
Teraz to się będzie wielu lizusów do trenera pchało. Uważać muszę, bo jeszcze wypchną mnie z kolejki. Cwaniaczki, pod sukces chcą się podłączyć! Ale selekcjoner nie tak głupi, potrafi rozpoznać swoich od obcych. Nabrać się nie da. I jest pamiętliwy, sam o tym mówił w wywiadzie.
Widzieliście, jak załatwił tego reportera z telewizji? Szast, prast i po krzyku. Ten pan mu żadnego pytania już więcej nie zada! Zresztą trener od razu go przejrzał! Bo co się będzie facet teraz głupio tłumaczył, coś wyjaśniał, sumitował, opowiadał, że został źle zrozumiany itd. Starego misia na sztuczny miód chciał nabrać! Bezczelny. Ci z telewizji to w ogóle straszny tupet mają. Potrafią przepraszać nawet za to, czego nie zrobili. I myślą, że nikt się nie zorientuje! Sprytna taktyka, ale selekcjoner już wykrył ten spisek i plan tajnego syndykatu zgredów przejrzał. Cenię trenera za tę przenikliwość. Właściwy człowiek na właściwym miejscu.
Znajomi pytają, czy ja się na selekcjonera nie gniewam. Nie, a skąd! Za co?! Pora była późna, trener zamroczony sukcesem, zareagował tak jak mu rozum podpowiedział. Na pewno nie miał niczego złego na myśli. Zresztą pewnie każdy z was był na takim weselu, kiedy wujkowi z wąsem - w chwili uderzenia do głowy entuzjazmu - włączył się tryb nieśmiertelności. Różne rzeczy w takich sytuacjach się mówi i krzyczy. Ale to idzie w zapomnienie. Następnego dnia, jak już są poprawiny, to wujek taki jakby bardziej markotny, bliżej ciotki siedzi. Już nie krzyczy. Czasem tylko cienko nuci piosenki z popularnej - szczególnie we Wrocławiu - płyty pt. "Czesław śpiewa".
Ja to chyba powinienem się w pierś uderzyć i głowę popiołem posypać. W sumie niepotrzebnie tyle o selekcjonerze wcześniej pisałem. Na przykład, że Legię zostawił w szczerym polu jak rozkręcony traktor. Nie spodobało się to ani trenerowi, ani jego entuzjastom.
No i przez tę całą "fryzjeriadę" to jakoś też nie po drodze nam razem było. Choć wcześniej trener kilka razy chciał się zaprzyjaźnić, ale wtedy to ja jakiś nieufny byłem. Widzę dzisiaj, że niepotrzebnie zupełnie, powodów nie było. Głupio mi się wydawało, że to będzie wstyd wielki dziennikarzowi piszącemu o piłce z kumplem "Fryzjera" się zadawać. Odtrąciłem wyciągniętą dłoń. Ba! Z czasem zacząłem jeszcze kąsać. Dziś widzę - ale już po niewczasie - jakie to wszystko niepotrzebne. Zazdrość mnie zżera, że nie zrobiłem tak, jak część kolegów, którzy uznali, że te marne 711 połączeń do "Fryzjera" to aż takie istotne nie było. Wyprzedzili mnie w kolejce do trenera. Teraz na końcu będę musiał stać.
Zresztą, zdaję sobie sprawę, że - z racji wieku i ogólnego zezgredzenia - mam swoje wady. Trudno w ogóle ze mną współpracować. Nie otwieram dzioba w zachwycie, gdy mi się pokaże drona, co to nad boiskiem w czasie treningu lata. Młodzież dziennikarska bardziej na urok osobisty selekcjonera otwarta i bystra. Wcześniej atuty trenera łapie. Że trener to człowiek z klasą: a to komuś wody na konferencji naleje, żart rzuci, kogoś pochwali. No i tak znakomicie skraca dystans. W telewizji widziałem, że nawet prezesa PZPN na boisku w Chorzowie za głowę tak fajnie, swojsko wytarmosił. Musiało to się prezesowi podobać.
Zaskoczyło mnie tylko, że trener z nominacjami na zgredów tak szerokim gestem pojechał. No my ze Stefanem to już rzeczywiście nad grobem stoimy, w naszym wieku to już długo nie potrwa. Nalepka na trumnie "zgredzi" jak najbardziej zasłużona. Ale wymienieni przez trenera dwaj panowie K., to ludzie młodzi, wysocy, szczupli, przystojni. I co? Też zgredzi? Chyba że o charakter chodziło, to się nie wypowiem, bo selekcjoner na pewno ich zna lepiej. Bo jakby nie znał, to by nie mówił.
I tylko zdziwiło mnie, że - jak w Wikipedii sprawdziłem - to się okazało, że mnie i trenera zaledwie miesiące w dacie urodzin dzielą. Eee, nie. To niemożliwe. Gdzież tam! Przecież selekcjoner nie może też być zgredem, prawda? Napiszę do tej Wikipedii, że błąd tam mają.
Jedno mnie tylko martwi, żeby selekcjoner nie miał kłopotów i trosk żadnych przed wyjazdem do Kataru. Bo po awansie nadal ma te 711 niewyjaśnionych połączeń z "Fryzjerem". I nie chce być ani o jedno mniej. Ale na pewno wyjaśni, tak jak już "wyjaśnił" tych dziennikarskich zgredów.
Też pozdrawiam trenera.
Dariusz Tuzimek