[tag=10955]
PZPN[/tag] był w stałym kontakcie z Tomaszem Kędziorą po tym, jak Rosja barbarzyńsko zaatakowała Ukrainę. Przy pomocy federacji 27-latek szczęśliwie dotarł do Polski razem ze swoją rodziną, a także innym zawodnikiem Dynama Kijów, Benjaminem Verbiciem.
Kędziora związał się z Lechem Poznań do końca sezonu 2021/22. Piłkarz po raz pierwszy opowiedział o dramatycznych wydarzeniach w rozmowie z Jakubem Polkowskim i Łukaszem Wiśniowskich.
- O piątej rano obudziły nas wybuchy. Żona mnie obudziła, bo ja nie usłyszałem. Podszedłem do okna i wtedy to się zaczęło. Nie wiadomo było, co robić. Mieliśmy nadzieję, że może raz coś się stało i nie będzie więcej. Takie były myśli, żeby zbyt szybko nie reagować - przyznał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ on to zrobił! Zobacz popis gwiazdora Barcelony
Kadrowicz relacjonował swoją podróż do Polski. - Podjęliśmy decyzję w bazie treningowej. Potrzebowaliśmy pomocy PZPN. Pierwszego dnia nocowaliśmy na parkingu, w samochodach, a później w bazie - wspominał.
- Normalnie jedzie się z Kijowa do Lwowa 5 godzin, a my jechaliśmy 16-17 godzin. Przed każdą miejscowością były zapory, sprawdzali paszporty, musiałeś mówić, gdzie jedziesz. Paliwa już nie było w samym Kijowie, na szczęście wcześniej zatankowaliśmy - kontynuował.
27-latek powoli wraca do formy i regularnie gra w barwach Lecha, ale uważnie śledzi wydarzenia za naszą wschodnią granicą. Kędziora zdradził, że część jego rodziny wciąż przebywa na terytorium Ukrainy.
- Życie pisze różne scenariusze. Mnie zmusiło do tego, żeby wyjechać z Ukrainy. Wiadomo, że codziennie sprawdza się wiadomości. Jest moja żona, jest mama żony z nami, jest siostra żony, więc razem trzymamy się tutaj. Mamy kontakt z tatą mojej żony, bo nie mógł wyjechać przez te przepisy. Czekamy, jak się sytuacja rozwiąże - dodał gracz "Kolejorza".
Czytaj także:
Szef UEFA dostał pytanie o Rosję. Wyraźnie nie chciał odpowiadać
Kontrowersyjne słowa agenta. Chodzi o Sebastiana Szymańskiego