Dokładnie 50 lat temu urodził się Wojciech Kowalczyk. To jedna z legend Legii Warszawa oraz reprezentacji Polski. To on strzelał gola w finale olimpijskim w Barcelonie, ostatecznie przegranym przez Biało-Czerwonych 2:3. Piłkarz zasłynął jednak również nie tylko przez swój talent.
Legijne początki
Kowalczyk to rodowity warszawianin, choć swojej kariery nie zaczynał w Legii. Jako dziecko trenował w Olimpii, później w Polonezie, by niedługo po osiemnastce podpisać kontrakt z Wojskowymi. Okazało się to dla niego przepustką do wielkiej kariery.
Jeden z najważniejszych meczów w swoim życiu rozegrał w marcu 1991 roku. Warszawski zespół grał wtedy w ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów, turnieju poprzedzającego Puchar UEFA i Ligę Europy. W rywalizacji z Sampdorią Genua nikt nie dawał Polakom większych szans. Ci jednak sprawili sensację, a dużą rolę miał w tym Kowalczyk. U siebie Legia wygrała 1:0, a na wyjeździe zremisowała 2:2. Autorem obu bramek w rewanżu był właśnie znakomicie grający nastolatek.
ZOBACZ WIDEO: Mocne sparingi Polaków przed mundialem w Katarze. "Trochę się tych meczów boję"
- Dla nas wszystkich było zaskoczeniem, że Wojtek bardzo szybko wszedł do składu. Andrzej Łatka doznał kontuzji i dla Wojtka to był szczęśliwy traf. Bardzo szybko wykorzystał szansę, co było dla niego drogą do późniejszej kariery - powiedział jego były kolega z Legii Marek Jóźwiak w rozmowie ze sport.tvp.pl.
I tak się też stało. Jeszcze w tym samym roku w wieku zaledwie 19 lat zadebiutował w reprezentacji Polski. To właśnie w kadrze rok później odniósł największy sukces w karierze.
Ostatni medal
A był nim niewątpliwie medal na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. Biało-Czerwoni wygrali swoją grupę, pokonując m.in. Włochów. Później w ćwierćfinale rozprawili się z Katarem, by olimpijski krążek zapewnić sobie po wysokim zwycięstwie 6:1 nad Australią. W finale czekało ich jednak znacznie trudniejsze zadanie.
Nasi reprezentanci zmierzyli się bowiem z gospodarzami turnieju - Hiszpanami. To właśnie Kowalczyk uciszył Camp Nou, zdobywając tuż przed przerwą bramkę na 1:0. Ostatecznie jednak Biało-Czerwoni przegrali z rywalami 2:3 i musieli zadowolić się srebrem. Jednym z architektów medalu był Kowalczyk, który w całym turnieju zdobył 4 bramki - wszystkie w fazie play-off. To ostatni polski medal olimpijski w sportach zespołowych.
Kowalczyk bronił barw Legii przez kolejne dwa lata, a później otworzyły się dla niego wielkie drzwi. Napastnik przeszedł do Primera Division, a konkretnie do Realu Betis. Kwota transferu jak na tamte czasy była pokaźna - 1,75 mln dolarów amerykańskich. Na Półwyspie Iberyjskim nie zrobił jednak wielkiej kariery, choć grał tam łącznie przez pięć sezonów. Oprócz klubu z Sevilli występował jeszcze w UD Las Palmas.
Piłkarz prowadził swoją karierę w dość oryginalny sposób. W 1999 roku zdecydował się na przerwę, a w 2001 powrócił do gry w barwach warszawskiej Legii. Później pojechał grać na Cyprze, najpierw do Anorthosisu Famagusta, w którym spisywał się znakomicie. Jego ostatnim klubem w karierze był APOEL Nikozja.
Niektórzy sądzą, że w zrobieniu wielkiej kariery mógł przeszkodzić trudny charakter piłkarza, któremu przecież zdarzało się rezygnować z występów w kadrze. Przez wiele lat stanowił jednak o sile reprezentacji. Wystąpił w 39 meczach, zdobywając 11 goli.
Po zakończeniu kariery "Kowal" pozostaje związany z piłką nożną. Przez wiele lat był ekspertem telewizyjnym, ale na początku 2017 roku stacja Polsat Sport zdecydowała się zakończyć z nim współpracę. Powodem miały być zbyt ostre opinie w mediach społecznościowych. Szybko znalazł jednak nową pracę i obecnie jest jedną z gwiazd "Weszło".
Czytaj więcej:
Poważne konsekwencje dla Roberta Lewandowskiego
Wielki turniej w Polsce? PZPN zgłosił kandydaturę