Czy będą gwiazdami? Gordan Golik i Haris Handzić

Gordan Golik i Haris Handzić do Lecha Poznań trafili w trakcie zimowego okienka transferowego. Mieli być wzmocnieniem kadry Kolejorza i po krótkim czasie aklimatyzacji, odrywać w zespole kluczowe role. Stało się jednak inaczej. Za kadencji Jacka Zielińskiego obaj otrzymali szanse gry, ale ani jeden, ani drugi, jak na razie, nie spełnił pokładanych w nich nadziei. Czy ci piłkarze jeszcze zabłysną?

Gordan Golik i Haris Handzić to zawodnicy wynalezieni przez skautów Lecha Poznań. Ówczesny trener, Franciszek Smuda nie miał żadnego zdania przy ich sprowadzeniu. Z czasem miał o to sporo pretensji. Trafiając do Poznania obaj mieli przypiętą metkę klasowych zawodników. Po krótkim czasie aklimatyzacji mieli być gotowi do zastąpienia obecnych liderów zespołu. Wszyscy, którzy liczyli, że tak się stanie byli mocno rozczarowani. Ani jeden, ani drugi nie otrzymywał szansy gry w pierwszej drużynie. Smuda nie stawiał na nich, bowiem jego zdaniem nie byli gotowi do gry na najwyższym poziomie. - Tylko głupi trener nie wystawiłby dobrych zawodników - bronił się "Franz", który dał szansę debiutu w pierwszej drużynie jedynie Handziciowi, w meczu Remes Pucharu Polski z Polonią Warszawa.

Fakt, że Smuda nie stawiał na tą dwójkę był jednych z powodów jego zwolnienia. Utytułowany szkoleniowiec głośno krytykował poczynania zarządu. - Jeżeli robi się transfery, muszą to być naprawdę wzmocnienia. Ja przyjąłem na plecy tych zawodników, którzy dołączyli do nas w grudniu i mogłem z nimi biegać po boisku, ale niestety wyniku nie można wtedy zrobić wielkiego wyniku - dodał Smuda. "Franz" był oskarżany, że z góry skreślił Golika i Handzicia. Oboje cierpliwie czekali jednak na swoją szansę.

Otrzymali ją dopiero za kadencji Jacka Zielińskiego, który zapowiedział, że wszyscy mają czystą kartę i da im możliwość pokazania swoich możliwości. W pierwszej kolejności wchodził Handzić. 19-letni Bośniak rozczarowywał. Miał problemy z koordynacją ruchową, a jego postawę bardzo szybko skrytykował również Andrzej Juskowiak, odpowiedzialny za pracę z napastnikami. Z czasem okazało się, że Handzić to tak naprawdę nie jest napastnik, a lewy pomocnik. W ataku grał jedynie w młodzieżowej reprezentacji swojego kraju, którego okrzyknięty był wielką nadzieją.

Golik, który swego czasu typowany był nawet na kapitana reprezentacji Chorwacji, bardzo dobrze prezentował się w przedsezonowych sparingach i wydawało się, że on pokaże swoje umiejętności. Imponował spokojem w grze, dobrym dryblingiem i rozegraniem piłki. - Potrafi operować piłką. Dobrze się spisuje, gdy my przy niej jesteśmy, ale musi poprawić grę w destrukcji, bo na razie jest mu to obce. Widziałem dużo pozytywów w jego grze - mówił po jednej z gier kontrolnych Zieliński. Zaistnienie w pierwszej drużynie Chorwatowi utrudniła kontuzja. Gdy wreszcie się z nią uporał, zadebiutował w pierwszym meczu z Club Brugge. Wyróżniał się jednak jedynie brutalnym wejściem na nogi Nabila Dirrara. Grał bojaźliwie, odrywając piłki do najbliższego partnera. Tak było również w kolejnych spotkaniach.

Dziś można powiedzieć, że obaj nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Handzić dawno nie powąchał murawy na stadionach ekstraklasy, a Golik gra z konieczności. Czy to oznacza, że Lech nie będzie miał z nich pożytku? Po dotychczasowych występach ciężko wiązać z nimi nadzieję. Niewykluczone jednak, że jednemu i drugiemu potrzebny jest dłuższy czas aklimatyzacji i dojście do pewności siebie. Tym bardziej, że przez pierwsze pół roku notorycznie byli krytykowani, co z pewnością nie wpłynęło na nich pozytywnie. Handzić zaczął strzelać bramki w Młodej Ekstraklasie, nadal ma problemy z koordynacją ruchową, ale nabrał dynamiki. Golik możliwości ma, co już pokazał w sparingach, ale musi poczuć się pewniejszy, aby wykrzesać z siebie drzemiący w nim potencjał. Jego bojaźliwość dziwi, bowiem Chorwat ma 24 lata, więc powinien być już zawodnikiem ukształtowanym.

Jeśli Lech wykaże cierpliwość, istnieje jakaś szansa, że któryś z nich okaże się gwiazdą na krajowym podwórku. Pozostaje pytanie czy poznaniacy mogą sobie na to pozwolić? Jeśli chce się grać o najwyższe cele, to potrzeba zawodników gotowych do wyjścia na murawę od zaraz lub ewentualnie młodych, ale dobrze rokujących. Wszystko wskazuje więc na to, że powyższa dwójka gwiazdami nie zostanie, a ich sprowadzenie do Lecha będzie można uznać za transferowe niewypały. Chyba, że ich talent nagle wystrzeli. Podobny przykład był już w Kolejorzu z Luisem Henriquezem, z którym chciano już się żegnać. Ostatecznie wyrósł z niego solidny obrońca. Czy z Golikiem i Handziciem będzie podobnie? Czas pokaże.

Komentarze (0)