Echa po meczu Stal - Sandecja: Pierwsza wygrana Stalówki

Potyczka pomiędzy Stalą a Sandecją miała interesujący, ale i dramatyczny przebieg. Do 70. minuty więcej z gry mieli gospodarze, ale świetnie spisywał się golkiper beniaminka. Potem w ciągu czterech minut zielono-czarni zdobyli dwa gole. Po drugim trafieniu opiekun Stalówki Przemysław Cecherz zemdlał.

Przełamanie Stali

Piłkarze Stalówki w końcu wygrali. Kibice w Stalowej Woli na pierwsze ligowe zwycięstwo musieli czekać aż dziewięć kolejek. Należy także zaznaczyć, że Stalowcy ostatni raz w lidze zwyciężyli 16 mają 2009 roku, czyli dokładnie cztery miesiące temu. - Potrzebny jest jeden mecz, by oni w uwierzyli, że gra piłką przynosi efekt, że dziś obrońcy są już zbyt dobrzy na prostą grę. Trzeba oszukać rywala grą piłką, co robiła do przerwy Sandecja - powiedział po spotkaniu szkoleniowiec Stali Przemysław Cecherz.

Jaka prawda z czerwoną kartką?

W doliczonym czasie gry przy linii bocznej boiska zrobiło się gorąco. Piłkarzom z Nowego Sącza puściły nerwy. Nie mógł ich opanować Madrin Piegzik, który wykonał gest w kierunku kibiców Stali. Jaki to był gest? Są różne opinie na ten temat. Fani Stali twierdzą, że piłkarz Sandecji pokazał im środkowy palec. Nieco inaczej patrzy na to opiekun beniaminka Dariusz Wójtowicz: - Rozmawiałem z zawodnikiem, który powiedział, że pokazał do publiczności palec na zasadzie uciszenia. Nie komentuję czy to jest słusznie czy nie, bo się nie znam.

Co z formą Salamiego?

W poprzednich sezonach Abel Salami był jedną z czołowych postaci Stali i najskuteczniejszym piłkarzem tego zespołu. W tym sezonie nigeryjski napastnik zawodzi i w niczym nie przypomina zawodnika z poprzednich rozgrywek. Na boisku jest wolny, nie walczy jak kiedyś. O przyczynach słabszej dyspozycji piłkarza w meczu z Sandecją mówił na konferencji prasowej trener Stali: - Salami bardzo dużo napracował się w meczu z Flotą. W spotkaniu z Sandecją zabrakło mu szybkości ze względu na zmęczenie. Tak to wygląda. Najszybszy był Migalewski. Dlaczego? Bo nie grał.

Ultimatum prawie spełnione

Przed spotkaniem z Sandecją Nowy Sącz zarząd Stali Stalowa Wola postawił przed Przemysławem Cecherzem ultimatum - cztery punkty w dwóch meczach. Po pojedynku z beniaminkiem z Nowego Sącza trener Stali jest bliski spełnienia tego celu. Jak sam twierdzi, nie traktuje zadania w kategoriach ultimatum. - Czy będzie ultimatum czy nie, ja tak samo podchodzę do każdego meczu. Do środowego spotkania podszedłem tak, jak bym miał pracować jeszcze 5 lat. Po spotkaniu z zarządem odebrałem to jako wyraz zaufania. Mało jest tak cierpliwych włodarzy w Polsce - stwierdził szkoleniowiec jedynego przedstawiciela Podkarpacia w I lidze.

Różalski nie pomógł

Sandecja Nowy Sącz nadal pozostaje bez punktu, a nawet bramki na wyjeździe. W Stalowej Woli do 70. minuty zanosiło się, że w końcu beniaminek się przełamie i wywalczy choćby remis. Duża w tym zasługa Mariusza Różalskiego, który w bramce spisywał się rewelacyjnie. Musiał jednak skapitulować dwukrotnie i Sandecja, zamiast poprawy bilansu bramkowego na wyjeździe, jeszcze go pogorszyła - do 0:10. - Na początku mieliśmy swoje sytuacje, ale w nasze poczynania wkradła się nerwowość. Z upływem czasu grało się coraz gorzej i gospodarze zdobyli dwa gole. Udało mi się zachować czyste konto do 70. minuty. Niestety później nastąpiło nieporozumienie z obrońcą i padła bramka. Trochę nerwowo graliśmy w obronie. Niepotrzebne były też kłótnie między nami. Naszą bolączką jest to, że nie potrafimy zdobyć gola na obcym stadionie. Mogliśmy zremisować 0:0. Ten wynik nie do końca by nas satysfakcjonował, ale na pewno byłby lepszy niż porażka. Zdobylibyśmy w końcu oczko na wyjeździe - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl bramkarz Sandecji.

Komentarze (0)