Tak zareagowali ludzie Łukaszenki. Musiał uciekać

Osoby, które sprzeciwiły się reżimowy Aleksandra Łukaszenki na Białorusi nie mają łatwo. Z kraju uciekać musiał sędzia Jewgienij Pranowicz. "Fakt" przytacza jego wspomnienia dotyczące porwania.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Aleksandr Łukaszenka Getty Images / Anadolu Agency / Na zdjęciu: Aleksandr Łukaszenka
W 2020 roku Alaksandr Łukaszenka po raz kolejny wygrał wybory prezydenckie. Choć sondaże na to nie wskazywały, to białoruski dyktator triumfował z wielką przewagą. To wywołało protesty Białorusinów, które były krwawo tłumione przez milicję. Każdy, kto sprzeciwił się reżimowi lub wypowiadał się krytycznie na jego temat, musiał liczyć się z represjami.

Tak było w przypadku sędziego Jewgienija Pranowicza, który po wyborach krytykował Łukaszenkę. Udzielił wywiadu i z pewnością nie spodziewał się, że jego słowa wywołają takie konsekwencje.

- To było porwanie. Zgarnęli mnie z przystanku autobusowego i wywieźli do lasu. To powszechny sposób działania białoruskiej policji: porwać i zastraszyć. Na mnie chcieli wymóc wydanie specjalnego oświadczenia, że to, co powiedziałem w wywiadzie, jest kłamstwem i tak naprawdę popieram Łukaszenkę - powiedział Pranowicz, którego słowa przytacza "Fakt".

Arbiter nie dał się złamać. - Bałem się o swoje życie, ale nie zgodziłem się. W końcu po czterdziestu minutach zostawili mnie i odjechali - dodał Pranowicz.

Następnie wyjechał do Polski, ale tutaj też nie czuł się bezpiecznie. Ostatecznie osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie rozpoczął nowe życie.

Czytaj także:
Szaleństwo w półfinale Ligi Mistrzów! Siedem goli i minimalna przewaga Manchesteru City
"Jakość zapierająca dech w piersiach". Angielskie media piszą o półfinale Ligi Mistrzów

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandal na boisku! Mecz został przerwany
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×